W zalewie tandety i bezpłciowych produkcji jego utwory wyróżniają się ciekawymi aranżacjami i muzyczną dojrzałością, przy czym wciąż pozostają chwytliwym popem osiągającym spore sukcesy na listach przebojów. Obserwując poczynania Wojciecha nie sposób nie dostrzec, że wytwórnia w dość interesujący sposób promowała swoją kurę znoszącą złote i platynowe jaja. Debiutancki album “Zbiór” (2019) był nie tyle rozpoczęciem kariery młodego wokalisty, co zwieńczeniem jej pierwszego etapu. Płytę wydano rok po premierze aż czterech singli, które zamiast promować krążek były jego zapowiedzią. Po odczekaniu kolejnych 12 miesięcy Warner wypuścił ten sam materiał na winylu. Postawiono na limitowany nakład 500 egzemplarzy własnoręcznie podpisanych przez artystę. To miły i przez wielu długo wyczekiwany gest, ale czy wydawca na pewno dał z siebie wszystko?
Muzyka *****
BARANOVSKi zadebiutował kilka lat po swoich starszych lub nieco bardziej doświadczonych kolegach, co spowodowało lawinę porównań. Nazywano go już “weselszym Kortezem”, “drugim Podsiadło”, stawiano w szeregu obok Leskiego i Pawła Domagały. Te określenia, choć często stosowane bez złych intencji, były dla wokalisty bardzo krzywdzące, bowiem Wojtek wszedł na scenę ze swoim własnym, odrębnym stylem. Sięga chociażby po instrumenty, które są w polskim popie nieco zapomniane. Dęciaki w “Dymie” i “Luźno” to najlepszy przykład. Tu i ówdzie pojawia się elektronika, ale w gruncie rzeczy jest to płyta mocno gitarowa (“Czułe miejsce”, największy dotychczasowy przebój BARANOVSKIEGO, to jednocześnie najostrzejszy utwór na krążku). Media uwielbiają przypominać, że wokalista przed nagraniem niniejszej płyty próbował swoich sił w The Voice of Poland, jakby ten drobny epizod miał świadczyć o jego wyjątkowości. Tymczasem ja uważam, że o wiele większy wpływ na muzyczny rozwój BARANOVSKIEGO miała współpraca z zespołem Xxanaxx. Pewnie wtedy nauczył się łączyć alternatywne brzmienia z popową melodyjnością, czego owocem są właśnie piosenki ze “Zbioru”.
Kolejnym atutem tego albumu jest wokal artysty, który w najprostszych słowach określiłbym jako sympatyczny. BARANOVSKi posiada bardzo przyjemny głos, jego barwa sprawdza się zarówno w utworach żywych, jak i spokojnych balladach. W połączeniu z chwytliwymi kompozycjami i ambitnymi aranżacjami otrzymujemy wymarzony materiał dla radia. Do najmocniejszych punktów tracklisty należą wspomniane już i bardzo dobrze znane single: beztroskie i pogodne “Luźno” oraz “Dym”. Z drugiej strony wyróżnić muszę także piosenki poważniejsze, w tekstach których BARANOVSKi opowiada o sobie i swoim wchodzeniu w dorosłość - otwierające płytę, lekko drum’n’bassowe “Hey”, czy przejmujące “Mamo”. Ten ostatni na edycji kompaktowej był zamknięciem albumu i służył za bardzo dobry finał. Tutaj mieści się w połowie winyla, ponieważ zmieniono kolejność niektórych utworów. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze tej świeżej i pozytywnej muzyki.
Tłoczenie ***
Porównywałem brzmienie winyla i CD i… wyszedł remis. Z jednej strony to dobrze (nagrania zostały porządnie wyprodukowane i same w sobie brzmią znakomicie), a z drugiej czuję lekki niedosyt. Płyta winylowa jest po prostu wierną kopią płyty kompaktowej. Miałem nadzieję, że zmiana kolejności utworów podyktowana jest dbałością o dynamikę przy tłoczeniu, tymczasem zadecydowały wyłącznie kwestie czasu trwania poszczególnych piosenek. Przyznaję, że liczyłem na trochę więcej.
Wydanie **
Skoro już Warner wypuścił winyl w niewielkim, ekskluzywnym nakładzie, mógł się jeszcze bardziej postarać. Sam autograf artysty to trochę za mało. W środku nie ma żadnej wkładki, książeczki z tekstami i zdjęciami - jedynie zwykła biała koperta. Z tego co pamiętam, do pierwszego limitowanego wydania CD dołączona była kostka do gitary i singiel z demówkami. A tu nic... Może jestem drobiazgowy, ale w płytach winylowych właśnie chodzi o drobiazgi. Jeżeli przyjmujemy, że obecnie fizyczny nośnik postrzegany jest głównie jako gadżet, warto by był on jak najbardziej atrakcyjny, nieprawdaż?
Podsumowanie
“Zbiór” BARANOVSKIEGO pokazuje, że mimo upływu lat niektórzy majorsi nadal nie czują klimatu płyt winylowych i nie wiedzą na co zwracać uwagę przy ich wydawaniu. Nawet kiedy mają w swoich rękach album będący jednym z najciekawszych polskich debiutów ostatnich lat. Szkoda... BARANOVSKIEMU gratuluję i życzę dalszych sukcesów. Warnerowi życzę trochę więcej sumienności przy następnych realizacjach.