Czerwone Gitary – Czerwone Gitary (2)
Była to pierwsza płyta, jaką kupiłem. Chodziłem jeszcze do szkoły podstawowej, czyli moim zdaniem była to końcówka lat sześćdziesiątych. Bardzo podobali mi się wtedy Skaldowie. Poszedłem do księgarni przy ulicy Odyńca w Warszawie, na Mokotowie, żeby kupić ich płytę. Nie pamiętam dokładnie jaką, ale nie mieli, w związku z czym kupiłem niejako zastępczo płytę Czerwonych Gitar. To był ich drugi album, „Czerwone Gitary (2)”. Znajdowały się tam takie utwory jak „Nikt na świecie nie wie”, „Co za dziewczyna”... Cała płyta była świetna. Zacząłem słuchać jej na okrągło. Po prostu zakochałem się wtedy w polskim rocku i w Czerwonych Gitarach. Kiedy ukazywały się ich kolejne wydawnictwa, to kupowałem wszystkie.
Christie – Christie
Dostęp do muzyki zagranicznej na winylach był wtedy bardzo ograniczony. Właściwie to nabywałem wszystkie płyty trochę po okładkach. Jeśli mi się jakaś podobała, albo nie mogłem znaleźć tego, co bym chciał, to brałem cokolwiek. No i w którymś momencie zacząłem kupować zagraniczne. To było dla mnie ważne. Chciałem poczuć tego zagranicznego ducha. Nie mogłem zdobyć Beatlesów, bo ciężko było dostać ich w Polsce. Kupiłem więc płytę zespołu Christie, na której znajdował się ich wielki przebój „Yellow River", który stał się słynny na całym świecie. Słuchałem jej do upadłego. Znałem na pamięć każdy utwór z całego albumu.
Czesław Niemen – Sukces
Była taka płyta Niemena „Sukces”. Miała charakterystyczną niebiesko żółtą okładkę. Na zdjęciu stał Czesław Niemen w kolorowym kubraczku i z piastowską fryzurką. Oczywiście, kiedy kupiłem ten album, to wpadłem po uszy. Generalnie dużo wtedy słuchałem. W którymś momencie rodzice kupili adapter – bo tak się wtedy mówiło, nie gramofon, tylko adapter. Był to bardzo prosty sprzęt, chyba Unitra. No i wsłuchiwałem się w tego Niemena, takie utwory jak „Płonąca stodoła”, „Tyle jest dróg”, „Allilah”. Ale Niemena poznałem wcześniej, jeszcze z pocztówek grających. Na którejś z nich były takie dwa utwory: jeden to „Włóczęga” – Gdzie Bajkał od morza tu sięga, przez śniegi, wichurę i noc... Kapitalny utwór. Druga piosenka z tej pocztówki to „Domek bez adresu”. Ta piosenka jest trochę zapomniana, ale niedawno Krzysztof Zalewski ją odświeżył na swoim albumie z utworami Niemena. No więc już wtedy poznałem Niemena, ale pierwsza jego prawdziwa płyta, jaką kupiłem, to był właśnie „Sukces”.
Engelbert Humperdinck
Była taka płyta, która również mnie urzekła. Znowu kupiłem ją „zastępczo” (to się często u mnie zdarzało), bo nie mogłem dostać Toma Jonesa. Był to album Engelberta Humperdincka. Wówczas był to w miarę znany brytyjski wokalista. Grał wpadające w ucho utwory w stylu Toma Jonesa. Nie jestem pewny, jak to nazwać. Taki szlachetny pop. Słuchałem tego nałogowo. Nie jeden, ale wiele albumów. Nie pamiętam jednak tytułu tego pierwszego. Zresztą słuchałem wszystkiego. Raz nawet kupiłem w desperacji, bo nie było już nic innego, płytę Zdzisławy Sośnickiej. Słuchałem Zdzisławy Sośnickiej, żeby tylko słuchać jakiejkolwiek płyty (śmiech). Po drodze była też Maryla Rodowicz, jej pierwszy album, Ewa Demarczyk, Grupa Skifflowa No To Co, Trubadurzy... Po prostu kupowałem, co mogłem.
The Beatles – 1962-1966 The Red Album oraz 1967-1970 The Blue Album
Na koniec chciałem opowiedzieć o płycie, która przyszła do mnie zza granicy. Był to album Beatlesów, ten czerwony z dwupłytowego wydania, drugi był niebieski. Oni na okładce stoją na jakimś balkonie, przy balustradzie. Jest to wydawnictwo z ich pierwszego okresu. To musiała być połowa lat siedemdziesiątych – dostałem ją w prezencie zza granicy. Miałem rodzinę w Anglii. Więc ta płyta przyszła i ja oczywiście łyknąłem wtedy bakcyla i moja miłość do Beatlesów trwa nieprzerwanie do dzisiaj. Ale brakowało mi do kolekcji tej drugiej części, tej niebieskiej, z nowszymi utworami. Kiedy byłem pierwszy raz w Anglii, u rodziny, to był 1978 rok, poszedłem do sklepu płytowego. Tam był raj. Wejść do sklepu płytowego, w którym dostępne jest wszystko, to niesamowite uczucie. Tylko, że drogo. Ale uzbierałem pieniądze i kupiłem ten niebieski album. Niestety finał tego jest taki, że z siostrą, dużo młodszą ode mnie, przy jakiejś przeprowadzce, któreś z nas coś zawaliło, nie pamiętam, czy ona, czy ja, i jedna z tych płyt z tego niebieskiego albumu zniszczyła się, pękła. Teraz myślę, że to by była niezła pamiątka, nawet uszkodzona, ale niestety nie mam jej już.
Opowiem jeszcze jedną historię. Kochałem się w muzyce Dylana. W 1977 roku byłem pierwszy raz na Zachodzie, u rodziny mojej mamy w Paryżu. Jakimś cudem udało się załatwić wszystkie formalności, wizy, paszporty. Na Champs Elysees wszedłem do sklepu płytowego. Chciałem podgrzać w sobie tę miłość do Dylana i kupiłem dwupłytowy album – zupełnie na czuja, „na okładkę” – „Self Portrait”. To był pech. Wydaje mi się, że to jedna z jego najgorszych płyt. Słuchałem jej z wielkim rozczarowaniem. Nie zaprzepaściło to mojej miłości do Dylana, ale plułem sobie w brodę: „Cholera, nie mogłem jakiejś innej kupić, jak już byłem w takim miejscu?” No ale cóż zrobić. Pamiętam wtedy, jak mój kuzyn mieszkający za granicą zrugał mnie: „Co ty za płyty kupujesz?! Co to za muzyka? Trzeba było jakichś Stonesów kupić!” Ale ja Stonesów wtedy jeszcze nie łyknąłem.
Marcin Kreczmer: Proszę powiedzieć Panie Maćku, czy coś Panu jeszcze zostało z tej kolekcji?
Maciej Orłoś: Moim zdaniem, albo się to pogubiło, albo, co jest możliwe, ma to moja siostra. Moi rodzice raczej nie, te płyty od nich pozabieraliśmy już dawno. Reedycję The Blue Album Beatlesów kupiłem parę lat temu moim dzieciom. Oczywiście na winylu. Ale tamtych starych wydań nie mam.
A na ten moment, jak Pan słucha muzyki?
Głównie w streamingu. Powiedzmy sobie jasno, Spotify wymiata. Strasznie trudno z nim walczyć. Kiedy jadę samochodem, to słucham ze Spotify na smartfonie. Mam w aucie również odtwarzacz CD na sześć płyt, ale – przepraszam za określenie – jest to upierdliwe. Zdarza mi się, że te same płyty trzymam po pół roku, bo nie chce mi się wymieniać. Kiedy nie mam dostępu do czegoś innego, to słucham ich w kółko. Co zrobić. Ale w domu czasami wrzucamy winyle. Uwaga: ja, moja żona i moje dzieci. Moje dzieci, zarówno te starsze jak i młodsze, bardzo lubią płyty, uwielbiają je dostawać. Mówię tutaj o dzieciach jeszcze nastoletnich. Zdarza nam się, że puszczamy muzykę z winyla, robimy sobie prezenty z płyt i uzupełniamy wspólną kolekcję. To jest super. Moja żona również bardzo lubi płyty winylowe. Jeśli chodzi o jakość, to niestety nie mam takiego ucha, nie słyszę różnicy między płytą, a np. muzyką ze streamingu. Mówi się, że na winylach ta jakość jest lepsza. Ja tego nie słyszę. Minus winyli jest ten, że trzeba często przełączać. Człowiek stał się leniwy. To jest trochę tak, jak gdyby ktoś lubił oglądać telewizję, nie miał pilota i musiał co chwilę wstawać. Miłość do winyli jest, ale przez lenistwo puszczamy płyty rzadziej, niż byśmy chcieli.
Na koniec chciałbym spytać, co Pan myśli o tym boomie winylowym, który teraz mamy? Czy jest to przejściowa moda, czy raczej słuchanie winyli znów się zakorzeni?
Teraz wszystko jest zbyt szybkie. Ciągłe nowinki. A chciałoby się czasami zatrzymać, dotknąć czegoś, wziąć do ręki, podziwiać piękno okładki, poczuć jej zapach, obejrzeć wkładkę z opisami. Jest to świetne na prezent. Oczywiście można powiedzieć, że z płytami CD również tak jest, ale tutaj mamy coś jeszcze bardziej spektakularnego. Trochę jest z tym tak, jak z powrotem mody na książki. Wydaje mi się, że ona trochę wraca. Ludzie bardziej, niż jeszcze parę lat temu, lubią kupować książki. Nie mam danych na ten temat, ale takie mam wrażenie.
Mam czytnik ebooków. Przydaje się ogromnie w czasie podróży, dalszych wyjazdów, jest bardzo praktyczny, ale jednak po powrocie do domu, nie wyobrażam sobie, że mógłbym czytać coś innego niż papierową książkę.
Dokładnie tak właśnie jest. Te ebooki, kindle, muzyka w serwisach streamingowych, to wszystko jest fajne. Ale myślę, że bardzo nas to ogranicza, jeśli chodzi np. o prezenty. W porządku, mogę komuś sprezentować kindla, wykupić jakieś ebooki, ale to nie da tego efektu. Co mam włożyć pod choinkę? Nie wyobrażam sobie swojego domu bez półek z książkami. Pusty dom. Kiedyś robiłem taki program live na Facebooku w zeszłym roku. Jeden z pierwszych programów zrobiliśmy właśnie o powrocie mody na winyle. To ciągle tam jest, można zobaczyć. Zdaje się, że jest też na moim kanale na YouTube.
Bardzo dziękuję za rozmowę.