
Jesień 2007 roku była inna niż wszystkie wcześniejsze. Pierwszego dnia października Ulver pogrążył się w muzycznej ascezie, wydając jeden z najważniejszych albumów w dziejach muzyki. To „Shadows Of The Sun”, który w tym roku doczekał się kolejnego wznowienia na winylu.
Dzieło ozdobione zdjęciem opublikowanym na łamach Natural History Magazine jesienią 1978 roku do dziś wywołuje u mnie dreszcze na skórze pomimo, że liczba instrumentów i innych środków muzycznego przekazu została tu ograniczona do ascetycznego minimum. Tego albumu można słuchać tylko jesienią, bo o jesiennych wymiarach emocji opowiada. Jednak słuchanie „Shadows Of The Sun” jesienią 2025 roku powinno być inne niż dotychczas. Wszak będzie to pierwszy raz po śmierci Ozzy’ego Osbourne’a, a kompozycja stanowiąca integralną część albumu, tj. „Solitude”, to przecież cover Black Sabbath. Brzmi funeralnie czy magicznie?
Brzmi tak, jakby świat, który istnieje wokół nas, cały jego pośpiech, dynamika i szaleństwo, właśnie się zatrzymały. Taki jest „Shadows Of The Sun”. Minimalistyczny, oniryczny, zanurzony w świecie, który już dawno pogrzebaliśmy. To tylko czterdzieści minut muzyki, na które składa się dziewięć utworów. W tegorocznym wznowieniu na brązowym winylu magia tego albumu w żadnym razie nie ulatuje – w zasadzie staje się potrzebną odpowiedzią na pośpiech i dystopijność naszych czasów. W niemal mistycznych dźwiękach wybrzmiewa wokal fenomenalnego Kristoffera Rygga. Jest niczym balsam i powiew kojącego wiatru. Narracja na temat spopielonych dusz, echo pierwotnego świata. Rygg nigdy wcześniej i nigdy później w swoich partiach wokalnych nie był tak melancholijny i zarazem oszczędny.

Ważną częścią „Shadows Of The Sun” są momenty: partie trąbki w wykonaniu Mathiasa Eicka, wszelkie przejścia smyczkowe, które niczym subtelna nić, spajają kolejne utwory, wymowne partie klawiszowe, a także elektroniczne efekty, na które składają się rozmaite dźwięki wymykające się prostej klasyfikacji. Tu i ówdzie zabrzmią też gitary, ale przede wszystkim brzmią jako uzupełnienie spójnego dzieła. Ulver, eksplorując ascezę, w muzyce dotarł na „Shadows Of The Sun” do mariażu sennych wyobrażeń z doznaniami zaiste kulturowymi. Mrok tego dzieła, jego udzielający się klimat, to duchowe przeżycie. Zdecydowanie więcej, niż tylko muzyka.
Wyobraź sobie, słuchaczu, że możesz być częścią tego onirycznego świata. W Twoim własnym domu, na Twoim własnym gramofonie, w objęciach cieni i mroków – w świecie „Shadows Of The Sun”, którego współcześni ludzie nie znają albo po prostu o nim zapomnieli.
foto: Konrad Sebastian Morawski