O książce, w której splatają się wątki miłości, życia, pasji, pieniędzy, a przede wszystkim winyli, rozmawiamy z jej autorem - Tomkiem "Panem Winylem" Olszewskim.
Marcin Mieszczak: Tomek, trzymam w rękach Twoją „Książkę o winylach" i muszę przyznać, że wizualnie prezentuje się świetnie. Zapoznałem się też częściowo z tekstami i widać, że wykonałeś wiele pracy. Traktujesz to jako spełnienie marzeń? Misję? Wypełnienie luki na polskim rynku wydawniczym? A może część większego planu?
Tomek "Pan Winyl" Olszewski: Bardzo dziękuję za dobre słowo o książce. Tak, to było bardzo dużo pracy. Sam niedawno wydałeś książkę, więc pewnie doskonale wiesz, ile to jest zabiegów. Samo pisanie to pestka w porównaniu z korektą czy składem (śmiech). Zawsze chciałem napisać książkę, dlatego też poszedłem na studia polonistyczne. Myślałem, że tam nauczę się pisać. Niestety, trafiłem na kierunek nauczycielski. Poetyka to był mój ulubiony przedmiot, ale w tygodniu była jedna czy dwie godziny. Nigdy nie lubiłem szkoły, a tu nagle miałem się stać nauczycielem. Wybrałem inny kierunek. Ale marzenie zostało...
I tak na przełomie 2019/2020 tworzyliśmy z żoną i przyjaciółmi mapę marzeń. Na samej górze umieściłem wycięty napis z gazety: NAPISZĘ KSIĄŻKĘ! W 2021 roku ją napisałem, a w 2023 wydałem przy pomocy POLVINYL, naszej spółki tłoczącej płyty winylowe. Zawsze chciałem napisać powieść SF dla młodzieży! Myślę, że to jeszcze przede mną (śmiech), ale “Książka o winylach” to nie powieść, ale jednak też książka. Marzy mi się, żeby w Polsce było tyle samo ognisk muzycznych, co orlików. I jeśli ta książka ma jakąś misję, to jest to właśnie ona.
Jej wymowa - mam nadzieję - jest właśnie taka, że słuchanie muzyki to piękne doświadczenie i jak każde doświadczenie ma różne głębokości. Żeby świadomie obcować z muzyką, trzeba ją znać, wiedzieć coś o niej. Marzę o tym, że każde dziecko umie grać na instrumencie albo śpiewa. Nie chodzi o bycie profesjonalistą czy profesjonalistką. Choć o zaszczepienie muzykalności.
Gdy jeszcze mieszkałem w UK i pracowałem na taśmie produkcyjnej, zauważyłem, że każdy Anglik lub Angielka potrafili coś zaśpiewać, wiele osób umiało coś zagrać. Kilkakrotnie doświadczyłem takiego zażenowania, gdy proszono, żeby Polacy coś zaśpiewali - gremialnie zrywali się do śpiewu: Góralu, czy Ci nie żal… a potem tylko mamrotanie, albo Hej Sokoły i to tylko refren. I to nie jest narzekanie, to fakt. Chciałbym to zmienić. Wierzę, że ta książka otwiera nowe drzwi, które do tego celu prowadzą! Czy wypełnia jakąś lukę? Nie wiem - ale wiem, że była potrzebna. Ludzie piszą do mnie te słowa, więc jakąś lukę zapełnia (śmiech)
I tak na przełomie 2019/2020 tworzyliśmy z żoną i przyjaciółmi mapę marzeń. Na samej górze umieściłem wycięty napis z gazety: NAPISZĘ KSIĄŻKĘ! W 2021 roku ją napisałem, a w 2023 wydałem przy pomocy POLVINYL, naszej spółki tłoczącej płyty winylowe. Zawsze chciałem napisać powieść SF dla młodzieży! Myślę, że to jeszcze przede mną (śmiech), ale “Książka o winylach” to nie powieść, ale jednak też książka. Marzy mi się, żeby w Polsce było tyle samo ognisk muzycznych, co orlików. I jeśli ta książka ma jakąś misję, to jest to właśnie ona.
Jej wymowa - mam nadzieję - jest właśnie taka, że słuchanie muzyki to piękne doświadczenie i jak każde doświadczenie ma różne głębokości. Żeby świadomie obcować z muzyką, trzeba ją znać, wiedzieć coś o niej. Marzę o tym, że każde dziecko umie grać na instrumencie albo śpiewa. Nie chodzi o bycie profesjonalistą czy profesjonalistką. Choć o zaszczepienie muzykalności.
Gdy jeszcze mieszkałem w UK i pracowałem na taśmie produkcyjnej, zauważyłem, że każdy Anglik lub Angielka potrafili coś zaśpiewać, wiele osób umiało coś zagrać. Kilkakrotnie doświadczyłem takiego zażenowania, gdy proszono, żeby Polacy coś zaśpiewali - gremialnie zrywali się do śpiewu: Góralu, czy Ci nie żal… a potem tylko mamrotanie, albo Hej Sokoły i to tylko refren. I to nie jest narzekanie, to fakt. Chciałbym to zmienić. Wierzę, że ta książka otwiera nowe drzwi, które do tego celu prowadzą! Czy wypełnia jakąś lukę? Nie wiem - ale wiem, że była potrzebna. Ludzie piszą do mnie te słowa, więc jakąś lukę zapełnia (śmiech)
Zdecydowałeś się być wydawcą własnej książki. Trudno było to wszystko samemu ogarnąć?
Tak jak wspomniałem wyżej, mecenatem jest moja tłocznia. Wydaliśmy tę książkę za zgodą wszystkich wspólników POLVINYL. Mimo, że jest to tłocznia, to naszą pierwszą produkcją była właśnie “Książka o winylach” i okazało się to strzałem w dziesiątkę. Książka otworzyła mnóstwo drzwi i jest przyczynkiem do wielu ciekawych rozmów, choćby jak ta dla Psychosondy! Mimo pomocy POLVINYL’u była to bardzo trudna dla mnie praca. Wydawałem wcześniej płyty - i mam ich na koncie całkiem sporo - ale wydawanie książki to inna bajka. Łatwiej było ją napisać, niż zredagować, dobrać zdjęcia, umieścić je we właściwych miejscach. Bukebuk.pl z Poznania wspaniele się spisał, jeśli chodzi o projekt, choć korekta ma swoje niedociągnięcia. Jest w tym trochę mojej winy, bo wydawałem książkę po raz pierwszy. Czasami po prostu nie wiedziałem, że zmieniając coś, robię wielki bałagan. Ale finalnie jestem bardzo zadowolony, czytelnicy i czytelniczki również. Druga część będzie na pewno już dużo lepsza!
O drugą część jeszcze Cię zapytam, ale najpierw chciałbym porozmawiać o pierwszych reakacjach na książkę. Jakie sygnały od czytelników dochodzą do Ciebie odnośnie książki? Widać chociażby w social mediach, że jest ich całkiem sporo.
Jestem w szoku, ponieważ są bardzo pozytywne. Ktoś napisał, że to świetna opowieść, w której pięknie splatają się wątki, miłości, życia, pasji i pieniędzy. Mam wrodzoną skłonność do poetyzowania i to też się podoba. Moja przyjaciółka Eliza A. Tkacz, która jest nie tylko artystką, ale też doktorką nauk mechanicznych na Politechnice Łódzkiej, napisała mi, że stwierdzenie “poszukiwanie własnego HiFi” jest dla niej bardzo wymowne i piękne. Myślę, że książka się podoba, ponieważ jest napisana z perspektwy praktyka i miłośnika winyli, który “winyl ma we krwi”. Chciałem się podzielić moim doświadczeniem życia z winylami, jak mnie to kręciło, że kręci się druga dekadę. Zaczęło się na skromnej kolekcji, a skończyło na tłoczni płyt winylowych.
Do kogo przede wszystkim kierujesz swoją książkę?
Właściwie to do wszystkich osób, które kochają muzykę. Winyle to zdaniem moim i Agnieszki Protas (autorki Subiektywnego Leksykonu Płyt, Które Warto Mieć) najdoskonalszy nośnik dla muzyki. Ukułem nawet całkiem romantyczną sentencję, że winyl to doskonałe ciało dla duszy muzyki! Dlatego myślę, że to książka dla wszystkich, bo nie znam nikogo, kto nie lubi muzyki. Merck Mercuriadis z Hipgnosis Songs Found powiedział: “Kiedy jesteś smutny, słuchasz muzyki, kiedy jesteś wesoły, słuchasz muzyki. Muzyka nam towarzyszy cały czas!” i ja się z tym zgadzam… Z małym wyjątkiem: kiedy pracuję, nie słucham muzyki. Albo słuchanie, albo praca...(śmiech) Moja książka jest też dla osób, które mają pasję życia, lubią go doświadczać, zatrzymywać się i przyglądać się życiu, przysłuchiwać mu się. To książka dla ludzi, którzy chcą się odważyć wyjść z łódki i pochodzić po oceanie marzeń - nie tylko w sposób metaforyczny. Dlatego piszę w niej o moich przygodach biznesowych. Lubię praktyczność, lubię, gdy po przeczytaniu książki czy artykułu mogę coś zrobić, wykorzystać zdobytą wiedzę w życiu. A moja poetyczna natura próbuje ubrać to w fabułę czy inne ozdobniki. Życie wymaga trochę wysiłku i jest przyjemniejsze, gdy jest w nim coś, co sprawia, że je kochamy. Dla mnie są to winyle i muzyka, ale przede wszystkim ludzie, którzy za nimi stoją.
Wspomniałeś wcześniej, że już myślisz o drugiej części. Co miałoby się w niej znaleźć, czego nie ma w pierwszej?
Ja nie myślę o drugiej części, to czytelnicy i czytelniczki o niej myślą i mi o tym mówią. Jednak ja się już nie dam wrobić w drugę część! Na pewno nie sam. Po kilku spotkaniach autorskich zdałem sobie sprawę, że moja książka to dopiero wierzchołek góry winylowej. Spotkałem dziesiątki ludzi, którzy mają piękne historie, ogromną, specjalistyczną wiedzę, która kurzy się na strychach ich umysłów, bo nie ma jej gdzie wyeksponować. Postanowiłem, że zbierzemy Winylową Ferajnę i stworzymy wspólnie komitet redakcyjny. Winylowa Ferajna liczy już sobie około 90 osób. Postanowiłem zebrać kolektyw twórczy na uncut.fm, bo to platforma, która pozwala wynagradzać społeczność za ich pracę w bardzo różny sposób. Chciałbym stworzyć książkę z ludźmi, rozbudować ją o nowe wątki, historie i wywiady. Chcę, aby było to dzieło zbiorowe, które kolektywnie wydamy dla siebie i dla innych. Chciałbym też, aby społeczność mogła zarządzać zebranymi finansami. Przyświeca mi tutaj filozofia WEB 3, czyli samoorganizująca się społeczność, która realizuje swoje cele dla własnych korzyści, uwzględniając przy tym również cele charytatywne czy ekologiczne. Temat ekologii jest tu bardzo ważny! Ale to na inną rozmowę.
Będziemy śledzić tę inicjatywę, a pod wywiadem link do Twojej społeczności i oczywiście do miejsca, gdzie ksiażkę można zamówić. Przed Tobą czas promocji publikacji. Już prężnie działasz, odwiedzając poszczególne redakcje. Zdradzisz plany na najbliższe miesiące związane z „Książką o winylach"?
Do końca roku 2023 chcę odwiedzać różne miejsca w Polsce. Mam kilka bardzo ciekawych zaproszeń do winylowych miejscówek (koniec lutego - Chorzów, Galeria Sztuki Muzycznej i Obrazu - datę podamy niebawem), ale padają też propozycje udziału w programach radiowych. Możliwe, że w marcu będę miał swój mały winylowy kącik w jednej z dużych rozgłośni radiowych (o tym też niebawem na moich socjalach). Ogólnie jestem otwarty na zaproszenia do ciekawych ludzi i miejsc. Bardzo lubię spotykać się z ludźmi muzyki!
Siedzisz w winylach od wielu lat. Jesteś zaskoczony tym, co obecnie dzieje się na rynku płyt czy raczej spodziewałeś się tego i jest to naturalny proces rozwoju zjawiska zwanego powszechnie „winylozą"? :-)
Mnie zawsze najbardziej interesował sam nośnik i cieszę się bardzo, że jego popularność rośnie. To niezwykłe, że w świecie digitalu, AI i blockchain ludzie kochają przedmioty wytwarzane metodą, która niewiele się zmieniła od 100 lat. To fascynujące. To już nie jest moda, to trend. Mody przychodzą i odchodzą, ale winyl trwa i jego magiczna siła nie potrzebuje marketingu, żeby się rozprzestrzeniać. Winyl po prostu to jest to!
Fajnie, że młode zespoły chcą się wydawać na winylach. Takie kocham najbardziej. Ostatnio powstałe wyd. 33 Records - uwielbiam ten team! Już niebawem wydadzą na winylu mona polaski, mój ukochany łódzki band! Moja kolekcja to przeważnie soundtracki do filmów SF i mnóstwo muzyki niezależnej, niszowej. Kocham takie płyty, cieszę się, że to jest możliwe, żeby mieć w kolekcji albumy samoorganizujących się zespołów. Bo winyl to dziś najbardziej opłacalna inwestycja zespołów DIY, szczególnie jeśli koncertują. Kocham piękne reedycje, bardzo często daję się namówić na jakiś winyl wydany w limitowanej wersji. Jestem przede wszystkim kolekcjonerem winyli, dopiero potem słuchaczem muzyki.
Fascynuje mnie też przyszłość kolekcjonerstwa: muzyczne NFT. Od prawie roku pracujemy z Agą Samitowską z whocares.madia nad rozwiązaniami dla branży muzycznej i kolekcjonerskiej. Aga jest przodowniczką w Polsce, jej wiedza na ten temat jest ogromna, a mnie zawsze kręciły najnowsze rozwiązania. Myśle, że NFT w połączeniu z winylami mogą wprowadzić zupełnie inny wymiar - nie tylko kolekcjonowania, słuchania muzyki, ale relacji z artystą/tką. Myślę, że jeszcze najlepsze przed nami! Muzyka i technologia zawsze idą ręka w rękę, tak było zawsze i tak jest teraz. Rozumiem te rzucane tu i ówdzie hasła pod tytułem “kolekcjonowanie cyfrowych obrazów - bzdura” - nie lubimy, jak ktoś nam przestawia mebelki w naszych od lat ułożonych życiach. Ale życia nie da się przykleić na superglue do powierzchni naszego pojmowania rzeczywistości. Ono sobie płynie tak, jak chce i chętnie zabiera na pokład tych, którzy kochają przygody.
Myslę, że "winyloza" będzie pieknie się rozwijać w tej nowej, technologicznej rzeczywistości. Mówiąc o technologicznej rzeczywistości mam też na myśli rozwój technologii nagrywania, odtwarzania, przetwarzania i dystrybuowania dźwięku, a także relacji w społecznościach wokół tego skupionych, gdzie winyl będzie zawsze siedział sobie na wygodnym tronie gramofonu, obracał się z prędkością 33 i 1/3 RPM i będzie robił: łiiiiiiiii, łiiiiii :D
Fajnie, że młode zespoły chcą się wydawać na winylach. Takie kocham najbardziej. Ostatnio powstałe wyd. 33 Records - uwielbiam ten team! Już niebawem wydadzą na winylu mona polaski, mój ukochany łódzki band! Moja kolekcja to przeważnie soundtracki do filmów SF i mnóstwo muzyki niezależnej, niszowej. Kocham takie płyty, cieszę się, że to jest możliwe, żeby mieć w kolekcji albumy samoorganizujących się zespołów. Bo winyl to dziś najbardziej opłacalna inwestycja zespołów DIY, szczególnie jeśli koncertują. Kocham piękne reedycje, bardzo często daję się namówić na jakiś winyl wydany w limitowanej wersji. Jestem przede wszystkim kolekcjonerem winyli, dopiero potem słuchaczem muzyki.
Fascynuje mnie też przyszłość kolekcjonerstwa: muzyczne NFT. Od prawie roku pracujemy z Agą Samitowską z whocares.madia nad rozwiązaniami dla branży muzycznej i kolekcjonerskiej. Aga jest przodowniczką w Polsce, jej wiedza na ten temat jest ogromna, a mnie zawsze kręciły najnowsze rozwiązania. Myśle, że NFT w połączeniu z winylami mogą wprowadzić zupełnie inny wymiar - nie tylko kolekcjonowania, słuchania muzyki, ale relacji z artystą/tką. Myślę, że jeszcze najlepsze przed nami! Muzyka i technologia zawsze idą ręka w rękę, tak było zawsze i tak jest teraz. Rozumiem te rzucane tu i ówdzie hasła pod tytułem “kolekcjonowanie cyfrowych obrazów - bzdura” - nie lubimy, jak ktoś nam przestawia mebelki w naszych od lat ułożonych życiach. Ale życia nie da się przykleić na superglue do powierzchni naszego pojmowania rzeczywistości. Ono sobie płynie tak, jak chce i chętnie zabiera na pokład tych, którzy kochają przygody.
Myslę, że "winyloza" będzie pieknie się rozwijać w tej nowej, technologicznej rzeczywistości. Mówiąc o technologicznej rzeczywistości mam też na myśli rozwój technologii nagrywania, odtwarzania, przetwarzania i dystrybuowania dźwięku, a także relacji w społecznościach wokół tego skupionych, gdzie winyl będzie zawsze siedział sobie na wygodnym tronie gramofonu, obracał się z prędkością 33 i 1/3 RPM i będzie robił: łiiiiiiiii, łiiiiii :D
Wielkie dzięki za rozmowę.