Tajemnicą ich sukcesu jest fakt, że nie bazują wyłącznie na dawnych hitach i wypróbowanych patentach, ale wciąż poszukują i dorastają wraz ze swoją publicznością, oferując jej za każdym razem coś świeżego. Dokładnie tak samo jest w przypadku najnowszego albumu „Błysk”. Ten krążek również udowadnia, że Hey, zarówno tekstowo, jak i muzycznie, cały czas ma wiele do powiedzenia na polskiej scenie.
Zanim przejdę do samego winyla, cofnijmy się na moment w czasie. Pamiętam jak duże wrażenie wywarł na mnie album „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” z 2009 roku, który otworzył zupełnie nowy rozdział w karierze zespołu. Pochodzące z niego utwory zostały równie mocnymi pozycjami na koncertach, co stary, kultowy „Teksański”. Później pojawiła się płyta „Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan” – również ceniona, choć przeze mnie zdecydowanie mniej. Czuję, że „Błysk” jest powrotem do estetyki i brzmień przebojowego, ważnego MURP-a. W mojej ocenie, to zdecydowanie krok w dobrą stronę.
Swoją współpracę z Kayaxem Hey rozpoczął stosunkowo niedawno, bo w 2015 roku, wydając koncertowy album z Filharmonii w Szczecinie. Myślę jednak, że był to właściwy ruch, gdyż profil wytwórni zdaje się idealnie pasować do działalności zespołu. Tłoczenie w wykonaniu GM Records gwarantuje porządną jakość brzmienia. Uwagę przykuwa także okładka, a w tej dziedzinie grupa już wcześniej wykazywała sporą kreatywność.
Zaczęło się w 1999 roku, przy okazji albumu „Hey”, który ze względu na design opakowania, zaczął funkcjonować także pod tytułem „Stop” albo „Ośmiokąt”. Dobrym przykładem był także wspomniany już MURP. Jego minimalistyczna okładka posiadała wycięcie i kilka różnobarwnych kart wewnątrz digipaku, co dawało fanom możliwość ustawienia koloru na froncie według własnego uznania. „Do rycerzy…” także posiadało kilka wariantów swojej obwoluty.
Wreszcie „Błysk”, w którym pojawiły się równie ciekawe pomysły, jednak… jedynie w wersji kompaktowej. Nabywcy CD znów mogą wybrać kolor okładki, a poszczególne egzemplarze posiadają inną kolejność utworów. Na kolekcjonerów winyli czeka natomiast wersja podstawowa (zielona). Pozostaje nam jedynie ubolewać, że rynek płytowy w Polsce wciąż raczkuje i krajowe wytwórnie nie mogą sobie pozwolić na tak kosztowną inwestycję, jaką jest produkcja jednego albumu winylowego w tylu wersjach. Liczę, że w przyszłości to się zmieni.
„Błysk” rozpoczyna spokojny, aczkolwiek niepokojący utwór tytułowy. Rosnące napięcie i melorecytacja Nosowskiej skutecznie zwraca uwagę, zwłaszcza przy pierwszym wrzuceniu winyla na talerz, kiedy nie wiemy jeszcze, jaką odsłonę tym razem zaprezentuje nam Hey. Jest to jednak tylko nietypowy wstęp, gdyż następne utwory przywołują styl dobrze znany z poprzednich albumów. Za większość kompozycji tradycyjnie odpowiada duet Paweł Krawczyk/Katarzyna Nosowska, a wyjątki w postaci piosenek Jacka Chrzanowskiego (ów „Błysk”) i Marcina Macuka łatwo rozpoznać.
Takim typowym dla Heya numerem, choć bardzo udanym, jest „Szum”. To jedna z nielicznych nowych piosenek, jaką zespół zagrał na tegorocznym Przystanku Woodstock (resztę setlisty wypełniły głównie utwory już znane). Sądząc po reakcji publiczności, ma szansę zostać równie sporym przebojem, co np. „Cisza ja i czas”. Cechuje go podobna, pozytywna energia i łatwy, wpadający w ucho refren.
Porównywalny nastrój bije z „Prędko, prędzej” – singla promującego album. Tu także mamy do czynienia z chwytliwym hookiem i pulsującym rytmem. Mimo garażowego brzmienia, utwór doskonale pasuje do radia, i nie mam tu na myśli wyłącznie Trójki. Wielbicielom żywszych utworów spodoba się także „Dalej”, którego siłą jest przede wszystkim mocna gra perkusji. Jednak Kasia Nosowska, jak wiemy, posiada również łagodną twarz, a repertuar jej zespołu coraz częściej bywa spokojny. Na „Błysku” i takich utworów nie brakuje. Pierwszą stonowaną piosenką jest „Ku słońcu” z lekko psychodelicznymi klawiszami i subtelnym, melodyjnym syntezatorem. „Cud” natomiast, ewidentnie nawiązuje do „Imagine” Johna Lennona.
W momencie, gdy nadchodzi „Hej hej hej” na chwilę robi się nawet eksperymentalnie. Ta kompozycja Marcina Macuka jest najbardziej nietypowym utworem na całym albumie. Początkowo to brudny, gitarowy blues. W połowie zachodzi jednak gwałtowna zmiana, a utwór kończy rytmiczny śpiew tytułowej frazy. Płytę wieńczą „Historie” – kolejny singiel promujący wydawnictwo. To nieco spokojniejsza propozycja niż „Prędko, prędzej”. Tu jednak na pierwszy plan wysuwa się nie tyle muzyka, co dobry, aktualny tekst Kasi. Pokazuje nim swoją postawę wobec medialnych i politycznych wydarzeń. Nie bawi się jednak w komentatorkę, tylko pragnie uciec na łono przyrody. To druga na „Błysku” piosenka, z której bije taka chęć. Widocznie jest to postawa, z którą Kasia prywatnie naprawdę się identyfikuje.
Producent Marcin Bors po raz kolejny zadbał o spójne brzmienie całego albumu. Mimo delikatnej elektroniki, to zdecydowanie bardziej garażowy krążek niż wcześniejsza płyta. Basowe, niskie odgłosy gitar i syntezatorów, zostały jednak dobrze zbalansowane i nie górują nad resztą ścieżek. Całości słucha się bardzo przyjemnie, za każdym razem odnajdując nowe detale muzyczne i osobliwe niuanse w tekstach Nosowskiej.
„Błysk” to kolejna, mocna pozycja w dyskografii zespołu. Utwory tu zawarte są ambitne, dobrze przemyślane, a jednocześnie nie przekombinowane. To dzieło grupy, która zęby zjadła na wspólnym graniu, wie czego chce i jest w pełni świadoma swoich możliwości. Ponadto, winylowa edycja została przygotowana surowo, ale solidnie. Nie ma tu niepotrzebnego efekciarstwa, jest za to skromna, charakterystyczna okładka, koperta z tekstami (co w przypadku twórczości Kaśki jest niezbędne!) i przede wszystkim bardzo dobra muzyka. Śmiało można słuchać!
Wykonawca: Hey
Tytuł: Błysk
Rok: 2016
Label: Kayax 093
Wytwórnia: Kayax
Tłocznia: GM Records