Jak rozwijała się Melomania? Skąd bierze się tyle „japońskich zespołów”? I dlaczego kolekcje winyli mierzymy na metry? O to między innymi zapytaliśmy twórców Melomanii.
Konrad Helwig: Spotykamy się przy okazji okrągłej, dwunastej miesięcznicy Melomanii. Przedstawcie się proszę na początek i opowiedzcie trochę o sobie. Poznajmy twórców Melomanii.
Maciej Grabałowski: Jestem właścicielem sklepu ze sprzętem Delta-audio. Kiedyś byłem prezesem Stowarzyszenia Jazzowego w Częstochowie, prowadziłem również klub Paradoks. W ośrodku Kultury Gaude Mater współorganizowałem Audiofilskie Delicje - eventy propagujące słuchanie winyli. Sprowadziłem także do Częstochowy Piotra Metza, dyrektora muzycznego Trójki, na kilka spotkań w Miejskiej Galerii Sztuki. Jestem mocno zaangażowany w życie kulturalne miasta jako animator kultury.
Paweł Ludziński: Przede wszystkim jesteśmy pasjonatami i kolekcjonerami, chcącymi wzbogacać ofertę kulturalną naszego miasta. W latach 80.-90. byłem prezenterem dyskotekowym (tak to się kiedyś nazywało), czyli DJem, w częstochowskich klubach.
Łukasz Dzwonnik: Przeróżne rzeczy robiłem i robię! Miałem swego czasu stałą rubrykę w miesięczniku FILM („Z archiwum F”), współorganizuję akcję społeczną „Czytanie na Bieganie”, przygotowuję częściowo program Częstochowskiego Festiwalu Filmów Dokumentalnych im. Braci Krzemińskich. W tym roku udało się zaprosić Michała Urbaniaka, który będzie wspominał Krzysztofa Komedę po projekcji filmu „Komeda, Komeda”. Tego samego dnia odbędzie się również giełda filmowo-muzyczna, na której będzie można kupić płyty Michała Urbaniaka z autografem. Pomysłów i przedsięwzięć jest sporo. Raz wypala, raz nie - ale fajnie, że są w ogóle rozpatrywane.
Jak narodził się pomysł na zorganizowanie Melomanii?
Maciej: Paweł i Łukasz odwiedzili mnie pewnego dnia w moim sklepie z pytaniem i zarazem propozycją, aby uruchomić Melomanię. Zgodziłem się od razu! Szukaliśmy odpowiedniej miejscówki i po odwiedzeniu jednego z wernisaży odbywającego się właśnie w Konduktorowni, bez żadnego namysłu pomyśleliśmy, o zorganizowaniu giełdy właśnie tutaj. Akurat tak się składa, że jestem członkiem Konduktorowni. Dopięcie formalności zajęło nam tylko kilka tygodni i w maju 2016 roku odpaliliśmy giełdę. Zaprzyjaźniony grafik Jacek Krasucki przygotował nam fajny logotyp, dograliśmy po drodze jeszcze kilka szczegółów technicznych i byliśmy gotowi do działania. Wtedy Melomania zagrała po raz pierwszy i gra już rok.
Na czym Waszym zdaniem polega wyjątkowość Melomanii?
Maciej: Melomania to nie tylko giełda winyli. Na Melomanię zapraszamy także lokalnych wykonawców. W czasie giełdy zaprzyjaźniony dziennikarz Janusz Pawlikowski robi z nimi wywiad, ludzie mają możliwość pogadać, dostać autograf na płycie, posłuchać muzyki. Melomania to także prelekcje na tematy winylowe. Ostatnio duże zainteresowanie wzbudził wykład o gramofonach, ich prawidłowej eksploatacji i codziennym użytkowaniu.
Łukasz: Formuła samej giełda nie byłaby dla ludzi atrakcyjna i po jakimś czasie mogłaby się po prostu znudzić - to samo miejsce, Ci sami ludzie. A tak, zawsze jest coś nowego. Na co dzień też nie ma się okazji na spokojnie spotkać i porozmawiać z artystami, a Melomania to umożliwia.
Uważacie, że Częstochowa to właściwe miejsce na takie przedsięwzięcie i nie brakuje tu miłośników diggingu?
Paweł: Jak najbardziej, przecież to ponad 200 tysięczne miasto z wielkimi muzycznymi tradycjami. Wystarczy przypomnieć, że to rodzinne miasto T.Love, Formacji Nieżywych Schabuff.
Maciej: Częstochowa to miasto z tradycją giełdy winylowej. Przed laty odbywała się ona w klubie studenckim Wakans. Wielu uczestników tamtej giełdy pojawiło się u nas i z pewnym wzruszeniem wróciło do swojego winylowego hobby - choć zdecydowana większość nigdy się od niego nie odwróciła. Jest pewne grono stałych bywalców, ale taż ciągle pojawiają się nowi. Wystawcy także wyglądają na zadowolonych, bo chętnie wracają :)
Pamiętacie jeszcze pierwszą Melomanię? Co zmieniło się przez ten rok? Dostrzegacie jakieś szczególne aspekty?
Łukasz: W przeciągu roku śmiało można stwierdzić, że wytworzyła się stała grupa zapalonych bywalców, którzy regularnie odwiedzają giełdę i z niecierpliwością jej oczekują. Bardzo nas to cieszy. Co więcej, Ci zapaleńcy przyprowadzają swoich znajomych, którzy również niekiedy łapią kolekcjonerskiego bakcyla.
Paweł: Coraz więcej młodych ludzi pojawia się na giełdzie. Od razu dostrzegają różnice brzmienia analogowego od współczesnego mp3. Odkrywają zarówno klasyki z minionych lat, jak i szukają nowych tytułów, zarówno na płytach winylowych, jak i na kasetach magnetofonowych
Maciek: Zmienia się świadomość i kompetencje klientów. Wydania japońskie to już nie ,,japońskie zespoły”. Poszukują oryginalnych wydań, pierwszych tłoczeń, szukają okazji i rarytasów. Mamy na miejscu możliwość odsłuchu, więc wszystko można sprawdzić. Wiedzą już jakich cen, asortymentu się spodziewać, nawet zamawiają poszczególne płyty z giełdy na giełdę.
Gdybyście mieli przywołać jakąś najbardziej nietypową czy śmieszną sytuację podczas Melomanii, to byłoby to…
Łukasz: Jednymi z najciekawszych i zarazem najśmieszniejszych sytuacji są te, w których tłumaczymy młodzieży, co to są kasety magnetofonowe i płyty winylowe, opowiadamy jak powstają, z czego są zrobione, w jaki sposób zapisują i odtwarzają dźwięk. Z naszej perspektywy mogłoby się wydawać, że to wiedzą wszyscy. Kiedyś zdarzyła się bardzo zabawna sytuacja, w której chłopczyk w wieku przedszkolnym, oglądając duży plakat zespołu The Beatles powiedział do taty, że na tym plakacie jest Harry Potter - wskazywał na Johna Lennona.
Jak zapatrujecie się na zdanie niektórych kolekcjonerów, że winyle powinno kupować się tylko osobiście, poprzedzić je dokładnym obejrzeniem płyty, rozmową ze sprzedawcą?
Maciek: Nie tylko słuchanie winyli to swoista celebracja. Jest nią także chwila zakupu. Ta cała otoczka bardzo się ludziom podoba w tym odhumanizowanym świecie. Mogą się spotkać, pogadać o swoim hobby, doradzić, podzielić się opinią.
Paweł: Zgadzam się całkowicie. To polowanie, szukanie tzw. perełek, kontakt organoleptyczny - to coś, czego nie da się przełożyć na słowa, to trzeba poczuć. Kupuję płyty niemal wyłącznie osobiście, i zawsze dzięki temu poszerzam swoją wiedzę i kontakty.
Zgodzicie się, że giełdy i swapy winylowe to chyba najlepsze formy kupowania płyt winylowych? Stanowią swoiste małe święta muzyczne dla melomanów.
Maciek: Oczywiście - jak chodzić do lekarza, to najlepiej do specjalisty. A tu jest kilkudziesięciu specjalistów naraz - całe konsylium!
Łukasz: Zdecydowanie. Od początku do końca, mamy kontakt ze sprzedawcą /właścicielem płyty, możemy ją dokładnie obejrzeć, odsłuchać, po prostu wziąć do ręki. Wirtualne zakupy tego nie oferują. Dodatkowa wymiana zdań wśród znajomych w muzycznej atmosferze sprawia, że taka giełda nie sprowadza się tylko i wyłącznie do robienia zakupów, ale spędzenia czasu w wyjątkowej atmosferze.
Pochwalcie się swoimi kolekcjami.
Maciek: Mam ponad tysiąc CD i kilkaset winyli. Ogromna część mojej kolekcji (ponad 180 cm) została w akademiku, ktoś sobie jej teraz słucha. Dlaczego 180 cm? Bo tyle miało moje łóżko - rama postawiona na boku była elegancką półką na winyle. W mojej kolekcji przeważa spokojny jazz (Diana Krall, Barber, Stacey Kent, Ella Fitzgerald) i klasyka rocka (Pink Floyd, Genesis, Yes, Led Zeppelin). Poza tym troszkę alternatywy i sporo popu (Michael Jackson, Abba, rożne składanki).
Paweł: Pyty winylowe, CD i kasety kolekcjonuję od 1981 roku. Wtedy to otrzymałem na komunię pierwszy magnetofon Kapral i 8 jednakowych kaset grupy Vox, a następnie pierwszą płytę winylową Zbigniewa Wodeckiego - tak się zaczęło i trwa do dziś. Jestem wielkim fanem Italo Disco, ale horyzont muzyczny mam bardzo szeroki.
Jak rozwijała się Wasza pasja do muzyki i do płyt winylowych. Czy muzyka i winyle od zawsze tworzyły u Was nierozerwalny duet?
Maciek: Mama wymyśliła, że zrealizuję jej dziecięce marzenie i będę grał na pianinie. W domu był sprzęt i winyle, mieszkałem dość daleko od innych dzieci i sporo czasu spędzałem z winylami i muzyką, ale ćwiczyć, czego żałuję, nie dałem rady.
Paweł: Grając dyskoteki w latach 80. miałem ułatwiony dostęp do nowości wydawniczych, co przerodziło się w pasję. Na początku były to bardziej kasety, ponieważ winyle były w kosmicznych pieniądzach - jedna płyta zachodnia warta była miesięcznej pensji. Winyle więc były obecne, ale bardziej do zgrywania na kasety. Mało kogo stać wtedy było na płyty, ale dzięki uprzejmości jednego z wiodących wtedy na Śląsku tzw. pirata muzycznego, miałem dość szeroki dostęp właśnie do maxi singli. Część kupowałem, część zgrywałem.
Jakie płyty kupujecie najchętniej? Są jakieś pozycje, na które szczególnie polujecie?
Paweł: W tej chwili wyszukuje pozycji, o któryś kiedyś można było zapomnieć - na przykład ze względu na minimalny nakład. Ukazała się w tamtym roku reedycja maxa grupy K-A-T-A „Fires in the night” - kosztuje 40 zł, a w pierwszym wydaniu 1000 Euro. Jestem fanem maxi singli, a że Italo disco to w większości grupy jednego hitu i nigdy nie wydały żadnego całego albumu, to ukierunkowałem się w tym formacie winyla. Maxi brzmią z reguły znacznie lepiej niż LP - jeden utwór zajmuje najczęsciej całą wielkość 12”. Polecam posłuchać.
Maciek: Czarne bo są modne :) Ale lubię coś wyszperać, najchętniej coś, o czym nie miałem pojęcia, że zostało wydane na winylu. Lubię też odzyskiwać te tytuły, które gdzieś straciłem - pożyczyłem komuś na wieczne nieoddanie.
Łukasz: Wyłącznie na takie które są trudno osiągalne, unikatowe - prawdziwe perełki.
Najważniejsza płyta w Waszej kolekcji, to…
Maciek: Najważniejsze jest bez wątpienia kultowe wznowienie Getz/Gilberto - wydane na 45 obrotach, wyprodukowane w 1963 roku - w tym samym roku co ja :) Ważne są dla mnie płyty z klubu PSJ, miedzy innymi z krzywy winyl z autografem Staszka Soyki, któremu zorganizowałem koncert. Cenię sobie także płyty z autografami wykonawców. Mam płytę podpisaną przez Panów Ivora i Gilad Tiefenbrun - właścicieli szkockiego LINN, twórców kultowego gramofonu LP 12 i właścicieli wytwórni płytowej.
Paweł: Wskazałbym płytę Mike Mareena „Dance Control” z autografem artysty.
Łukasz: Myślę, że wszystkie, bo każda zdobycz płytowa ma swoją historię, którą bardziej lub mniej pamiętam.
Porozmawiamy jeszcze chwilę o rynku winylowym. Jak z Waszej perspektywy kształtuje się je kondycja w Polsce? Jak ma się on do rynku winyli w Zachodniej Europie?
Maciek: Gdyby porównać to co dzieje się u nas z tym, co dzieje się na przykład na giełdzie płytowej w Utrechcie, to śmiało można powiedzieć, że zaledwie raczkujemy. Ale w naszej mikroskali jest już nieźle, tendencja jest wyraźnie wzrostowa. Oczywiście tamte społeczeństwa są zamożniejsze, oni oglądali żelazną kurtynę z tej wypolerowanej strony. Ale w najweselszym baraku Wschodniej Europy słuchanie muzyki było czymś w rodzaju postawy politycznej, pro-zachodniej, wolnościowej.
Paweł: Kiedy śledzę portale aukcyjne w Polsce i widzę, z jaką determinacją ludzie licytują dane albumy, to mam wrażenie, że w 80% mamy droższe tytuły niż w Europie Zachodniej. Nadrabiamy straty ze słusznie minionych lat.
A jakie są Wasze refleksje związane z powrotem winyli do łask i sukcesywnego zdobywania przez nie coraz większej część rynku?
Maciek: Ja jestem happy, bo sprzedaję również gramofony :) A poważnie cieszy mnie powrót do słuchania muzyki z zaangażowaniem, ze zwracaniem uwagi na wykonanie, odwrót od muzycznej papki z „empetrójki”. Jakość w muzyce i jej odsłuchu to podstawa, nie wolno marnować wysiłku artystów, producentów, akustyków.
Łukasz: Jest chwila na zatrzymanie i zwolnienie tempa. Każdy z nas pędzi, nie ma na nic czasu… Żeby posłuchać płyty winylowej, trzeba ją wziąć w rękę, niekiedy umyć przed posłuchaniem, a po wrzuceniu na talerz pooglądać świetne projekty graficzne okładek, które niekiedy robią potężne wrażenie. Zapoznawanie się nie tylko z twórcą od strony muzycznej, ale również i wizualnej - bo cała płyta łącznie z okładką stanowi całość, jest przekazem informacji od artysty dla słuchającego.
Paweł: Winyle przeżyły dzięki DJom z Holandii, Anglii i USA - i chwała im za to. To oni nawet w najgorszych latach dla czarnego krążka wspierali artystów promując owe analogowe wydawnictwa. Dotykając winyla dotykasz fizycznie muzyki, widzisz ją, jak jest zapisana, masz z nią kontakt. Kolejna kwestia to okładki, niektóre to małe dzieła sztuki,. Jakość dźwięku inna, bardziej naturalna, ciepła. Ludzkość lubi takie gadżety i w tym upatrywał bym powrotu do łask winyla.
Co będzie dalej?
Maciek: Myślę, że nadal będzie świetne. Na razie idzie ostro w górę. Najważniejsze, by utrzymać stabilizację, edukować ludzi i pokazywać zalety winyli.
Paweł: Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Pewne jest jedno, że nie jest to efekt wow, mody czy chwilowego zauroczenia. To trwa już dobrych kilka lat i jeszcze długo potrwa.
Panowie, dzięki za rozmowę. I do zobaczenia przy okazji drugiej rocznicy Melomanii!