Recenzje

Krzysztof Komeda Quintet - Live in Bled 1965

Adrian Witkowski
Adrian Witkowski
29.01.2024

Twórczość i sylwetka większości wyróżniających się i przedwcześnie zmarłych artystów jest dla przeciętnego odbiorcy przeważnie subiektywnie bipolarna. Można ją uwielbiać lub czuć niechęć; często nie ma tutaj miejsca na obojętność czy stan pośredni. Będąc bowiem fanem takiego muzyka nie dość, że zachwycamy się jego dotychczasowymi dziełami płodzonymi w piku kariery, to jednocześnie obcujemy ze stałym niedosytem wyidealizowanej przez nas twórczości - brakiem kolejnych nagrań studyjnych i koncertów - co tylko potęguje emocje. Natomiast dla pozostałej niezainteresowanej części takie postacie są niejednokrotnie postrzegane jako bezpodstawnie stawiane na piedestał, przerysowane marketingowo, wyświechtane, umieszczane na siłę w każdym zestawieniu, podsumowaniu, liście, plakacie, billboardzie, gaciach, breloczku - jednym słowem ich wizerunek dosłownie wygląda zza każdego rogu i w przypadku rocznic pojawia się nawet po podniesieniu deski od sedesu... Na szczęście jest również w tym artystycznym gronie taka nisza, która jest bezdyskusyjna - nie tylko jeśli chodzi o kultowość w danym gatunku, ale w muzyce w ogóle. Tym razem będziemy omawiać jedną z takich postaci, czyli Krzysztofa (Trzcińskiego) Komedę - a to za sprawą koncertu "Live in Bled 1965", wydanego na limitowanym winylu przez GAD Records. Proszę Państwa - kurtyna w górę.

Muzyka

Na wstępie należy zaznaczyć, że pełna nazwa projektu, który nagrał wspomniany koncert, to oczywiście Krzysztof Komeda Quintet. Projekt zrzeszał najznakomitszych jak na ten czas muzyków nowoczesnego jazzu, a na chwilę nagrań koncertowych prezentował się następująco:

Krzysztof Komeda – pianista
Tomasz Stańko – trębacz
Janusz Muniak – saksofonista altowy i sopranowy
Roman Dyląg – basista
Andrzej Dąbrowski – perkusista

Jak widać, skład jest imponujący i bardzo dodaje kolorytu współczesnemu odbiorcy. Repertuar występu oparto na kompozycjach z zarejestrowanej później kultowej płyty "Astigmatic", czyli albumie, który był nagrywany już w odmiennym składzie. Na wspomnianym longplayu zagrali w tym wypadku jedynie Komeda i Stańko. Lista utworów na festiwalu (dokładna nazwa: IV Jugoslovenski Festival Dźeza, który odbył się 5 czerwca 1965 r.) oparła się więc na 2/3 nagrań z nadchodzącego krążka, prezentując tutaj numery "Kattorna", oraz "Svantetic".

Kompozycje grane na żywo zostały poprzedzone na płycie urokliwym wprowadzeniem, wykonanym przez jugosłowiańską prowadzącą festiwalu w Bled. Zaraz po deklamacji na temat muzyków ruszają dźwięki. Nawet zakładając, że ktoś pierwszy raz zapoznaje się z tym materiałem - od tej chwili każdy laik teorii muzyki, który może być nieświadomy geniuszu Komedy, ale choć trochę miał organoleptyczną styczność z jazzem, poczuje, że te dźwięki mają w sobie... ukrytą melodykę słowiańską. Co ciekawe, muzycy jednocześnie chętnie korzystają z patentów zachodnich twórców - takich jak Coltrane czy Davis - w kontekście nowoczesnego, awangardowego free jazzu. Kolejne melodie oddalają nas jednocześnie od utartych, często mocno zakorzenionych w ówczesnych jazzowych umysłach typowych amerykańskich standardów. I to jest właśnie magia polskiej szkoły jazzu, która jeszcze bardziej potrafiła się wybić na tle samego jazzu europejskiego. Jeszcze raz należy zaznaczyć, że obie grane kompozycje stanowiły podwaliny płyty "Astigmatic", która po premierze była rozsławiana w swych recenzjach przez najznakomitszych ekspertów na światowych forach jazzowych i traktowana jako kamień milowy tego gatunku.

Jedynie więc, co możemy uczynić, to usiąść wygodnie w fotelu i relaksować się "pewniakiem" muzycznym, ostrząc uszy na niuanse brzmieniowe czy aranżacyjne względem wersji, które były nagrywane dopiero pod koniec tego samego roku w Filharmonii Narodowej w Warszawie. A jest czemu się przysłuchiwać, bo sam utwór "Kattorna" był de facto pisany jako muzyka filmowa, przez co przed rejestracją ulegał późniejszym kolejnym zmianom. Jak już zostało wcześniej wyjaśnione, skład osobowy jest tu całkiem odmienny, a dobrze wiemy, że każdy interpretuje swoje partie indywidualnie. Więc naprawdę się dzieje, bo mamy tutaj niejako pomost między pierwotnymi źródłami tejże muzyki a finalnymi wersjami studyjnymi. Zresztą w przypadku koncertu jazzowego niemożliwością przecież jest zagranie takich numerów dwa razy tak samo.

Brzmienie

Od samego początku czuć retrospektywny, jedyny w swoim rodzaju klimat lat 60/70. Pod tym kątem moje osobiste sesje z polską szkołą jazzową zawsze kierują mnie myślami do najznakomitszych ścieżek filmowych typu "Nóż w wodzie" czy "Dziecko Rosemary". To właśnie nie tylko konstrukcja kompozycji, melodyka oraz cała kwintesencja jazzu, ale przede wszystkim nieporównywalne z innymi gatunkami brzmienie urzekło mnie w tej muzyce za czasów licealnych. Niby jest delikatniej niż w rocku, niby wykorzystywane są instrumenty klasyczne, ale w tej muzyce jest tyle buntu, emocji, manifestacji, nieraz splątania i niepokoju, że aż zapiera dech.

Oczywiście te wszystkie spostrzeżenia nadeszły z czasem. Nie odkryłem fascynacji do polskiego jazzu wyłącznie oglądając Polańskiego, nieświadomy autora ścieżki dźwiękowej (czyli właśnie Komedy), ale to właśnie filmy z lat 70. były świetnym zapalnikiem do dalszej eksploracji. Materiał taki, jak utwory z "Astigmatic" tym bardziej pokazuje, że zastosowanie dewizy "głośniej i szybciej" nie zawsze musi być receptą na skuteczne wyrzucenie za pomocą dźwięków: dynamiki, emocji, uczuć, ekscytacji, czy też patosu w postaci dramatyzmu, wzruszeń i zmartwień.

Nie odpływając od tematu swoją prywatą - ślad muzyczny z Bled jest czysty od jakichkolwiek szumów, nieczystości, artefaktów, cięć pasm czy też niespójności brzmieniowych. Realizatorsko nie ma się do czego absolutnie przyczepić. Mastering archiwalnych taśm RTV Slovenija, za który był odpowiedzialny Andrzej Poniatowski, jest po prostu rewelacyjny. Gdybym nie był świadomy pochodzenia zapisu tego koncertu, to śmiało bym się nabrał, że jest to np. nagranie z sesji w studiu rozgłośni radiowej.

Wydanie

GAD Records znany jest z doskonale przemyślanych produktów winylowych. Portfolio firmy jest bogate w tytuły, które niejednokrotnie tak głęboko przenoszą nas w krainę nostalgii, że nasze oszczędności są wydawane bez zmrużenia oka, z pełną zasadnością i racjonalnością naszych czynów. Gdy do materiału muzycznego dodamy jeszcze piękną oprawę wizualną i kolorystykę "placków" (przy okazji, widzieliście już muzykę z "Reksia" na splatterze?), to mamy komplet idealny.

Wydanie winylowe zostało zamknięte w standardowej pojedynczej okładce, która prezentuje ciekawą oprawę graficzną z wykorzystaniem postaci Komedy. Na fabrycznej folii znajdziemy nalepkę z informacjami na temat liczby kopii (limitowana liczba 200 szt.), gramatury (180 g.) oraz kolorystyki nośnika ("sunset by the lake" - te współczesne opisy kolorów krążków są oszałamiające), a także w zasadzie jedyny opis zawartości w postaci krótkiej notki. Płyta została zapakowana w solidną białą papierową kopertę z foliowym wkładem antystatycznym.

Koncertówka z Bled jest następstwem świetnie przyjętej „Live In Praha 1964”, więc jeśli wydawnictwo będzie dysponować większą liczbą takich nagrań, to myślę, że możemy liczyć na kolejne pozycje winylowe z tego cyklu. Osobiście cieszy mnie to i na pewno usatysfakcjonowałoby też ogromne grono fanów jazzu w Polsce oraz poza jej granicami. Czekajmy więc cierpliwie na rozwój sytuacji. Jeśli jednak źródło jest wyczerpane, to na pewno GAD Records zaskoczy nas jeszcze niejedną ciekawostką wydawniczą promującą polską muzykę. Będziemy je dla Was recenzować, gdyż nawiązaliśmy bliską współpracę z tym świetnym labelem.

Obecnie czekamy na drugie tłoczenie "Live in Bled 1965" (pierwsze wyprzedało się bardzo szybko) - znajdziesz je w naszej wyszukiwarce płyt winylowych.

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2024 Portal Winylowy. All rights reserved.