Niesprzyjająca prognoza pogody
Amerykańskie wojsko znalazło się w Europie, Afryce czy na Pacyfiku już w 1940 r., dużo wcześniej niż oficjalne zaangażowanie Stanów Zjednoczonych Ameryki w II wojnę światową. Od samego początku jednak jedno było pewne: młodzi mężczyźni rzuceni na drugi koniec świata potrzebowali solidnej dawki motywacji. Na froncie ciężko sobie wyobrazić coś gorszego niż żołnierze z depresją. By oderwać umysły od działań wojskowych postanowiono stworzyć solidne zaplecze rozrywkowe.
Niestety napotkano na problem, który mógł zaważyć na losach całego przedsięwzięcia. Plany radiowego przesyłu dźwięku pokrzyżowała pogoda. Występujące na drodze sygnału burze uniemożliwiały przesył sygnału na tak dużą skalę. Kapitan Howard Bronson zaproponował wysyłanie żołnierzom specjalnych płyt z repertuarem muzyki zespołu wojskowego. Przyznajcie sami, pomysł nie mógł się udać na dłuższą metę. Na samym początku wśród żołnierzy nośniki cieszyły się sporą popularnością, jednak brak różnorodności oraz niekoniecznie odpowiednia muzyka dla młodzieży spowodowała konieczność zmian. W czerwcu 1941 roku rozpoczął się projekt pod nazwą V-Disc.
Wieli strajk artystów
Za sterami nowego projektu stanął porucznik Robert Vincent, inżynier dźwięku Wydziału Służb Specjalnych Armii Stanów Zjednoczonych. Jego koncepcja opierała się na znanej podstawie – płycie gramofonowej. Zmieniono jednak kilka zasadniczych rzeczy. Do 1942 roku American Force Network wysyłały płyty w rozmiarze 16’ oraz z prędkością obrotową 33RPM. V-Disc'i były za to płytami 12’ oraz z prędkością obrotową 78RPM. Ponadto postanowiono wysyłać również zestawy pozwalające na stworzenie małej rozgłośni radiowej. W ich skład przeważnie wchodził gramofon, wzmacniacz, mikrofon oraz (w zależności od potrzeby) aparatura odpowiedzialna za nadawanie fal radiowych, czy też podłączenie do radiowęzła. Problemem pozostał tylko sam repertuar, który bez cienia wątpliwości wymagał zmiany.
W 1942 roku rozpoczął się w USA strajk Amerykańskiej Federacji Muzyków, na czele którego stał wówczas Caesar Petrillo. Wprowadzono wtedy zakaz współpracy z czterema największymi wytwórniami w kraju. Co to oznaczało dla muzyka zrzeszonego w związku? Brak możliwości zarejestrowania swojej twórczości. Taki muzyk mógł grać jedynie koncerty na żywo, uczestniczyć w programach radiowych oraz rozrywkowych. Okazji dla wojska upatrzył w tym por. Vincent. Szybko dogadał się z Petrillo na temat nagrywania muzyki dla… wydawnictwa wojskowego. Warunek ze strony Amerykańskiej Federacji Muzyków był prosty: płyty nie mogą trafić do sprzedaży, matryce mają zostać zniszczone, a po zakończeniu programu – również płyty. Nie pozostało nic innego jak uzyskać zgodę „z góry” i startować. Udało się to już w lipcu 1943 r. , a pierwsze V-Disc'i trafiły do żołnierzy w październiku tego samego roku. Za tłoczenie tej partii odpowiedzialne zostało RCA Victor.
Kapitan Glen Miller przemawia
To był strzał w dziesiątkę. Tak można podsumować posunięcie Vincenta, co do porozumienia się z AMF. Płyty i zawarty na nich repertuar po prostu porwał żołnierzy. Trafiły do nich przecież utwory ówczesnych gwiazd – Franka Sinatry, Glena Millera, Teddiego Wilsona, Colemana Howkinsa czy też Arta Tatuma. Repertuar był bogaty - big bandy, zespoły swingowe, jazz, występy orkiestr symfonicznych czy oczywiście… marsze wojskowe. Naiwny ten, kto myślał, że ostatni element zostanie wyeliminowany na stałe z repertuaru.
Płyty cieszyły się tak ogromnym zainteresowaniem, że rozszerzono krąg odbiorców. W 1944 roku trafiły do marynarki wojennej, a niewiele później do Marines. V-Disc'i nie zawierały jednak tylko muzyki, wielokrotnie były to pozdrowienia, modlitwy za żołnierzy czy przemówienia. Prawdopodobnie najsłynniejszą wypowiedź wykonał Glen Miller na płycie oznaczonej numerem 65A.
This is Captain Glenn Miller speaking for the Army Air Force's Training Command Orchestra and we hope that you soldiers of the Allied forces enjoy these V-Discs that we're making just for you.
Na V-Discach pojawiały się również inne materiały – warstwa dźwiękowa z filmów czy wiadomości z kraju.
Sprawa dla FBI
1949 r. zapisał się jako koniec programu V-Disc. II wojna światowa dobiegła końca, żołnierze na dobre wrócili z frontu, przez co dalsze ciągnięcie programu stało się bezcelowe. Trzeba było jednak spełnić warunek postawiony przez Amerykańską Federację Muzyków. Matryce zostały zniszczone, płyty będące na wyposażeniu okręgów oraz żołnierzy zniszczone. Przynajmniej tak twierdzono. Okazało się jednak, że żołnierze tak pokochali te płyty, że postanowili przygarniać je do swoich domowych pieleszy. Pokochali je również pracownicy tłoczni RCA Victor czy też Columbia Records. Jeden z nich - zatrudniony w tłoczni z Los Angeles - za przywłaszczenie około 2500 egzemplarzy takich płyt trafił do więzienia! Jak widać miłość do płyt gramofonowych nie zna granic.