O przebiegu procesu twórczego, o aktywności umysłu po śmierci, o najnowszym znakomitym albumie Dodson And Fogg, o scenie neo-folkowej oraz o rozliczaniu się ze współpracownikami w żelkach rozmawiamy z Chrisem Wade - człowiekiem pochłoniętym pasją tworzenia, kompozytorem, muzykiem, pisarzem, scenarzystą i dziennikarzem w jednej osobie.
A.J. Kaufmann: Witaj Chris, naprawdę cieszę się, że rozmawiam z Tobą w imieniu Psychosondy! Jak się masz?
Chris Wade: Bardzo dobrze, dziękuję że pytasz.
Czy mógłbyś przedstawić się naszym czytelnikom? Kim jesteś, skąd się wywodzisz, i jak długo już piszesz, tworzysz muzykę i sztukę?
Jestem Chris Wade, niektórzy nazywają mnie Mistycznym Zakapturzonym Podróżnikiem... Hehe. Zacząłem pisać i grać na instrumentach w bardzo młodym wieku, kiedy miałem około 6-7 lat. Przypuszczam, że zacząłem traktować to poważnie w 2009 roku, kiedy zacząłem wydawać książki, a następnie w 2010 roku, kiedy pracowałem z Rikiem Mayallem nad audiobookiem mojej powieści „Cutey and the Sofaguard”. Ale jak daleko wstecz sięgam pamięcią, zawsze lubiłem tworzyć różne rzeczy. Mam jeszcze moją pierwszą książkę, „Freddie the Frog”, którą napisałem w 1992 roku, kiedy mialem 7 lat. To obrazuje już portret mojego wypaczonego umysłu, który wypaczał się tylko bardziej i bardziej przez te wszystkie lata.
Jakie były twoje pierwsze inspiracje? Kto lub co skłoniło Cię do sięgnięcia po gitarę i rozpoczęcia nagrywania?
Mój ojciec słuchał wiele muzyki. Gdy byliśmy dziećmi, byliśmy wychowani na Beatlesach i wszelkiego rodzaju starych składankach różnych labeli z lat 70-tych nieznanych ale świetnych zespołów. Ojciec słuchał wszystkiego po trochu, więc ja też zawsze kochałem muzykę w ogóle. Ja i mój brat zaczęliśmy się uczyć grać na gitarze tylko z ciekawości, po prostu staraliśmy się grać nuty i wydawać z instrumentu dźwięki, które nie brzmiałyby jak kot okręcany wokół własnego ogona. Zapaliłem się do Black Sabbath. Kiedy miałem 8 lat i zacząłem uczyć się ich akordów, mój brat odkrywał pierwsze takty Metalliki. Kiedy byłem dzieciakiem, wręcz czciłem grę na gitarze Tony'ego Iommi.
Co jeśli chodzi o Twoją ewolucję jako artysty i człowieka? Co wpływa na to, że się zmieniasz?
Szczerze mówiąc to naprawdę nie wiem. Myślę że nie zmieniam się bardziej niż zmienia się każda inna osoba. Jedna rzecz, która zmieniła mnie jako osobę, jeśli naprawdę się zatrzymam i pomyślę nad tym, to moja córka. Lily zmieniła całe moje życie. Uwielbiam ją całkowicie i bezgranicznie. A muzycznie wygląda to tak, że nagrywając album mam w głowie temat, motyw i wszystkie pomysły pasujące do siebie - potem poszczególni muzycy dodają od siebie kolejne fragmenty i tak krystalizuje się finalny materiał. Moim głównym celem jest pisanie dobrych piosenek. Jestem przede wszystkim autorem piosenek i może używam różnych dźwięków i nastrojów, które niektórzy ludzie przypinają do gatunków takich jak acid-folk, psychodelia czy prog-folk, ale w moim odczuciu po prostu piszę piosenkę, a następnie wybieram instrumentację, która przez nią przebrnie. Moja codzienna motywacja zaczyna się z samego rana. Wtedy wstaję, piszę miksuję, pracuję nad jednym z moich projektów. Kocham wstawać i z samego rana zaczynać pracę nad czymś kreatywnym. Rzadko zdarza mi się po prostu usiąść i nic nie robić, to jest dla mnie trudne do wykonania. Jestem niebywale ruchliwym dupkiem.
Które albumy Dodson and Fogg możesz szczególnie polecić naszym czytelnikom? Który z nich jest dla Ciebie wyjątkowy i dlaczego?
Cóż, zawsze wolę ten ostatni, który właśnie skończyłem. Chciałbym więc powiedzieć czytelnikom Psychosondy, aby zaczęli słuchanie Dodson and Fogg od „In A Strange Slumber”. Chociaż nie wiem. Może jednak chciałbym, żeby zaczęli od początku i ruszyli dalej właśnie stamtąd. Ludzie często kupują na raz wszystkich 6 albumów Dodson and Fogg i proszę ich wtedy, aby rozpoczęli słuchanie od pierwszego - być może usłyszą wtedy, jak z biegiem lat przebiegał rozwój zespołu i jak ewoluowaliśmy wraz z wydaniami kolejnych albumów.
Właśnie niedawno słuchałem Twojej najnowszej płyty, „In A Strange Slumber”. Gratuluję kolejnego wspaniałego albumu. Słuchając go po raz pierwszy, trudno ie odnieść wrażenia, że jest to poniekąd brytyjska wariacja na “American Beauty” Grateful Dead, z równie mocnymi piosenkami i ciekawymi tekstami. Przypomniał mi się też Comus, Magna Carta i Tractor. Jak rozpocząłeś zbieranie pomysłów na ten album?
Zabawne, bo tych trzech ostatnich zespołów o których wspomniałeś nigdy nie słyszałem. Piosenki po prostu “przyszły do mnie” - jak zwykle zresztą. Właściwie zacząłem nagrywanie tych kawałków tuż po skończeniu poprzedniego albumu „After the Fall”. Miałem wtedy gotowych kilka utworów i tak się złożyło, że wtedy kilka bliskich mi osób zmarło. Były to osoby z rodziny oraz ludzie, z którymi pracowałem, ludzie, których podziwiałem. Moje myśli zaczęły jeszcze mocniej w tamtych dniach krążyć wokół śmierci i pasować do mojego tematu przewodniego. Wiem, brzmi to neco pretensjonalnie, ale szczerze mówiąc nie zamierzałem, żeby tak było. Wyjąłem wtedy wszystkie swoje instrumenty i pokolorowałem nimi utwory. Stworzenie tego albumu było dla mnie naprawdę przyjemnym doznaniem. Mimo tematyki, którą jest przesiąknięty.
Wiem, że ten album to nie tylko zbiór piosenek, i że stoi za nim pewien koncept. Czy mógłbyś wprowadzić nas w świat swojej "Dziwnej Drzemki"?
To po prostu próba podsumowania dziwnych snów. Wszyscy je mamy - te bałaganiarskie sny, które nie mają większego sensu. W jednej chwili mogą być miłe, a zaraz potem zmieniają się w przerażające. To dlatego fragmenty mówione na płycie trzeszczą - zupełnie jak stary gramofon.
Co, ogólnie mówiąc, zainspirowało Twoje teksty dla tego konkretnego projektu i koncepcji?
Tak naprawdę poszło dość szybko, choć wszystko trwało nieco dłużej niż zwykle, bo miałem przygotowanych więcej utworów i pozbywałem się ich niektórych z nich, kiedy pojawiały się nowsze i lepsze pomysły. Nagrania trwały trzy lub cztery miesiące. Wszystko było zainspirowane tymi smutnymi wydarzeniami, o których wspominałem.
Co było najtrudniejsze w pisaniu lub nagrywaniu albumu? A co najłatwiejsze?
Nie wiem - naprawdę. Wydaje mi się, że minęły już lata odkąd go nagrałem - mimo że było to przecież tylko kilka miesięcy temu. Jako, że nagrywam w domu i codziennie robię drobne kroki, to w moim umyśle cały ten proces zlał się w jeden długi dzień. W niektóre z dni pracowałem po 12 godzin, w inne po prostu napisałem trochę tekstu lub nagrałem gitary pomiędzy pisaniem. Uważam, że tworzenie muzyki przynosi tak wiele radości, że nie odczuwa się ogromu pracy, jaki w danym dniu trzeba włożyć w powstanie danego albumu… aż do momentu, kiedy kończy się dzień i uświadamiasz sobie, że jesteś całkowicie wykończony.
Jak rozumiesz "sny" i "śmierć", czyli centrum nowej płyty?
Myślałem o ludzkich ciałach będących nieruchomymi w czasie snu, kiedy to umysły są całkowicie zajęte i wędrują sobie w każdym dowolnym kierunku, kiedy śnimy. Myślałem o kontrastach między ciałem i umysłem - w jaki sposób są one od siebie różne. Nasze ciało działa i wykonuje swoje wyznaczone zadania w zasadzie tylko na jawie, ale nasz umysł nigdy nie przestaje, nawet gdy śpimy. Myślałem o tym, co stanie się z ludzkim umysłem w stanie śmierci. Na co dzień nie zastanawiam się zbyt wiele nad życiem po życiu lub czymkolwiek, co przyjdzie po śmierci, ale to dało mi do myślenia. Skoro umysł jest tak silny, że działa bez udziału sfery cielesnej, to by może także, gdy umieramy, dzieje się coś więcej. Nie wiem, to wszystko jest otwarte na interpretację. Lubię myśleć w ten sposób, że z danego utworu kultury, każdy może, wziąć sobie wyłącznbie to, co chce. Ważną sprawą było dla mnie nagranie albumu wyperłnionego utworami na przyzwoitym poziomie. Takich, którcyh będę mógł słuchać wiele razy i będę z nich naprawdę dumny.
„The Young Ones” jest jednym z moich ulubionych programów telewizyjnych. Jak pracowało się z Nigelem Planerem, i w jaki sposób przyczynił się on do powstania „In a Strange Slumber”?
Praca z Nigelem była genialna. Zawsze byłem wielkim fanem Nigela. Kocham jego grę w filmach Comic Strip, i oczywiście, jako Neila w „The Young Ones”, a jako dziecko kochałem go w show, który kręcił z Rikiem Mayallem - „Filthy Rich and Catflap”, gdzie grał podłego kaszlącego agenta wydającego słynne „Jestem umierającym człowiekiem, Richie.” Nigel jest genialnym aktorem. Lubię go także w audiobookach powieści Terry'ego Pratchetta „Świat Dysku”. Kiedy usłyszałem go w kilu audiobookach, jego głos wydał mi się idealny do mojego albumu. Nawiązałem więc kontakt z jego agentem i wysłałem kilka klipów Dodson and Fogg wraz ze skryptami moich opowieści. Następnie spotkaliśmy się w Londynie, aby nagrać mój materiał. Odbyliśmy wcześniej małą pogawędkę i wypiliśmy herbatę, potem on przedstawił mi możliwości odczytu i zrobiliśmy to dosłownie w mgnieniu oka. Kiedy jesteś tak dobry jak on, to wszystko staje się proste. Zabawne, wszystko odbyło się w studiu w Shepherds Bush, w którym prawie pięć lat temu nagrałem „Cutey and the Sofaguard” z Rikiem. Nigel miał bardzo znaczący wkład w ostateczny kształt mojego albumu. Mamy nadzieję, że wkrótce coś jeszcze razem stworzymy.
Gra Ricky'ego Romain na sitarze w "The Dance" i "Never Be Alone" jest piękna i wiem, że to nie pierwszy raz, kiedy pracowaliście razem. Jakie to uczucie znów pracować z nim i jacy inni goście pojawiają się na Twoim najnowszym albumie?
Uwielbiam pracę Ricky'ego, naprawdę jestem szczęściarzem, że spotkałem go na swojej drodze. Ricky jest także fantastycznym malarzem, a jego gra na sitarze to poziom międzynarodowy. Tak więc jestem zachwycony, że goszczę go ponownie na swojej płycie. Ricky był z nami od „The Call”, czwartego albumu Dodson and Fogg nagranego w 2013 roku. Pozostali goście to oczywiście wspaniała Celia Humphris z folkowego zespołu Trees. Jest jedną z moich ulubionych wokalistek wszech czasów. Myślę, że mówię to w każdym wywiadzie, ale tak jest naprawdę - jej głos jest po prostu piękny. Alison O Donnell z Mellow Candle pojawia się na chwilkę przy końcu albumu. Kevin Scott, to kanadyjski gość, który wspólnie ze mną stworzył ostatnią piosenkę - napisał do niej melodię na fortepianie. Kevin zaaranżował także partie smyczkowe dwóch innych kawałków z płyty. Kto jeszcze? O tak, stary dobry Colin Jones, który grał na trąbce na pięciu z moich wszystkich albumów. Uwielbiam mieć u swojego boku różne osoby, które są w stanie dodać dodatkowe znaczenie i charakter moim utworom. Kolejny album, nad którym pracuję powstanie z udziałem mojego brata Andy'ego, Ricky będzie obecny w dwóch kawałkach, Celia oczywiście także się pojawi, będzie także obecna flecistka Georgia Cooke. Uwielbiam różnorodność dźwięków, które komplementują moje piosenki.
Czy jesteś sam odpowiedzialny za okładkę płyty, czy jest to praca kogoś innego?
Ta zupełnie genialna okładka jest dziełem mojej narzeczonej. Linzi jest odpowiedzialna już za kilka moich okładek. Genialna artystka. Mam ją z oczywiście w opcji z rabatem – płacę jej dwa żelki za każdy centymetr kwadratowy powierzchni, który obejmuje jej praca, hehe. Okładka do tej płyty to kolaż składający się obrazów z każdego utworu. Dałem Linzi tytuły utworów oraz konkretne słowa i tematy, a ona umieściła je wszystkie na okładce. Kocham ją.
Dlaczego uważasz, że powinniśmy uważnie wysłuchać „In a Strange Slumber” i muzyki, którą robisz? Co Twoja muzyka może nam zaoferować? Co może w nas zmienić? Co móże zrobić dla nas?
Nie wiem. Myślę, że odpowiadając na to pytanie brzmiałbym jak arogancki dupek. Nie sądzę, że ktoś naprawdę „powinien” słuchać mojej muzyki, ale oczywiście podoba mi się, kiedy ludzie to robią. Uwielbiam ten dreszczyk, kiedy wiem, że ktoś kupuje mój album i czeka aż go odtworzy po raz pierwszy. To niesamowite uczucie, o którym marzyłem od szczenięcych lat. Wiem, że osoby, które lubią moją muzykę wydają się być naprawdę w nią wkręcone. Jakiś tydzień temu dostałem e-mail od fana, który napisał, że moja muzyka sprawiła, że jego życie stało się piękniejsze i ciekawsze. I to był dla mnie największy komplement jaki kiedykolwiek mógłbym usłyszeć.
Co z Twoimi tekstami? Uważasz, że o czym warto pisać i śpiewać w dzisiejszych czasach?
Piszę głównie o moich własnych uczuciach i myślach. To może być coś, co się ze mną dzieje, coś co sprawia, że się martwię lub jestem szczęśliwy. Dla mnie to jedyny sposób, w jaki mogę napisać właściwe utwory. Nie mogę od zera wymyślić postaci lub historii do moich piosenek. Brzmiałyby bowiem fałszywie. Więc piszę z własnego punktu widzenia. W ten sposób utwory stają się niemal moimi pamiętnikami. A kiedy ich słucham, to jakbym patrzył wstecz i na nowo przeżywał to, gdzie byłem i co robiłem w tamtym czasie. To prawda, że napisałem również kilka politycznie zaangażowanych kawałków, ale to było po prostu o czymś, co było dla mnie w dany momencie denerwujące. Moim zdaniem pisanie powinno pochodzić z wewnątrz ciebie, w przeciwnym razie staje się trochę wydumane i głupie. Ale to tylko moja opinia. Niektórzy ludzie mogą przecież myśleć, że moja muzyka to czyste bzdury - i to też jest OK.
W świecie głośnej natrętnej muzyki, bitów, beatmakerów i didżejów, folkujesz sobie w pięknym eterycznym stylu. Czy są jacyś inni artyści robiący to samo, których mógłbyś nam polecić?
Hmmm… Pozwól, że się zastanowię. Facet nazywa się Sand Snowman, pracuję z nim razem nad płytą, on jest fantastyczny. Jego rzeczy podobają mi się już od dobrych kilku lat. Jego muzyka jest bardzo czysta, w ten sposób, o którym wspomniałeś. Mój brat Andy nagrał właśnie nowy album z naprawdę rewelacyjną muzyką; do tego ma świetny głos i pisze dobre melodie. Kiedy włączam muzykę są to zwykle rzeczy, które już znam i uwielbiam od bardzo dawna, które słyszałem, kiedy byłem dzieckiem, i które na dobre utknęły w mojej głowie. Zdaję sobie sprawę, że muszę więcej słuchać współczesnych artystów! A słucham głównie Boba Dylana, The Beatles, Incredible String Band, Neila Younga... i innych tego typu rzeczy.
Czy możesz nam powiedzieć więcej o swojej pracy w charakterze pisarza? Z czego jesteś najbardziej dumny?
Mam na koncie całkiem sporo projektów książkowych. Popełniłem kiedyś książkę o aktorze Malcolmie McDowell, inną na temat filmów o zombie, a także całą serię wywiadów (np. z Tomem Savini, gościem od efektów specjalnych). Jednak książka, z jakiej jestem najbardziej dumny to audiobook, który nagrałem wspólnie z Rickym. Teraz, kiedy umarł, patrzę na to z jeszcze większą sympatią i pamiętam, jaką naprawdę był legendą. Po trzech latach robienia muzyki wrazam teraz powoli także do pisania. Prowadzę rzecz o nazwie Hound Dawg Magazine. Zaczęło się od bezpłatnych plików PDF o muzyce, filmie i sztuce. Teraz zrobiłem z tego blog, na którym publikuję stare wywiady, które zrobiłem z różnymi ciekawymi ludźmi kilka lat temu, a także zupełnie świeżo napisane teksty.
Czy wierzysz, że "humor jest częścią muzyki"?
Myślę, że śmiech jest naprawdę ważny. Naprawdę lubię się śmiać. Ja i Linzi śmiejemy się cały czas, często tak, że aż boli mnie twarz. Także w muzyce humor jest bardzo ważną składową - zobacz jak wspaniale Frank Zappa wkomponował go w swoją twórczość. Ale humor nie zawsze pasuje. Gdybym ja spróbował dodać jego szczyptę w jakimś swoim utworze, to na pewno wyszłoby z tego gówno. Gdybym spróbował użyć tego komediowego stylu z mojej powieści przy pisaniu piosenek, to nikt nie chciałby tego słuchać. Mówię Ci.
Jakie są inne "słodkie i dziwne niespodzianki" które dla nas przygotowałeś? Czego możemy się spodziewać w przyszłości w świecie Dodson and Fogg?
Cóż, prawie skończyłem już nagrywać nowy album Dodson, a ten aktualnie wydany jest wciąż jeszcze tym, o którym myślę jak o najlepszym. Pracuję też nad albumem z Sand Snowman. Plus mam napisać piosenkę na pewien album charytatywny, czym jestem zaszczycony, i to jest w tej chwili nr jeden na mojej liście rzeczy do zrobienia. Czekam też na zielone światło oc wydawcy w sprawie audiobooka, który niedawno napisałem, piszę też dwa scenariusze do filmów, które, mam nadzieję, uda się w przyszłości stworzyć. Pracuję też nad pełnometrażowym filmem o Dodson and Fogg, który ma być kompilacją wszystkich dotychczasowych filmów promocyjnych połączonych z nowymi fragmentami. Aby dopełnić obrazu calości. muszę jeszcze wspomnieć o tym, że piszę powieść grozy. Ale oczywiście głównym celem zawsze będzie dla mnie muzyka.
Chris, bardzo dziękuję Ci za rozmowę!
Rozmawiał: A.J. Kaufmann