W klimat płyty wprowadza już warstwa graficzna. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć (zdjęcia na okładce, kopercie wewnętrznej, a nawet labelu), mamy migawki z wojaży. A od pierwszego opuszczenia igły na płytę podróżujemy na całego. To za sprawą rozmarzonej kompozycji lidera „Among the Monks", gdzie saksofonista Wojciech Staroniewicz wspierany przez trio Andrzeja Jagodzińskiego oraz Polską Filharmonię Kameralną w Sopocie buduje subtelny klimat płyty. Wyraźne dźwięki saksofonu, fortepianu oraz sekcji rytmicznej owiane są brzmieniem smyków. Czasami te ostanie wychodzą na pierwszy plan, jednak najczęściej zgrywają się z solistami, tworząc porywającą całość. Także dobór kompozycji nie pozostawia wątpliwości co do idee fixe tej płyty. Wystarczy wsłuchać się w świetną adaptację kanonicznej kompozycji „The Girl from Ipanema” Antonio Carlosa Jobima. „Black Narcissus" Joe Hendersona to z kolei nieco bardziej niepokojące dźwięki orkiestry kameralnej, która konsekwentnie buduje nastrój na poły z saksofonem lidera. Końcówka pierwszej strony to taneczny motyw „Duke of Iron” Sonny Rollinsa, zagrany jednak w nieco bardziej stonowany sposób niż oryginał.
Według podobnej receptury zaprezentowane są utwory na stronie B: porywająco przebojowy „Autumn Leaves”, wyjątkowej urody „Pra Dizer Adeus” czy optymistyczny (a jakże) i rozimprowizowany w najlepsze drugi na płycie utwór Jobima „Favela”. Trzeba przyznać, że od kompozycji brazylijskiego mistrza bossa novy bije energia i radość wspólnego muzykowania, a po wyciszeniu ostatnich dźwięków aż chciałoby się zapytać: „dlaczego tak krótko”…
Płytę cechuje więc spójność - zarówno brzmieniowa, jak i klimatyczna, a także spora pieczołowitość w stosunku do kompozycji mistrzów jazzu. Tym większe brawa należą się wszystkim muzykom, gdyż całość została nagrana na „setkę”. Przy tej liczbie instrumentów to spory wyczyn. A brzmienie jest niezwykle „ułożone”, wszystko ma swoje miejsce na scenie pomiędzy głośnikami, każdy z instrumentów zachowuje optymalne proporcje. Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Państwa do tej podróży, zarówno w przestrzeni, jak i czasie.
Oryginalnie materiał został nagrany w 2012 roku, rok później pojawił się na kompakcie, a teraz możemy cieszyć się tą muzyką z czarnej płyty. Warto się pospieszyć, bo wydanych zostało zaledwie 250 egzemplarzy „Tranquillo”. Dodajmy, że pięknie wydanych: na 180 winylu i w sugestywnym gatefoldzie. Wydał je sam artysta w ramach działalności labela Allegro Records.
Płyta do nabycia na stronie Allegro Records.