1. KAT – 38 minuts of life
Okładki polskich metalowych płyt w dużej mierze nie miały szczęścia, często wiało kiczem i tandetą. W tym wypadku do wątpliwej szaty graficznej wbito gwóźdź do trumny – błąd w tytule. Wpadkę poprawiono dopiero przy okazji reedycji wydawnictwa w 1994 roku. W 1996 roku przy okazji kolejnej reedycji - tym razem spod rąk Silvertonu - postanowiono trochę odświeżyć warstwę graficzną i nadać jej więcej realizmu. Czy się udało? Jak sądzicie? Winylowa edycja z poprawnym tytułem ukazała się dopiero w 2016 roku za sprawą Metal Mind Productions.
2. Fatum – Mania szybkości
Dzisiaj powiedzielibyśmy – grafik płakał jak projektował. "Mania szybkości" jest prawdopodobnie najbardziej wyśmiewaną okładką w dziejach polskiej grafiki. Nie przeszkodziło to jednak tytułowi stać się przez pewien czas poszukiwanym kąskiem! Jeszcze kilka lat temu winylowe wydanie można było kupić za kilkanaście złotych, większość poszukiwaczy pomimo tego pozostała niewzruszona na widok jednonogiej kobiety na pędzącym motocyklu.
W redakcji Psychosondy odczuwamy pewien rodzaj konsternacji. Publikacji jednego z artykułów o najbardziej pożądanych polskich płytach winylowych, gdzie żartobliwie wśród różnych białych kruków zamieściliśmy również ten tytuł, towarzyszyła rzecz zadziwiająca! Doszły nas słuchy, że „Mania szybkości” zaczyna sukcesywnie znikać z rynku! Temu zjawisku towarzyszył również gwałtowny wzrost cenowy! Jak jest dzisiaj? Są problemy ze znalezieniem własnego egzemplarza? Sytuacja się ustabilizowała.
3. Krzysztof Krawczyk – Co Za Cyrk!
Widząc ten tytuł po raz pierwszy, schowany wśród polskich płyt na pewnej z giełd winylowych, chciałem krzyknąć - ‘Co za cyrk!". Przy czym nie jestem pewien, czy mój mózg podświadomie przeczytał tytuł, zanim świadomie zarejestrowałem jego obecność na okładce, czy też ten zwrot tak dobrze oddaje charakter okładki. Nie będąc nigdy fanem twórczości Pana Krawczyka chwyciłem w dłoń smartfona i przejrzałem dyskografię autora na serwisie Discogs. Naszła mnie pewna refleksja. Gdyby w naszym zestawieniu było więcej miejsc, zapewne na tym jednym tytule by się nie skończyło ;-)
4. Papa Dance – Nasz Ziemski Eden
Powiem szczerze, nie wiem co autor okładki miał na myśli projektując to dzieło. Wyszło osobliwie. Niemniej, jeżeli tak wygląda „ogród rozkoszy”, jestem poważnie zaniepokojony.
5. Budka Suflera – Ona przyszła prosto z chmur
Patrząc na te okładkę i zarazem zestawiając ją z tytułem jej samej ciężko odnieść wrażenie by zaistniała między nimi jakakolwiek spójność. Gdybym spośród utworów miał wybierać najbardziej pasujący zdecydowanie postawiłbym na ostatni - „Planeta Smoka”. Irytujące jest również wkomponowanie litery „Y” ze słowa „ Przyszła” - wygląda to trochę jakby grafik na siłę próbował się zmieścić w obszarze przygotowanym na zupełnie inny tekst.
6. Eleni – 10
Pierwsze co przyszło mi na myśl po zobaczeniu okładki płyty „10” Eleni było policzenie ilości cieni czy też kopii widniejących na okładce. Niestety, jakby nie liczyć, liczba 10 nigdy nie wychodzi. Sam tytuł jest zapewne nawiązaniem do utworu „Za Dziesięć Lat” lub też samej ilości utworów zawartych na płycie. Niestety ten zabieg graficzny w tym wypadku kojarzy mi się tylko z zawieszonym okienkiem w systemie Windows. Piosenkarka nie została na tej okładce przedstawiona korzystnie (zwłaszcza na cieniach).
7. Andrzej Zaucha - Andrzej Zaucha
Na ostatnim wolnej pozycji niezbyt ładnych okładek uplasowała się okładka do trzeciej płyty w dorobku Andrzeja Zauchy. Spędziłem kilka minut w zadumie patrząc na tę ilustrację, zastanawiając się przy tym co musiało się zadziać podczas projektowania... Jaki był impuls, by ubrać wokalistę w taki strój. Pomysł z kołnierzem jako elementem saksofonu mógłby być nawet udany, gdyby nie wizja, jaką ostatecznie przybrał.