
Jest wiele powodów, dla których cieszy mnie wielki powrót winyli. Jednym z nich jest cała sfera wizualna okładek – dopieszczana przez projektantów i odzwierciedlająca ciekawe koncepcje twórców. Te wydawnictwa to małe dzieła sztuki, zaskakujące szatą graficzną i wymyślną poligrafią. Taka była moja pierwsza myśl, gdy odebrałem od kuriera przesyłkę z najnowszą EP-ką Taraban. Efektu dopełniło klasyczne, ciepłe, winylowe brzmienie, które serwuje nam krakowski zespół. W internecie określa się ich jako proto-metalowe trio. Po przesłuchaniu „Oath” mam jednak wrażenie, że obecnie to przede wszystkim grupa czerpiąca garściami z rozwiązań i brzmień przychylnych przebojowemu hard rockowi lat 80.
Emocjonalny i melodyjny wokal na tle gitar, wyrazista sekcja rytmiczna i gdzieniegdzie pojawiające się klawisze – tak w skrócie można podsumować brzmienie Taraban w 2025 roku. Co ciekawe, jest w tym wszystkim sporo elegancji. Zmylony będzie ten, kto – sugerując się słowem „proto” czy image'em muzyków – spodziewa się muzycznego chaosu i sabbathowego ciężaru. Weźmy choćby „Roxxane”: napędzany ciekawym riffem, prowadzi do stadionowego refrenu, gdzie wokalistę wspierają przebojowe chórki. W „Die in Peace” brzmienie wzbogacają zagrywki syntezatorów. Niespodzianką jest też banjo, które – a jakże – pojawia się w „Country Song”. Moim faworytem na tym krążku jest jednak „Wilde Hunt” z klasycznym riffem, gitarowymi zagrywkami w klimacie ostatnich nagrać Accept i kapitalnym bębnieniem Krisa Gondy.

Taraban to zespół nieszablonowy. Groźni rycerze tym razem pokazują bardziej romantyczną stronę swojej natury. Zamiast pełnych złości wojowniczych nawoływań otrzymujemy zaproszenie do wspólnego, stadionowego śpiewania. Ma to swój urok, bo kompozycje są naprawdę przednie. Ten, kto da płycie kilka odsłuchów, z pewnością się ze mną zgodzi.
Wspomniałem już o tym, że winyl prezentuje się zjawiskowo. To solidny gatefold z intrygującym złoceniem na okładce. W zestawie znajdziemy także insert z tekstami, a klasyczny czarny winyl został umieszczony w foliowej, czarnej kopercie. Widać, że Taraban nie lubi stać w miejscu i jest pełen energii do podbijania nowych muzycznych terytoriów. Z ciekawością będziemy śledzić dalszy raban czyniony przez krakowian.