
180 czarnych gramów potrafi ważyć więcej, niż tona gorącej smoły. Regularnie udowadnia to szwedzka Katatonia, której lider Jonas Renkse zadaje dziś pytania: czy dobrze spałeś? Czy nie dręczą Cię koszmary? Kto dziś nawiedził Cię w Twoim śnie?
Mrok zawsze podążał za Katatonią. Tak już będzie. Album „Nightmares as Extensions of the Waking State” to właściwa zespołowi atmosferyczna celebracja mroku, którą budują melancholijne melodie i ostre metalowe partie instrumentalne. Narratorem mroku pozostaje Jonas Renkse, ale w porównaniu do ostatniego albumu, wydanego przed dwoma laty „Sky Void Of Stars”, sekcja gitarowa zespołu została zdemolowana. Pożegnali się z nim współtwórca Katatonii Anders Nyström i grający w grupie prawie dekadę Roger Öjersson, a ich miejsce zajęli Nico Elgstrand i Sebastian Svalland. Te zmiany nie mają jednak wyraźnego wpływu na styl zespołu. Tożsamość Katatonii nie uległa zmianie. Rzekłbym raczej, że Katatonia weszła w stan onirycznego renesansu swojej twórczości. Zmiany były jej potrzebne, aby nagrać album tak dobry, jakim jest „Nightmares as Extensions of the Waking State”.
Dzieło o najdłuższym w dziejach zespołu tytule zawiera łącznie dziesięć kompozycji. Katatonia w swoim stylu balansuje tu pomiędzy art rockową wrażliwością i ciężką jak diabli sekcją instrumentalną. Grupa pozwala jednak sobie na więcej improwizacji, niż bywało to w ostatnim czasie. W utworze „Thrice” zachwyca instrumentalny finał, niczym burza metalowych riffów i partii perkusji, a w „The Liquid Eye” kilkoma magicznymi patentami gitarowymi słuchaczom przedstawili się nowi gitarzyści, zmywając żałobne wspomnienia przede wszystkim o Andersie Nyströmie. Katatonia na swoim nowym albumie otwiera się na dostrzegalne wycieczki w kierunku swobodnych rockowych zagrywek („Lilac”, „The Light Which I Bleed”), ale nie traci na tym swojego charakteru. Często w swoim starym stylu buduje napięcie, które ostatecznie dociera do zenitu pod postacią dynamicznej sekcji gitarowo-perkusyjnej i mocnych partii wokalnych („Warden”, „Temporal”).
Określenie „stary styl” odnosi się do dziedzictwa zespołu z przełomu wieków, bowiem odnajdziemy tu dużo nawiązań do twórczości kapeli z tego okresu, niekiedy nawet wsłuchując się w doommetalowe inklinacje zespołu. Szwedzi zagrali tu także znacznie więcej solówek gitarowych, niż na poprzednim albumie. W każdym razie Katatonia pozwoliła też sobie na wyraźny powiew świeżości. Świetnie wyprodukowany album oferuje dźwięki, których w twórczości zespołu dawno nie słyszeliśmy albo nigdy ich nie było. Wspomnę tylko o partiach chóru („Wind Of No Change”), dźwiękowych pulsarach („In the Event of”), melancholijnej balladzie w języku szwedzkim („Efter Solen”), czy efektach echo na dystansie całego albumu, aby uświadomić sobie, że Katatonia jest wciąż pochmurnym procesem, który trwa i trwa - w duszach i w emocjach słuchaczy. Ponadto daje się zauważyć, że zespół na krążku „Nightmares as Extensions of the Waking State” brzmi bardziej progresywnie, niż zwykle („Lilac”, „Departure Trails”, „Efter Solen”). Pomimo, że czas trwania poszczególnych kompozycji z reguły nie przekracza pięciu minut, to Szwedzi dali tu sobie dużo wolności, niekiedy kreując wrażenie jakby wciąż improwizowali w studio, a nie odtwarzali wcześniej zaplanowane, ograne w sesji kawałki.
Album ma ogromną szansę dostarczyć kilka potencjalnych klasyków do wieloletniej dyskografii Katatonii. Pierwszym z nich będzie z pewnością kompozycja „Wind of No Change”, która charakteryzuje się niezwykle dostojnym, podniosłym klimatem. Efekt wzmacnia chór rodem z horroru. Świetnie brzmią solówki gitarzystów, a wyborne partie na poziomie gitary basowej dokłada Niklas Sandin. Sam utwór mógłby być zaiste ścieżką dźwiękową sennego koszmaru. Słuchasz „Wind of No Change” i przypominasz sobie swoje najbardziej dramatyczne sny. Taką siłę daje ta wielowymiarowa, mizantropijna kompozycja. Uwielbiam też przejmującą atmosferę noir utworu „Departure Trails”. W powolnym, balladowym klimacie Jonas Renkse drąży w duszach swoich słuchaczy. Mniejszy nacisk położyła tu Katatonia na intensywne partie instrumentalne, kreując raczej muzyczny smutek oparty na cmentarnym wokalu i subtelnych liniach dźwiękowych w sekcji bas - gitara - perkusja. Piękna, choć tak bardzo smutna kompozycja. Na zamknięcie rewelacyjny utwór „In the Event of” o pulsującym klimacie, nieoczywistym tempie i świetnych przejściach pomiędzy kolejnymi sekcjami instrumentów. Katatonia jaką uwielbiamy - wypełniona melancholią, mroczna, nokautująca duszę na poziomie słów i dźwięków.
Na finisz słowa i obrazy. Fenomenalnej okładce autorstwa Roberto Bordina z Bunker Artworks towarzyszą posępne wersety. Świat skąpany w cieniach i mrokach często na krążku „Nightmares as Extensions of the Waking State” jest światem mrocznych marzeń sennych, światem koszmarów. Jonas Renkse odwołuje się do wątków mitologicznych i religijnych, kreując człowieka, który ma problem z odróżnieniem co jest rzeczywistością, a co prawdą. Człowieka zawieszonego pomiędzy przeszłością i teraźniejszością, człowieka zgarbionego i złamanego w sensie moralnym, uwikłanego w odwieczną rywalizację między dobrem i złem. Czy ten płonący jeleń istnieje naprawdę, czy jest towarzyszem mojej sennej pół-świadomości? Zamykam oczy, otwieram je i wciąż go widzę. To zwierzę płonie, niczym człowieczeństwo w 2025 roku.
Nastrój albumu „Nightmares as Extensions of the Waking State” przytłacza. To kasandryczna ocena naszych czasów. Brutalna, pogrążona w popiołach, idąca za człowiekiem, który czasem nie pamięta kim tak naprawdę jest i nie rozumie czym się stał. W towarzystwie tej narracji wyłania się jeden z najlepszych albumów szwedzkiego zespołu. Pełen wchodzących do krwioobiegu dźwięków, przytłaczający, mocny i szalenie prawdziwy. Dzieło, które powinno stać się jednym z najważniejszych nagrań w dyskografii Katatonii. Fantastyczna, choć depresyjna podróż do świata art rocka i metalu progresywnego, a przy okazji dobry pretekst do spojrzenia w lustro.
Konrad Sebastian Morawski