Płyty winylowe, a wraz z nimi budżetowe gramofony, pojawiają się (i zapewne będą się pojawiać) w dyskontach regularnie. Nie ma co zaklinać rzeczywistości. To swoisty „znak czasów” i odpowiedź rynku na niesłabnącą popularność analogów. Czy to dobrze czy źle? Zdecydowanie nie chcemy dać jednoznacznej odpowiedzi, bo temat jest oczywiście wieloaspektowy. Niemniej jednak zapraszając Was do dyskusji przyjrzyjmy się temu tematowi w nieco szerszym kontekście i często z przeciwstawnych punktów widzenia. Oto pięć głównych plusów i minusów sprzedaży winyli w dyskontach.
Plusy
- dobre ceny winyli - dla winylmaniaków sprawa jest prosta: możliwość zakupu całkiem konkretnych tytułów za 49 zł lub niżej to z pewnością spora okazja. To bezsprzecznie najbardziej oczywisty punkt w tym zestawieniu pozytywów.
- łatwa dostępność płyt - dla wielu kolekcjonerów winyli (zwłaszcza z miejscowości, w których nie ma dużo bądź nie ma w ogóle sklepów płytowych) to duże ułatwienie, kiedy pod ręką pojawia im się pudło z nowymi winylami. Trzeba w tym momencie także wspomnieć, że nie każdy jest miłośnikiem zakupów w internecie i musi wpierw zobaczyć i dotknąć, a potem dopiero kupić.
- promocja winyli jako nośnika - obecność winyli w dyskontach to z pewnością sygnał dla świata, że to naprawdę mocny nośnik, który z powrotem na dobre zadomowił się w naszych domach.
- początek przygody z winylami - ten punkt wydaje nam się szczególnie godny uwagi: być może jest tak, że ktoś pod wpływem impulsu lub wiedziony łatwością zakupu nabędzie winyl swojego ulubionego artysty. Brzmienie, celebracja, klimat płyt na tyle go wciągnie, że zacznie się wkręcać w temat na dobre, szukając coraz to głębiej i głębiej, odwiedzając sklepy muzyczne, dowiadując się o nośniku coraz więcej i więcej. Aż po moment, kiedy stanie się uczestnikiem tego szaleństwa na dobre ;-)
- niższe ceny winyli na rynku - rynek rządzi się swoimi prawami, dla sporej grupy kupujących to właśnie cena determinuje miejsce zakupu. Dlatego też po pojawieniu się winyli w dyskontach w różnych sklepach (mniejszych i większych) ceny poszybowały w dół i można trafić na coraz więcej akcji sprzedażowych i promocji.
Minusy
- odebranie winylowi wyjątkowości - wraz ze wzrostem popularności winyl przestaje być niszowym, a przez to ekskluzywnym nośnikiem - musimy się z tym pogodzić. Jednak wielu z nas boli widok winyli pomiędzy ziemniakami i proszkiem do prania.
- brak szacunku do nośnika - bez popadania w fetyszyzm oczywiście, ale boli serducho, kiedy widzimy pogięte okładki i płyty pod naporem innego, niemuzycznego asortymentu.
- brak klimatu zakupów - dyskont to oczywiście nie klimatyczny sklep płytowy z długą historią i winylowym wymiataczem za sterami, z którym o płytach można gawędzić godzinami, napić się kawy i wyszperać naprawdę białe kruki - tutaj przychodzi się po pieczywo, wodę, warzywa i… winyle właśnie.
- psucie rynku - no właśnie, co dla klientów może być sporą korzyścią, niekoniecznie jest nią dla sprzedawców. Wiadomo, że olbrzymia sieć dyskontów jest w stanie wynegocjować u dystrybutora duże lepsze ceny niż mały sklep muzyczny. A przecież to właśnie te małe, niezależne sklepy muzyczne w istotnej mierze odpowiedzialne są za come back winyli i ich obecną popularność.
- niekończąca się lawina wpisów w social mediach - wydawać by się mogło, że to pikuś i trochę żartobliwy punkt, ale większość z nas była świadkami coraz większych emocji w komentarzach pod mało oryginalnym postem „co też to dokupiłem do dzisiejszych parówek” łącznie z prośbami do adminów o ich usuwanie.
Jak więc widać, i w tym wypadku płyta winylowa ma dwie strony. Krytykując bądź chwaląc jednoznacznie sprzedaż winyli w dyskoncie warto wziąć pod uwagę wszystkie aspekty, a także starać się zrozumieć tych, którzy mają inną opinię. Do tego namawiamy, bo oprócz tego, że winyl ma wspomniane dwie strony, to trzeba podkreślić, że na obydwu znajduje się muzyka.