Choć kolekcjonujemy winyle głównie ze względu na samą muzykę i jej znakomite brzmienie, to najczęściej one są w centrum naszej uwagi. Mowa o labelach, w języku polskim często nazywanych po prostu etykietami. Labele pełnią przede wszystkim funkcję praktyczną (bez nich nie wiedzielibyśmy, czyj album kładziemy na talerz), ale i ozdobną.
Dziś większość labeli ma swój unikalny design, dedykowany wyłącznie poszczególnym albumom, jednak dawniej były one graficzną reprezentacją wielkich wytwórni płytowych. Niektóre stały się tak charakterystyczne, że wielu kolekcjonerów płyt, słysząc nazwę konkretnego wydawnictwa, najczęściej ma przed oczami właśnie jego label. Przyjrzyjmy się zatem najpopularniejszym, uniwersalnym labelom stosowanym przez światowe wytwórnie oraz zmianom, jakie je przez lata spotykały.
Atlantic
Moje pierwsze skojarzenie – Led Zeppelin. Choć wytwórnia wydawała także nagrania takich gwiazd jak Abba czy Donna Summer, to brytyjska legenda hard rocka jest najlepszym przykładem, jeśli omawiamy labele Atlantica. Pierwsze albumy Zeppelinów załapały się na ostatnie chwile tzw. red-plums – etykiet w kolorze czerwono-śliwkowym. Późniejsze edycje posiadały już nową, czerwono-zieloną wersję. M.in. dlatego label jest ważnym elementem płyty winylowej i może znacząco wpływać na jej wartość. W przypadku tej wytwórni, detalem wartym uwagi jest fakt, iż na amerykańskich wydaniach barwy etykiet były bardziej intensywne. Mniej znanym wariantem jest zielono-niebieski, a także dziś rzadko spotykane etykiety sprzed epoki rock’n’rolla.
ATCO
Odłam Atlantica, swego czasu odpowiedzialny za szeroko rozumianą muzykę młodzieżową (od folku po psychodelię). Wytwórnia była popularna przede wszystkim w latach 60. Jej labele od razu wskazywały z jaką edycją albumu mamy do czynienia. Opcji mono przypisany był kolor granatowy, stereo – fioletowy. Poza tym, etykiety nie wyróżniały się niczym szczególnym, a wzrok właściciela płyty przykuwała głównie nazwa firmy zlokalizowana w centrum. Jeden z najpopularniejszych albumów wydanych przez ATCO to "Disraeli Gears" zespołu Cream. Pierwsze wydanie ukazało się ze „starym” labelem. Kolejne edycje zawierały już późniejszy projekt z charakterystycznym, kolorowym logo i żółtym tłem. Lata 80. to następna zmiana designu – w porównaniu do dawnej oprawy był niezbyt ciekawy, ale dobrze wpisywał się w estetykę tamtej dekady.
Capitol
Wytwórnia, która reprezentowała chyba największą liczbę światowych gwiazd. W latach 50. pod swoimi skrzydłami miała artystów już za życia będących legendami: Franka Sinatrę, Nat King Cole’a, Judy Garland czy Shirley Bassey. Także dzięki niej, amerykańska publiczność poznała Beatlesów. W pamięci melomanów najlepiej zachował się kultowy, czarny label Capitolu z tęczową obwódką, stosowany w latach 60. W kolejnej dekadzie wytwórnia zmieniała design na mniej charakterystyczne etykiety, jednak po latach wróciła do gustownej klasyki, co w opinii wielu kolekcjonerów okazało się słusznym posunięciem.
Columbia
Mocarna wytwórnia z tradycjami, co widać także po jej labelach. Klasyczna czerwień, czytelna lista utworów i zero zbędnego efekciarstwa – to cechy etykiet zarówno z lat 60. jak i 70. Niektóre edycje płyt w latach 80. posiadały skromniejszy, jakby „wybrakowany” design – co widać w przypadku albumu Kate Bush. Ale warto rzucić okiem także na ciekawy label z początków wytwórni. Jeżeli chodzi o artystów, same tuzy: Miles Davis, Bob Dylan, Simon & Garfunkel, Aretha Franklin, Barbra Streisand. Mając do czynienia z takim zestawem zróżnicowanych wykonawców, ciężko nie zetknąć się z jakimkolwiek winylem wydanym przez Columbię. Drobne różnice w etykietach pozwalają natomiast ustalić, z którym wydaniem mamy do czynienia.
EMI America
Amerykański oddział wielkiego muzycznego koncernu, który przez lata był „stajnią” m.in. dla takich gwiazd jak Red Hot Chilli Peppers, Pet Shop Boys, Kate Bush czy David Bowie. Ten ostatni wydał w wytwórni jeden z najpopularniejszych albumów lat 80. pt. Let’s Dance. Jego nabywcy z pewnością kojarzą szary, dość oszczędny label z tęczowym napisem prezentującym nazwę firmy. Jednak wcześniejsze płyty EMI America, wydane u schyłku poprzedniej dekady, posiadały jeszcze skromniejszą etykietę. O tym, że wytwórni zależało głównie na repertuarze, a nie wizualnej otoczce, świadczą również labele odłamu EMI-Manhattan. Na nich także nie odnajdziemy nic ciekawego.
Vertigo
Wytwórnia powstała w 1969 roku, która specjalizowała się w wydawaniu muzyki niekomercyjnej: rocka progresywnego, psychodelicznego i elektroniki. Jej charakterystyczne labele znane są przede wszystkim fanom takich zespołów jak Black Sabbath, Uriah Heep, Nazareth, Kraftwerk czy Status Quo. Już pierwszy projekt etykiet zachwycał oryginalną, niespotykaną wcześniej koncepcją. Strona A zawierała jedynie czarno-białą spiralę, która była także logotypem wytwórni, natomiast wszystkie informacje o płycie znajdowały się na stronie B. Jeszcze większe wrażenie wywołał label ze statkiem kosmicznym, który zaprojektował w 1973 Roger Dean. Brytyjski artysta był również autorem okładek płyt takich grup jak Yes, Budgie czy Osibisa.
Warner Bros
Kolejny muzyczny gigant, choć podobno nie zawsze przykładający się do promowania swoich artystów. Niemniej jednak, fani takich zespołów jak Greatful Dead, Black Sabbath, Deep Purple czy Fleetwood Mac z pewnością posiadają w swojej kolekcji winyle wydane przez Warnera i jego odłamy. Wytwórnia wystartowała pod koniec lat 50. i niemal od początku borykała się z problemami finansowymi. Jej płyty często okazywały się klapami finansowymi, a trudny pierwszy okres widać również po nieciekawych, niskobudżetowych etykietach. Swoją pozycję Warner osiągnął dopiero w latach 70., dzięki nowej strategii i ciekawszemu katalogowi. Płyty ukazywały się wówczas z powszechnie lubianym labelem ukazującym palmy w Burbank w Kalifornii. Następna odmiana etykiety charakteryzowała się neutralnym tłem i powiększonym logo firmy.
Polskie Nagrania
Na koniec coś z naszego podwórka. Etykiety Polskich Nagrań chyba wszystkim są doskonale znane. Charakterystyczne logo z kogucikiem towarzyszyło przedsiębiorstwu do początku lat 80. Później pojawiła się równie popularna nutka na czarnym kole, przywołująca też skojarzenie z płytą winylową. Mówiąc o starszych labelach, kolekcjonerzy wspominają przede wszystkim ich… kolor i związane z nim problemy. Czerwona etykieta w kontakcie z wodą puszczała farbę, barwiąc czy to ściereczkę do mycia, czy też palce właściciela. Z niebieskim wariantem nie było takich kłopotów. Od czasu do czasu labele posiadały także inne kolory: żółty, czarny, a nawet różowy. Od drugiej połowy lat 80. etykiety drukowano już wyłącznie w mdłym, kremowym odcieniu. Warto zwrócić uwagę na ostatni label z początku lat 90., na krótko przed zaprzestaniem produkcji winyli przez wytwórnię. Choć to wielka szkoda, że czarne płyty wyszły wówczas z mody, jednak ja osobiście tych białych etykiet w ogóle nie żałuję.
Potencjał etykiet szybko został odkryty przez grafików projektujących okładki. Po pewnym czasie wytwórnie stopniowo zaczęły udostępniać im tę przestrzeń. Wczesnym przykładem takiej praktyki jest album "The Dark Side of the Moon" Pink Floydów. W Polsce natomiast pierwszym albumem ze specjalnie zaprojektowaną etykietą były "Nowe sytuacje" zespołu Republika, wydane przez Polton. Jednak uniwersalne labele Atlantica i Capitolu wciąż cieszą się uznaniem. M.in. dlatego niedawny bestseller Daft Punk, "Random Access Memories", został opatrzony kultową etykietą Columbii z lat 70., co z pewnością dodało wydawnictwu uroku. A wy macie jakieś swoje ulubione labele? Komentujcie!