Tym razem artificial intelligence. To ona jest bohaterką nowej płyty Mariusza Dudy, a dokładniej poczucie niepokoju związanego z obecnością sztucznej inteligencji wśród nas. Po raz kolejny lider Riverside z lęku i obaw, które funduje nam rzeczywistość, tworzy dzieło przejmujące, a do tego nad wyraz intrygujące w odbiorze.
Imponują mi tacy artyści. Jest w nich ogień. Są ciągle w ruchu - baczni obserwatorzy rzeczywistości. Mariusz Duda co rusz zaskakuje słuchaczy nowymi podejściami do muzyki: klasycznie rockowo w Riverside czy bardziej eksperymentalnie w Lunatic Soul. Tym razem pod swoim nazwiskiem prezentuje elektroniczne kompozycje, a kanwą tej muzycznej opowieści jest sztuczna inteligencja. Chociaż to głównie muzyka instrumentalna (okazyjnie pojawiają się przetworzone wokalizy), to w połączeniu z tytułem, projektem okładki i tytułem poszczególnych piosenek tworzy się z tego spójna całość o wyraźnej wymownie.
Sam artysta opowiadając o „AFR AI D” podsuwa tropy swoich inspiracji: Vangelis, Tangerine Dream czy Mike Oldfield. Jest w tych kompozycjach przestrzeń znana z nagrań mistrzów niemieckiej szkoły elektronicznej, wiele zapadających w pamięć motywów tworzonych na syntezatorach, ale i charakterystyczny trans generowany przez perkusyjne automaty, pozwalający bez pamięci zatopić się w melodiach. Co ważne, muzyka jest bardzo klimatyczna, niespokojna, a jednocześnie na swój sposób kojąca. Spojrzenie w oczy bestii? Spotkanie sam na sam z nieznanym? A może forma medytacji w obecności czegoś, co nazywamy sztuczną inteligencją? Jakiegokolwiek by nie dopasować obrazu do tych dźwięków, z pewnością w naszej wyobraźni możemy stworzyć intrygujący film.
Chociaż setlista układa się w przemyślany całokształt i warto słuchać jej jako całości, to są kompozycje, które szczególnie zapadają w pamięć. Z pewnością należy do nich „Bots’ Party”, oparty na tłustym, basowym riffie (w końcu to impreza, nieprawdaż?), z niezwykle pomysłową solówką gitarową jedynego gościa na tej płycie, czyli gitarzysty Mateusza Owczarka. W ogóle każde pojawienie się jego instrumentu dodaje kolorytu do tych i tak udanych kompozycji. Bardzo podoba mi się także filmowy początek całej płyty w postaci „Taming Nightmares” z niepokojącym intro, przenikającymi się motywami syntezatorowymi i przetworzonym wokalem (trochę przypominającym ten znany z lunaticsoulowego „Through Shaded Woods”). Świetny jest także psychodeliczny trans „Good Morning Fearmongering” z syntezatorowymi bulgotami podobnymi do pinkfloydowskiego „On the Run”.
Dużym plusem „AFR AI D”, który wyraźne daje o sobie znać już od pierwszych dźwięków, jest brzmienie winyla. W takiej elektronice co rusz pojawiają się rozmaite motywy, dźwięki krążą między głośnikami niczym zaczarowane sinusoidy, a całość osadzona jest na ciepłych motywach basowych i umiejscowionych w środku sceny bitach. Zarówno produkcja, jak i tłoczenie są bezsprzecznie dużym atutem albumu i dają wielką frajdę w odbiorze.
Z kolei minimalistyczne wydanie współgra z całą koncepcją najnowszej propozycji Mariusza Dudy (do spójności swoich dzieł artysta nas już zdołał przyzwyczaić). Kolaż jakby nie do końca dopracowanych grafik na okładce i w insercie (czyż nie tym raczą nas generujące wizualne motywy boty AI?), czarno-biała tonacja całości z wyróżniającym się czerwonym AI i czarny winyl (dla porządku dodam, że pojawiła się też wersja na czerwonym krążku) konsekwentnie budują narrację AFR AI D.
Co jest najbardziej przerażające po przesłuchaniu tego albumu? Myśl, że być może za jakiś czas tak świetne płyty jak ta zostaną w całości stworzone przez AI. A my przejdziemy obok tego faktu obojętnie. Afraid this.
Płyty Mariusza Dudy znajdziesz w naszej wyszukiwarce płyt winylowych.