Bardzo dziękuję za kolejne zaproszenie na Waszą stronę. Bardzo lubię i szanuję to, co robicie. Kibicuję Wam od kilku lat i cieszę się, że Psychosonda złapała drugi oddech i pięknie się rozwija. Poniżej przedstawię moją Vinylową5.
Społeczne kolekcjonowanie
Fajnie, że mnie o to zapytaliście, mogę w końcu wyjaśnić, o co chodzi z "kolekcjonowaniem społecznym", terminem, który ukułem na własne potrzeby, aby wynagrodzić sobie to, że prowadziłem sklep z winylami i płyty pozostawały w nim tylko na chwilę.
Zatem, społeczne kolekcjonowanie, to nic innego, jak stwierdzenie, pozwalające mi rozstać się z jakąś niesamowitą płytą, absolutnym białym krukiem, perełką nad perełki. Płyta jechała do Pana Roberta, albo Pana Tomasza, albo do Pana Remigiusza i tym sposobem znikała z mojej półki. Miałem niewątpliwą przyjemność trzymać w rękach jedne z największych winylowych skarbów jakie są na ziemi, ale nie mogłem ich zatrzymać. Dlatego teraz, pół żartem, pół serio, mówię, że jestem społecznym kolekcjonerem, bo moja kolekcja jest w społeczeństwie, rozrzucona po wielu domach Polski, Europy i świata.
W zeszłym roku sprzedałem swój sklep, który prowadziłem przez prawie 10 lat. Musicie wiedzieć, że przez te 10 lat przez moje ręce przewinęło się około 150 000 płyt. W najlepszym okresie w moim posiadaniu było ponad 20 000 płyt. A na chwilę obecną, moja kolekcja liczy sobie około 50 płyt. W większości to płyty, które wydałem sam, albo ze znajomymi lub płyty wydane przez zaprzyjaźnione zespoły czy labele: takie jak Broda Records, Chodzą Słuchy Records czy Ermland Production.
Zatem oto moja Vinylowa5:
Biblia Audio - Apokalipsa Św. Jana
Jeśli teraz powiem, że jestem osobą wierzącą, pewnie nikogo nie zdziwię. Ten projekt bardzo mnie osobiście poruszył i ta płyta znalazła się w moim życiu w momencie, kiedy stałem na zakręcie i myślałem, co dalej. To było jakiś rok, czy dwa, zanim sprzedałem sklep. Już wtedy zastanawiałem się, jak wyglądałoby moje życie bez sklepu. Czy dalej byłym Panem Winylem? Czy w ogóle jest możliwe życie bez tego, co robiłem do tej pory? Kochałem swój sklep i to czym się na co dzień zajmowałem, ale po 7-8 latach pakownia płyt do wysyłki człowiek zaczął się zastanawiać, czy to wszystko?
Całe przedsięwzięcie nagrania tekstu Biblii jako słuchowiska wydał mi się fascynujący. Profesjonalizm i rozmach, z jakim do tego podeszli producenci, przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Apokalipsa Św. Jana, to nie tylko kapitalny unikat na płycie winylowej, ale też fantastyczna epicka podróż w wizję jaką otrzymał apostoł Jan, która opisuje Czasy Ostateczne. Efekty dźwiękowe, muzyka i głosy tak znakomitych aktorów jak Malajkat, Trela i Woronowicz przenoszą w zupełnie inny świat, świat gdzie aniołowie są tak blisko, że możesz poczuć na twarzy powiew wiatru spowodowany machaniem ich skrzydeł, poczuć drżenie ziemi, gdy Bóg rzuca gromy. Dzięki tej, nie tylko płycie, ale całej produkcji, udało mi się przejść przez dość trudny okres w moim życiu.
Hans Zimmer - Interstellar
Film widziałem kilka razy, za każdym razem końcówka mnie rozwala. To niesamowite, jak ta zapętlona rzeczywistość dokładnie pokazuje, w jakim miejscu jest nasza ludzkość. Wydaje się, że nie ma ucieczki, że nie ma już nadziei, że nawet kosmici zawiedli... ale są Oni, Oni wiedzą, Oni znają, Oni mają serce kochającego swe dziecko Ojca. Dla mnie rewelacja. Zimmera często się krytykuje za jego dzieła. Mówi się o nim, że nie jest kompozytorem, bo i faktycznie ciężko powiedzieć, że komponuje. Patrząc na rozmach jego produkcji, możemy pomyśleć, że to są takie utarte schematy: trochę elektroniki, trochę symfonii, trochę marimby i już, przebój gotowy. Ale tak nie jest. Każde z jego dzieł, a szczególnie Interstellar, to fantastyczne podróże w czas i przestrzeń, które wymykają się wyobraźni. Dla mnie płyta Interstellar to jest krążek (a właściwie dwa, bo są dwie płyty) dzięki któremu można polecieć w kosmos, nie ruszając się z fotela. Film opowiada swoją historię, a muzyka swoją. Włączam Interstellar za każdym razem, gdy potrzebuję się skupić i znaleźć swoje połączenie z kosmosem i Bogiem. Wtedy wiem, że bardzo blisko mnie jest Bóg, który mnie kocha. Dla mnie to przełomowe dzieło i zdaje się, że już tak zostanie.
Eric Serra - Fifth Element
W przypadku tej płyty było inaczej. Rok 1994. Z kolegą Góralem po wyjściu z kina dosłownie zataczaliśmy się z zachwytu. Podczas seansu nic nie piliśmy, to film nas tak upoił swoją obfitością wszystkiego. Pomijam aktorski kunszt każdego z aktorów (wejście na pokład Chrisa Tuckera, jako Rubby Roda, radiowego DJa, do dziś uważam za jedne z najważniejszych 5 min w historii kina :D ), pomijam przepych dekoracji i strojów, bo to jest oczywiste, ale to co zrobił Pan Serra z muzyką, jest niesamowite. Muzyka jest jak namacalne tło filmu, a może nawet jak jakiś niewidzialny aktor-duch, który każdej scenie dodaje ponadnaturalnej soczystości. Wtedy, w roku 1994 nie było nic lepszego!
Mieszkaliśmy w małym miasteczku, w którym "nigdy nic się nie działo", zatem kino i muzyka to były jedyne wyjścia ewakuacyjne dla młodzieży. Kilka dni później kupiłem kasetę z muzyką do filmu i pamiętam, że jakiś czas potem udaliśmy się na "zwiedzanie" Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, popularnie w naszym regionie nazywanego bunkrami. Słuchaliśmy wtedy tej kasety. W starym poniemieckim bunkrze, jakieśDebiut Rage Against The Machine
To będzie chyba najkrótsze wspomnienie. Wakacje roku około 1994, 1995, boisko do koszykówki "na ekonomiku", magnetofon na baterie, Kasprzak i kaseta RATMu. Każdy kawałek znaliśmy na pamięć. Napierniczaliśmy w kosza od rana do wieczora, zjeżdżając kasetę na maksa. Do szczęścia nie trzeba nam było nic więcej poza... wodą do picia. Możliwe, że ten czas, spędzony na zdzieraniu kolan na rozgrzanym asfalcie, słuchaniu RATMu i wrzeszczeniu "KILININDENEJMOF!!!" był jednym z najbardziej znaczących w moim życiu. Chyba wtedy zakochałem się w muzyce na zawsze. Sport mnie już teraz specjalnie nie jara :D
Jerry Cantrell - Degradation Trip 1 & 2
Znów powrót do lat dziewięćdziesiątych. Grunge szalał, Kobain już nie żył, Alice In Chains przeżywało załamania, Cantrell nagrywał solo. Pamiętacie jego pierwszy solowy album "Boogie Depot"? Pokochałem Cantrella jeszcze bardziej. Później Degradation Trip, naprawdę zabrał mnie w niesamowitą podróż. W 2009 roku widziałem AIC i Cantrella (już bez Staleya oczywiście) na żywo w Manchasterze, dokładnie 16 lat po ich pierwszym występie w tym miejscu. To było przeżycie. Wtedy zobaczyłem Cantrella, mojego idola, po raz pierwszy na żywo. To był zupełnie inny facet niż mi się wydawało. Miał już wtedy przecież swoje latka, ale widać, że to on jest szefem zespołu, nigdy nie było inaczej.
Bardzo było mi smutno po odejściu Staleya, myślałem, co to będzie, jak zespół może dalej działać bez tego charakterystycznego wokalu. Ale to nie na samym Stanley’u opierał się zespół, ale również na charyzmie i determinacji Cantrella. Gdy w tamtym roku MOV zapowiedział reedycję Cantrella (aż 4 LP), nie wahałem się. Kupiłem i nie żałuję. Bardzo pragnę zdobyć całą kolekcję AIC w oryginałach na winylu :)