Chcecie odbyć podróż, której kolejnymi etapami będą wyzbycie się własnego ego i duchowe odrodzenie, a przy okazji dać się ponieść różnym odcieniom psychodelicznego rocka? Na taką wyprawę zaprasza polsko-japońska ekipa z AcidSitter na swojej drugiej płycie „Escape From Egoland”.
Do opisania warstwy muzycznej chciałbym wykorzystać klasyczną już metaforę kotła, w którym mieszają się różne psychodeliczne (ale te muzyczne, w resztę nie wnikam) składniki, by w sumie dać intrygujące, zróżnicowane i dojrzałe dzieło. Z jednej strony mamy bowiem zwiewne, nieco beztroskie granie a’la Kula Shaker (moim ulubieńcem na płycie jest „Doomscroller’s Blues”, który wręcz przenosi słuchacza do jakiejś metropolii ikonicznego West Coast w czasach psychodelicznej świetności albo „Seven is My Lucky Number”). Z drugiej strony jest bardziej dynamicznie (otwierający cały zestaw „Eleusis Dream” albo wręcz metalowy „Psychopomp”). W tej układance warto też wspomnieć o inspirowanym opętańczym boogie spod znaku Motorhead z domieszką kosmicznych efektów w stylu Hawkwind - bardzo przy tym ciekawym „Killegos Attack!”. Na szczególną uwagę zasługuje wieńczący płytę „Look at the Sun” z klimatyczną santanowską improwizacją pod koniec i riffem przypominającym nieco evergreen Breakoutów „Gdybyś kochał hej” lub "Hey Joe" Hendrixa. Przyznam, że całość - skomponowana i zagrana z dużą świadomością i feelingiem - jest potwierdzeniem, że psychodelia (także w Polsce) ma się dobrze i każdy fan gatunku oraz pokrewnych powinien sięgnąć po „Escape From Egoland”. Ja to zrobiłem i z wielką satysfakcją dzielę się tymi spostrzeżeniami.
Na osobną uwagę zasługuje brzmienie, za które odpowiedzialny jest Maciej Cieślak z legendarnej Ścianki. Jest ciepłe, pełne i selektywne. Mocną częścią całości jest sekcja rytmiczna z wybrzmiewającą naturalnie perkusją i głębokim basem. Gitary, świadomie użyte rozmaite efekty dźwiękowe i wokal są optymalnie zbalansowane, a wszystko znakomicie rozkłada się w głośnikach tworząc przestrzenną scenę, na której zainstalował się ten oryginalny band.
Trzecia już pochwała należy się za samo wydanie płyty. Oprócz samego winyla w formie splattera otrzymujemy grubą okładkę typu gatefold, dodatkową czarną kopertę foliową na płytę oraz - wisienka na torcie - rozkładany, sporych rozmiarów plakat, a na jego drugiej stronie teksty i informacje.
Całość więc można podsumować klasycznym „trzy raz tak”. Ze swej strony chciałbym szczerze polecić ten album muzycznym poszukiwaczom i odkrywcom, ale także i tym, którzy na ustach przy każdej rozmowie mają wypisane „kiedyś to była muzyka”. Teraz też jest, a „Escape From Egoland” to kolejny tego przykład.
Wydawnictwo: Interstellar Smoke Records