Kierunek kursu .Wavs ustala już na początku. „Do It Right” z cobainowskim brudnym wokalem i atakiem instrumentów w stylu ekipy Soundgarden raczy uszy słuchaczy wyczekujących bezkompromisowego, gitarowego grania. Weźmy np. posępny, molowy „Hologram”, który z pewnością pobłogosławiłby Layne Stanley. Seattle w zasadzi towarzyszy nam podczas całej tej wyprawy, z różnym rozłożeniem akcentów. Momentami robi się nawet nieco lirycznie i psychodelicznie (aliceinchainowski „I Know Someone”), by na powrót zaatakować skandowanym, wielowątkowym „Santa Sangre”. Ciekawą woltą stylistyczną cechuje się „Anonymous Galaxy” - utwór nieco lżejszy, bardziej przebojowy i groove’owy. Metalowe inklinacje w energetycznym i rytmicznym „He Was Dead Anyway” (kapitalnie napędzany przez perkusistę o ksywie Stabi) ponownie przypominają ekipę Cantrella.
Szczególne brawa za wielowymiarowy wokal oraz za produkcję, bo winyl brzmi potężnie i klarownie. Tam, gdzie panowie postanowili uszyć liryczne pejzaże, pojawia się piękna psychodelizująca przestrzeń. Całość z kolei okraszona jest charakterystycznym ciepłem wzmacniaczy lampowych, uwypuklonych jednocześnie specyfiką winylowego nośnika. Tłoczenie również bardzo na plus: płyta równa, czysta, bez jakichkolwiek skaz dźwiękowych.
Chociaż w prezencie nie dostajemy nic więcej oprócz płyty, czarnej koperty i okładki, to z kilku względów doceniamy .Wavs za to wydanie: pomarańczowo-czarny splatter jest po prostu uroczy, czarna koperta zawiera folię w środku, dlatego winyl jest bezpieczny i gotowy do bezproblemowego grania, natomiast sama okładka z bohaterem w wodzie… czy coś Państwu nie przypomina?
Jestem bardzo ciekawy, jaki będzie następny krok tej grunge’wej fali, bo początek fonograficznej kariery jest bardzo obiecujący.
Limit kolorowego splattera: 100 egzemplarzy. Do nabycia na profilu Facebook zespołu: https://www.facebook.com/wearewavs/