Pierwszy mój kontakt z płytami winylowymi był, kiedy miałem 5 czy 6 lat i w naszym domu obok gramofonu „Daniel” znajdowała się skromna kolekcja płyt. Do odsłuchu płyt dobierałem dość nietypowe techniki, co doprowadziło w dość krótkim czasie do śmierci flagowego produktu firmy UNITRA.
W późniejszym czasie winyle nabrały dla mnie dodatkowego znaczenia - stały się źródłem poszukiwanych przeze mnie sampli do bitów. I tak moja kolekcja urosła do 1000-1200 płyt, po czym dość mocno zaprzestałem digging’u na rzecz mojej zmiany podejścia w robieniu muzyki - chciałem więcej grać, mniej samplować. Od tamtego czasu zdarza mi się oczywiście samplować winyle, ale obecnie mój zbiór ma raczej charakter archiwalny i kolekcjonerski. Staram się kupować winyle albumów, które najbardziej przypadły mi do gustu i lubię do nich wracać.
Massive Attack - Blue lines
Ten winyl kojarzy mi się mocno z przełomem lat 80 i 90-tych. Początki docierających do domów telewizji satelitarnych i pojawienie się na ekranie mojego telewizora dwóch najważniejszych programów ScreenSport (NBA!) i MTV! Kiedy odpalam "Unfinished Sympathy", to za każdym razem jest to podróż w tamten czas.
Raul Gomez - Instrumental
Płyta, która trafiła do mnie od dobrego kolegi celem diggingu. Ostatecznie, poza wykorzystanymi przeze mnie samplami z tej płyty (jeden jest dość oczywisty, drugi mniej), dalej lubię do niej wracać. Całkiem niedawno nabyłem sobie repress tego albumu na CD. Zawsze coś.
Łona - Rozmowa
Trochę to narcystyczne, ale fala radości, jaka przelała się wówczas, kiedy nasz singiel ukazał się na wosku, była olbrzymia. To było dość niewiarygodne. Każdy mógł mieć demo na taśmie albo CD, ale na tamten czas winyl był czymś wyjątkowym. Do tego stopnia, że był to jeden z ważniejszych punktów naszego pierwszego kontraktu z Asfalt Records.
RJD2 - Since we last spoke
Ten album najpierw miałem pierwotnie jako rip mp3 z prereleasu, który docelowo miał dotrzeć tylko do dziennikarzy muzycznych. Pech chciał, że jeden z nich był mało lojalny dla tego artysty i postanowił puścić to dalej. Na tym ripie znajdował się „znak wodny” w postaci sympatycznego żeńskiego głosu oznajmującego co jakiś czas, że jest to tylko press only i że album wyjdzie w maju. Kiedy jednak po setkach odtworzeń tego albumu w mp3 i jego ukazaniu się w sprzedaży w końcu odpaliłem swój woskowy egzemplarz, to muszę przyznać, że szalenie mi brakowało owego głosu w tych już odsłuchanych utworach.
Smarki Smark „Najebawszy EP”
To już czysto kolekcjonerska historia. Zawsze byłem fanem epki Smarkiego i kiedy dowiedziałem się, że ukaże się on na czarnym wosku, długo się nie zastanawiałem. Zakładam, że numer egzemplarza, jaki otrzymałem, nie jest przypadkowy ;) Dzięki Jurek!
foto: Andrzej "Webber" Mikosz