Zrób to sam!
Przedstawiony w tym artykule sposób naprawy ma charakter czysto amatorski. Nie jest to w żadnym stopniu profesjonalne wykonanie, gdyż taka okładka nigdy nie odzyska swojego pierwotnego wyglądu. Nie jestem introligatorem, czy też konserwatorem, dlatego przedstawiony poniżej opis działania ma charakter jedynie amatorski, ale co najważniejsze, bez problemu możliwy do wykonania w domu. Nie oznacza to jednak, że efekt nie jest zadowalający. Biorąc pod uwagę pierwotny stan okładki, nawet taka amatorska naprawa przynosi dobre rezultaty oraz całkiem sporo satysfakcji.
Zszywanie rany
Pierwszy etap to przygotowanie miejsca pracy. Powinno być ono dobrze oświetlone oraz wygodne, czyli postawiać pełną swobodę ruchów. Co jednak najważniejsze, operacja naprawy okładki powinna być dobrą zabawą:)
Zadbaj o narzędzia i materiały pracy. Potrzebować będziemy: ostry nóż, mały ścisk lub kilka książek, klej, papier oraz odpowiedniej wielkości kawałek twardego materiału o grubości okładki - w moim wypadku linijka. Ten ostatni element ma szczególne znaczenie. Wkładamy go w miejsce naprawy po zakończeniu klejenia. Uchroni on okładkę od zgniecenia przez stos książek lub ścisk. Jeżeli w waszym przypadku linijka będzie miała nieodpowiednią grubość, warto użyć stosu kartek. Możemy idealnie dobrać grubość przez redukcję lub zwiększenie ich ilości.
Na czym polega właściwa część operacji? Należy wyciąć odpowiedni kawałek papieru, który będzie stelażem do dalszej naprawy. Musimy wyciąć prostokątny kawałek, którego długość będzie większa od naszego otworu w okładce o około 1 cm z każdego z dwóch brzegów. Ponadto powinien on zachodzić na przednią oraz tylną cześć okładki na około 2 cm. Wykorzystany do naprawy papier powinien być na tyle gruby, żeby płyta ponownie nie rozcięła okładki. Nie należy jednak przesadzać z grubością, gdyż może się okazać, że na okładce pojawi się w miejscu klejenia zgrubienie. Gdy już mamy wycięty odpowiedni kawałek papieru, zaginamy go na naszym kawałku twardego materiału. Ja najczęściej wykorzystuję do tego linijkę. Ma prosty brzeg, a jej równa powierzchnia idealnie się do tego nadaje, a w dodatku ma odpowiednią grubość do większości okładek. Po posmarowaniu papieru klejem, umieszczamy go na miejscu uszkodzenia, wkładamy wypełnienie oraz przyciskamy na kilkadziesiąt minut. Jeżeli zastanawiacie się, jakiego kleju użyć - u mnie najlepiej sprawdza się klej Magic. Można również użyć taśmy dwustronnej, z tym, że bardzo szybko i mocno klei, przez co bardzo trudno jest wykonać jakieś poprawki. Dobrze wklejona wkładka stworzy nam solidny stelaż do dalszej pracy.
Dalszy proces zależny jest od stanu samej okładki. Jeżeli jest to tylko przedarcie i nie brakuje znacznej części materiału, możemy pokusić się o przyklejenie wystających kawałków i uformowanie ich w pierwotny kształt. W takim przypadku należy delikatnie posmarować obydwa brzegi i docisnąć z odpowiednią siłą przez folię. Gdy klej już wyschnie, mamy gotową bazę do dalszej naprawy. Sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej, gdy nasza dziura ma znaczące braki. Należy je wtedy uzupełnić.
Operacja plastyczna!
Pierwsza część tego tekstu to standardowa procedura w przypadku uszkodzonych okładek. Naprawia się je w ten sposób z myślą o płycie winylowej i jej bezpieczeństwie. Taka naprawa nie poprawia znacząco stanu wizualnego, ponieważ przeprowadzana jest "od środka". Chyba, że jest to delikatne rozdarcie, które uda nam się uformować do postaci przypominającej w miarę poprawny kant. Niestety ciągle widoczna jest linia przedarcia. Jak ją zlikwidować?
O tym opowiem właśnie teraz. Przedstawiam wam własny autorski pomysł. Używam go rzadko. Właściwie zdarzyły mi się tylko dwie okładki, w których były duże dziury, wymagające wypełnienia. Niezastąpione okazały się być... lakiery hybrydowe do paznokci! Te niepozorne małe buteleczki w wielu kolorach świata i lampa UV uratowały indyjskie wydanie Abbey Road. Jak tego dokonałem?
Naprawa takiego rozdarcia wygląda identycznie, jak zrobienie paznokci. Pierwszym etapem jest przetarcie powierzchni izopropanolem. Po wyschnięciu przychodzi czas na nałożenie podkładu, który zapewnia dobre przywarcie do materiału okładki oraz łatwe nakładanie kolejnych warstw. Po wypełnieniu ubytku przy pomocy np. wykałaczki, należy użyć lampy UV w celu utwardzenia warstwy. Tak przygotowane podłoże delikatnie przecieram papierem ściernym w celu wygładzenia krawędzi. Nie należy nakładać zbyt dużo bazy, ponieważ stworzy się wtedy nieprzyjemny garb, który będziemy musieli długo szlifować. Przecieramy miejsce wilgotną ściereczką, usuwając gromadzący się pył i przechodzimy do kolejnego etapu. Jest to bardzo ważna część. Musimy dobrać odpowiedni kolor. Nie ukrywam, nie miałem trudnego zadania - biały. Przynajmniej tak myślałem na początku. Zakładałem, że z tym kolorem nie będzie problemu. Niestety okazało się, że biały ma wiele odcieni, a ja użyłem trochę innego niż chciałem. Problem powstaje, gdy krawędź nie ma jednolitego koloru. Decyzję, czy zostawić jeden, czy też próbować odtworzyć grafikę, pozostawiam wam.
Warstwę nałożyłem delikatnie przy pomocy dedykowanego pędzelka, utwardziłem oraz ponownie przetarłem papierem ściernym i wytarłem pozostały pył. Na sam koniec pozostał tak zwany "top", czyli lakier zabezpieczający naszą dotychczasową pracę. Ten etap wygląda identycznie jak poprzedni - nałożenie, utwardzenie, delikatne przetarcie papierem oraz wyczyszczenie. Tak powstała spoina jest dosyć elastyczna. Moja pierwsza naprawiona w ten sposób okładka trzyma się już dobry rok, a nie oszczędzam jej - płyta jest bardzo często odsłuchiwana.
Należy zaznaczyć, że papier ścierny jest tak naprawdę niepotrzebny, jeżeli tylko mamy pewną rękę oraz wyjdzie nam idealna krzywizna/powierzchnia krawędzi. Używam go tylko z racji swojego braku wprawy. Efekt swojej pracy przedstawiam na zdjęciach. Nie jest co prawda idealny - była to moja pierwsza próba - ale i tak uważam ją za udaną!