
Jakub Krzyżański: John, poprosiliśmy Cię o wytypowanie swojej Vinylowej5. To było trudne zadanie?
John Porter: Bardzo! Człowiek chciałby wskazać dużo więcej, ale jak trzeba tyle, to trzeba. Wybrałem więc to, czego słucham najczęściej.
Jak duża jest Twoja kolekcja?
60-70 winyli, coś koło tego. Tylko wiesz jak to jest, ja kiedyś miałem wszystko na winylu, ale przyszła moda na CD i się przerzuciłem. Pozbyłem się wtedy winyli, które dziś pewnie byłyby warte fortunę. Teraz muszę je odkupywać na nowo, a to jest droga impreza (śmiech).
Za co cenisz płyty winylowe?
Niedawno oglądałem program o tym, że jakościowo CD dostarcza dużo lepszy dźwięk od winyli, ale mnie to nie przekonuje. Pamiętam mój pierwszy kontakt z kompaktami. Dla mnie ich brzmienie było za ostre, zbyt sterylne. Później je trochę poprawili, jednak nadal to brzmienie winyla jest podobne do tego, jak słyszymy życie. A ja lubię słuchać dźwięków naturalnych, czasem niewyraźnych i niedoskonałych, ale ludzkich.
Gdy nagrywasz nową płytę, zależy ci, żeby ukazała się również na winylu?
Pewnie! Nie tylko dla samego dźwięku i klimatu. Obecnie jest to przede wszystkim dobry ruch biznesowy. Ludzie powoli przestają kupować CD. Są nawet plotki, że Empik może w ogóle zrezygnować ze sprzedaży kompaktów. Moja ostatnia płyta z Wojtkiem Mazolewskim wyszła na winylu. Następna, którą nagrywam z Agatą Karczewską, też będzie winylowa.
Kiedy możemy się spodziewać premiery?
Myślę, że w maju, jeżeli wszystko dobrze pójdzie, bo wiadomo, jak to jest w tym kraju. Ale wydaje mi się, że nic złego po drodze nas nie spotka.
Super, zatem trzymajmy kciuki. A teraz podziel się z nami piątką płyt, które wybrałeś do naszego cyklu.

Joni Mitchell – Blue (1971)

Jackson Browne – Late for the Sky (1974)

Orville Peck – Pony (2019)

David Bowie – Hunky Dory (1971)
