Trzeba wiedzieć, że podstawowy trzon pierwszego zespołu stanowili
dziennikarze krakowskiej Rozgłośni Polskiego Radia. To było kilka osób,
praktycznie z jednego pokoju redakcyjnego. Nie wiem, czy ktokolwiek odmówił Staszkowi. Byliśmy wtedy wciąż młodzi i gotowi na zupełnie nową przygodę. Ja
do zespołu zostałem zaproszony ciut później – myślę, że to było ze dwa miesiące
od momentu, kiedy stało się jasne, że Radio powstanie i będzie miało swoją
siedzibę na Kopcu Kościuszki. Moim
zadaniem było zbudowanie działu promocji, czyli łączyłem funkcje dzisiejszego PR, działu promocji, marketingu i
sprzedaży. Owszem, miałem silne wsparcie
w jednej osobie – Eli Gołąb – i tyle musiało wystarczyć. Poza tymi
marketingowymi obowiązkami, byłem jednym z czterech prowadzących programy. Ze
względu na charakter pracy, „robiłem” poranki, albo „nocki”.
Znakomitym pomysłem było to, że radio zaczynało od transmisji francuskiego radia Fun. Jak tylko byliśmy gotowi sprzętowo i programowo, włączyliśmy serwisy informacyjne, by jednak odróżnić się od ówczesnej jedynej konkurencji, czyli radia publicznego, serwisy były emitowane piętnaście minut przed pełną godziną. Z czasem, stopniowo, pomiędzy muzykę nadawaną przez radio Fun, wprowadzaliśmy własne pasma programowe, aż w ciągu kilku miesięcy zajęliśmy całe 24-godzinne pasmo. Była nas garstka, mieszcząca się w kilku pomieszczeniach lewego skrzydła Hotelu pod Kopcem. Nie mam śmiałości wymieniać tych nazwisk, by kogoś nie pominąć, ale pewne jest, że dwie osoby z tamtych czasów są w RMF do dzisiaj – to obecny Prezes radia, Tadek Sołtys i dyrektor RMFClassic, Paweł Pawlik. Do dzisiaj pracuje w tym radiu także kilku kolegów działu technicznego.
Często pytany jestem o historię nazwy. Jest ona prostą historią radia. Najpierw było Radio Fun – transmisja francuskiej stacji muzycznej, która była czymś zupełnie innym, niż to, co znaliśmy dotychczas. Kiedy zaczęliśmy nadawać swoje programy, nazwa zmieniła się na Radio Małopolska Fun (Małopolska traktowana, jako region Solidarności). Kiedy rozstaliśmy się z francuskim Fun Radio, skróciliśmy nazwę do RMF. Z czasem znaleźliśmy inne rozszerzenie tej nazwy: Radio Muzyka Fakty – i tak zostało do dzisiaj. Pierwsze jingle stacji, obecne do dzisiaj, wyprodukowane zostały przez jedno ze znaczących studiów produkcyjnych w Hollywood, bo niby skąd mieliśmy wiedzieć, co to są jingle stacji.
30 lat temu nikt już nie pamiętał o winylach. Nikomu w głowie nie było kupno gramofonu i płyt – no bo niby skąd je wziąć. Muzyczne biblioteki Polskiego Radia były dla nas zamknięte, więc w sposób oczywisty tworzyliśmy radio z płyt CD, odtwarzając je na profesjonalnych odtwarzaczach, które były nie tylko całkowicie niezawodne, ale pozwalały np. pokazywać czas do końca utworu, co w pracy radiowej ma kolosalne znaczenie.
Była jednak w radiu taśma magnetofonowa – o tak. To była taka dziwna taśma, zamknięta w pudełku i wsuwana do urządzenia odtwarzającego, podobnie jak płyta CD. Ten format popularny był w odtwarzaczach taśmowych obecnych w amerykańskich samochodach. Istotne było dla nas to, że owe, jak to nazywał Stanisław Tyczyński, „kartusze” - z francuskiego cartouche, miały ledwie 3 minuty nagrania i stosowaliśmy je do nagrywania i odtwarzania reklam. Fachowo nazywało się to LTO, czyli Linear Tape Open i wyglądało tak:
Płyty winylowe pojawiły się w radiu RMFClassic przypadkiem w roku bodajże 2008 za sprawą spotkania autora niniejszego tekstu i Pawła Pawlika – dyrektora w RMFClassic. To spotkanie nie było czymś nadzwyczajnym. Znaliśmy się z pierwszych miesięcy Radia Małopolska Fun, kiedy to w tzw. "porankach”, które prowadziłem, pojawiła się para reporterów – Brian Scott i Paweł Pawlik. Kto ten duet pamięta – wie, o co chodzi, a ten, kto tego nie słyszał, niech żałuje. Otóż Paweł wiedział, że interesuję się płytami winylowymi, które wówczas były jeszcze nośnikiem całkowicie egzotycznym i zaproponował, bym pisał bloga do RMFClassic o klasyce na winylach. Bodajże po pół roku zaproponowałem, żeby zrobić z tego program. Wielu młodych dziennikarzy nie miało pojęcia, o co z tymi winylami chodzi, więc „Muzyka spod igły” była takim eksperymentem, jak puszczanie filmów z epoki kina niemego. Program był dla ówczesnego radia ryzykownym eksperymentem, więc umówiliśmy się na jeden sezon. Jeszcze przez jakieś trzy lata „Muzyka spod igły” była ciekawostką, podobną do kła dinozaura, aż nie wiadomo jak, kiedy i dlaczego, winyl stał się znów modny, a „Muzyka spod igły” stała się programem mainstreemowym. I tak jest do dzisiaj. Zdaje mi się, że wraz z 30-leciem RMF, „Igła” też ma jubileusz – moim zdaniem jestem w okolicy programu nr 500.
Dla wspomnienia „dawnych czasów” zamieszczam pierwsze, historyczne, wspólne zdjęcie zespołu RMF, jeszcze ze smoczycą Matyldą, która przez wiele lat funkcjonowała w logo stacji, aż ktoś ją z logo wykasował. Wylądowała u mnie w domu, gdzie dożyła późnej starości w towarzystwie moich dzieci.
Swoją drogą – kogo Państwo na tym zdjęciu rozpoznają? Proszę pisać w komentarzach.
Wojtek Padjas (najstarszy wiekiem w pionierskich czasach RMF)