Jazzman, basista i kontrabasista. Asystent na Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w Instytucie Jazzu w klasie kontrabasu i gitary basowej. Współpracował z wieloma wybitnymi muzykami. Obecnie promuje swoją autorską płytę "Masovian Mantra", której wersja winylowa ukaże się w ramach tegorocznych obchodów Record Store Day.
O tym, co takiego inspiruje w muzyce Wschodu, dlaczego polska muzyka jest wyjątkowa, o współpracy ze Zbigniewem Namysłowskim i o winylach oczywiście rozmawiamy z Michałem Barańskim.
Marcin Mieszczak: Zadebiutowałeś pierwszą autorską płytą w legendarnej serii Polish Jazz. Czy to dla Ciebie dodatkowa nobilitacja?
Michał Barański: Mój ojciec miał poważną kolekcję płyt winylowych w domu i seria Polish Jazz również tam się pojawiała. Pamiętam, że jako dziecko słuchaliśmy „Astigmatic” czy „Be a Man” Ewy Bem with Swing Session. Dla mnie bycie w katalogu z Krzysztofem Komedą, Andrzejem Trzaskowskim i całą plejadą gwiazd ówczesnych czasów to jest wielkie wyróżnienie. Ta seria bardzo nobilituje, ale też zobowiązuje.
Poprzednie wydawnictwo Polish Jazzu: duet Pauliny Przybysz oraz Kuby Więcka „Kwiateczki” nawiązuje do dzieła Jana Kochanowskiego. Ty też odwołujesz się do polskiej tradycji ludowej. Skąd wśród młodych polskich jazzmanów taki nurt?
Mamy wielką spuściznę kulturową i moim zdaniem należy z niej korzystać. Co ważne, ona bardzo odróżnia nas od reszty świata. U mnie wynika to z inspiracji takimi artystami, jak Tigran Hamasyan czy Avishai Cohen, którzy łączą zaawansowaną rytmikę współczesnej muzyki jazzowej ze swoją kulturą. Tigran łączy więc jazz z ormiańskim folkiem, z kolei Avishai z muzyką bliskowschodnią, izraelską, żydowską. Fascynacja tymi artystami przerodziła się w pomysł, aby połączyć zaawansowany rytm jazzu z polską tradycją. To jest klucz projektu „Masovian Mantra”: zestawiam indyjski śpiew Konnakkol i tamtejsze matematyczne struktury rytmiczne, które obecnie są bardzo chętnie wykorzystywane w jazzie z polską muzyką ludową, z naszym trójdzielnym mazurkiem, oberkiem, kujawiakiem.
Co jest takiego wyjątkowego w muzyce Indii, że od dekad inspiruje muzyków jazzowych i rockowych?
Muzyka indyjska jest szczególnie ciekawa właśnie w warstwie rytmicznej. Rytm rozwinął się tam bardzo dawno, tradycja sięga swych źródeł jeszcze czasów przed Chrystusem. Można powiedzieć, że doprowadzili rytm do perfekcji. Oparty jest na strukturach matematycznych. Zresztą Hindusi słyną z tego, że jest wśród nich wielu matematyków i szerzej - naukowców. O ile nie rozwinęli mocno harmonii charakterystycznej dla naszej muzyki rockowej i jazzowej, rytm doprowadzili do granic możliwości. Stąd są dużą inspiracją dla koncepcji rytmicznych. Orient inspiruje także filozoficznym podejściem do muzyki: każda skala ma swój klimat, każdy rytm ma odpowiednie przeznaczenie w życiu. To wszystko jest bardzo atrakcyjne i przyciąga zachodnich muzyków.
Mógłbyś wymienić swoich ulubionych artystów łączących Wschód i Zachód?
Z pewnością John McLaughlin z projektem Shakti, George Harrison i The Beatles. Współcześnie bardzo lubię np. Vijay’a Iyer’a - Hindusa urodzonego w Stanach, który również kontynuuje indyjskie koncepcje w połączeniu z muzyką jazzową, ale i rockową.
Wróćmy na nasze podwórko muzyczne. Czy pokusiłbyś się o ocenę współczesnej polskiej sceny jazzowej? Na które zjawiska lub nazwiska szczególnie zwróciłbyś uwagę?
Muszę powiedzieć, że polska muzyka jazzowa stoi na bardzo wysokim poziomie. Widać to zwłaszcza kiedy wyjeżdża się za granicę. Zastanawiam się, z czego to wynika. Być może z połączenia z jednej strony fascynacji Ameryką, a z drugiej jednak dobrą szkołą klasyczną, rosyjską. Mógłbym polecić mnóstwo artystów: nowe płyty wydali Aga Zaryan, Piotr Wojtasik, świetna młoda pianistka Aga Derlak. Wszystko, co robi Kuba Więcek, jest również bardzo przystępne - zwłaszcza dla młodych ludzi, ponieważ on do jazzu dodaje też elektronikę. Reasumując: mnóstwo dobrej muzyki pojawia się w Polsce.
Kompozycję „My Mazurka” zadedykowałeś Zbigniewowi Namysłowskiemu. Czy współpraca z nim miała dla Ciebie szczególne znaczenie?
Ze Zbigniewem Namysłowskim grałem z przerwami przez 7 lat. Dużo z nim jeździłem, nie tylko po Polsce, ale także po Europie. Wywarł na mnie ogromny wpływ pod względem jazzowego kunsztu kompozytorskiego. Jego utwory przetrwają próbę czasu i będą grane jeszcze bardzo długo. Pamiętam, że zawsze bardzo przykładał się do kompozycji i często mi opowiadał, w jaki sposób komponuje. Tę wiedzę mogłem wykorzystać na płycie „Masowian Mantra”. Dodatkowo w utworze „My Mazurka” Kuba Więcek zagrał na saksofonie altowym.
Gdzie w najbliższym czasie można usłyszeć „Masovian Mantra” na żywo?
Właśnie teraz jest bardzo gorący okres, sporo koncertów się potwierdza. Zapraszam do śledzenia mojego Facebooka i Instagrama, tam na bieżąco dodaję nowe daty. W najbliższym czasie zagram m.in. w moim rodzinnym mieście Żory, Poznaniu, Kostrzynie nad Odrą, na festiwalach w Budapeszcie i w Krakowie.
„Masovian Mantra” niebawem ukaże się na winylu i to z okazji Record Store Day. Czy to, że Twoja płyta ukaże się na tym nośniku, ma dla Ciebie szczególne znaczenie? Sam kolekcjonujesz płyty winylowe?
Powiem na wstępie, że jestem dość mocno zajętym muzykiem, do tego uczę na Akademii Muzycznej w Katowicach, mam rodzinę… Nie miałem czasu na takie typowe kolekcjonerstwo. Non stop słuchałem jednak winyli jako dziecko i czuję do nich wielki sentyment. Mam kolegę, który mieszka niedaleko i czasami chodzę do niego słuchać muzyki. Powoli przekonuję się do tego, aby zakupić profesjonalny sprzęt i zacząć kolekcjonować płyty. Jest to bowiem zupełnie inny wymiar słuchania muzyki, tworzy się klimat - trochę nostalgiczny, do tego ciepłe brzmienie, charakterystyczny przydźwięk. Takiego słuchania nie da się porównać do płyty kompaktowej czy pliku.
Wydaje mi się, że wydanie swojej płyty na winylu jest idealnym momentem, aby w to wejść na całego - czego serdecznie Ci życzę i bardzo dziękuję za rozmowę.
Zdjęcie: Michał Barański