Recenzje

Green Day - Saviors

Adrian Witkowski
Adrian Witkowski
15.02.2024

Przyznam szczerze że, gdy tylko trzymam w rękach jakąkolwiek płytę Green Day, to w pierwszym momencie wracają do mnie wspomnienia z przełomu późnej wiosny i początku lata. Końca szkoły, euforycznej wolności i zakurzonych trampek truchtajacych po rozgrzanym betonie wśród parkowych drzew w rytm muzyki ze słuchawek - czyli wszystkiego tego, czego młody człowiek mógł sobie wówczas zażyczyć, wlatując na skrzydłach w licealne wakacje. Przytoczony czas to co prawda tylko moje osobiste przywołanie ery jednej z najgłośniejszych płyt Green Day, czyli "American Idiot", jednakże zespół swoją nieprzerwaną działalnością cyklicznie odmładza takich jak ja i na pewno też bawi do dziś niejedno pokolenie nastolatków. Ich najnowsza płyta "Saviors" udowadnia, że ten amerykański band nadal potrafi brzmieć odpowiednio świeżo, szykując słuchaczowi prawie 50 minut melodyjnej przebojowości.

Muzyka

Green Day jest zespołem, od którego nie wymaga się eksperymentów - i bardzo dobrze. Chłopaki wiedzą doskonale, czego trzeba ich fanom i brną w swoje utarte punkrockowe klimaty, stawiając na to, co już doskonale znamy i słyszeliśmy w przeszłości. Już sam otwieracz, "The American Dream is Killing Me", jest ukłonem w stronę największych hitów nagranych przez ten zespół. Samo wyśpiewywanie frazy "American" łączy naszą percepcję z kawałkiem "American Idiot"; zresztą praktycznie w każdym elemencie tego utworu znajdziemy też jakiś pierwiastek przeszłości. Jest to zagrywka w punkt, bo dzięki temu aż chce się dalej brnąć w ten krążek. Następnie przychodzi szybszy już "Look Ma, No Brains!" i "Bobby Sox", w którym to mamy na zmianę krzykliwe partie i basowe zwrotki. "One Eyed Bastard" w swym refrenie znów charakterystycznie buja w rytmie, a "Dillema" balansuje między gitarowym palm mutingiem w zwrotkach i chwytliwymi refrenami. "1981" jest jednym z najszybszych numerów - zdecydowanie najbardziej punkowym, z solidnym przytupem. Na koniec strony "A" nastało to, na co czekałem na tej płycie, czyli akustyczne partie - mowa tu o "Goodnight Adeline".

Kolejną stronę zaczyna przebojowy "Coma City", który o dziwo nie trafił do puli singli promujących album. "Corvette Summer" przenosi nas natomiast w bardziej rock'n'rollowe klimaty, z glamowym cowbellem w tle. Dalsze piosenki konsekwentnie lawirują między wolniejszym tempem i szybszymi gitarami. "Suzie Chapstick", balladowy "Father to the Son" i "Fancy Sauce" sprytnie zostały wkomponowane w pozostałe, żwawsze kawałki. Bardzo ciekawym akcentem jest numer "Strange Days Are Here To Stay", który ma chyba najbardziej błyskotliwy tekst na tym krążku, opisujący dzisiejszą rzeczywistość. Nie sposób tutaj przytoczyć tylko jednego fragmentu - tego po prostu trzeba posłuchać i przytakiwać z wewnętrznym uśmiechem.

Tytułowy "Saviors" poczęstował mnie zabiegiem, którego od zawsze nienawidzę - we wszelkich gatunkach i u każdego wokalisty. Śpiew w zwrotkach został zmodulowany przez efekt megafonu. To brzmienie zawsze będzie mi się kojarzyło z tymi wszystkimi pseudo-rockowymi kapelami z Eurowizji. Kończący materiał "Fancy Sauce" ląduje za to do mojej puli ulubionych numerów. Rewelacyjne refreny, nadający wzniosłości i budujący monument tej płyty - świetne zakończenie.

Brzmienie

Podchodząc do nowego materiału Green Day nie spodziewałem się, że płyta muzycznie wybrzmi niejako na "jednym oddechu". Album jest niesłychanie spójny, lekki w przekazie, muzycznie niewymęczony i zaskakująco równy. Już po pierwszym odsłuchu jestem zachęcony do rychłego zaplanowania kolejnej sesji z tym krążkiem. Zauważam, że brzmienie instrumentów i szczególnie mastering są z płyty na płytę delikatnie "ugrzeczniane", jednakże nie jest to jeszcze na tyle nadwyrężone, żeby nie było słychać, z jakim zespołem mamy do czynienia. Na szczęście Green Day pod kątem samych efektów gitarowych jest od lat konsekwentny; wokalista Billie Joe Armstrong też nie zwykł zbędnie kombinować ze swoim wokalem. Przypadkowy słuchacz mógłby więc mimo wszystko śmiało zinterpretować to wydawnictwo jako nagranie ze środka kariery zespołu.

Wydanie

Jeśli chodzi o nośnik winylowy, "Saviors" został wydany w bardzo bogatej gamie kolorystycznej - w dużej mierze opartej na kolorystyce samej okładki, czyli czerni, szarości i mocnym różu (są również wersje z kolorem niebieskim i zielonym). Jest tego naprawdę sporo. Konkretnie opisywany egzemplarz prezentuje się natomiast w standardowym czarnym kolorze i gramaturze 180 g. Okładka płyty jest pojedyncza i zawiera ogromny plakat z zespołem, wydrukowany na grubym, matowym papierze, odpornym na palcowanie i nieumyślne zagięcia. Na odwrocie plakatu znajdziemy zestawienie tekstów z albumu. Jest to świetny dodatek do samej płyty i naprawdę robi wrażenie. Nośnik umieszczony został w papierowej kopercie z folią antystatyczną.

Najnowsze wydawnictwo Green Day jest żywym przykładem na to, że mimo upływu lat i kilku zmarszczek można jeszcze nagrać świetną płytę z nastoletnim zacięciem, bez jednoczesnego poczucia żenady. Takich muzycznych boomerów nam trzeba. Szkoda tylko, że zespół nie zdecydował się promować płyty przez zaplanowanie koncertów w Polsce - mam jednak nadzieję, że w kolejnych latach zespół w końcu zawita do nas, żeby zagrać na żywo set z nowej płyty.

Wydanie: Reprise Records – 093624870692

Płytę "Saviors" Green Day znajdziecie w naszej wyszukiwarce płyt winylowych.

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2024 Portal Winylowy. All rights reserved.