
Konrad Sebastian Morawski, wieloletni dziennikarz Magazynu Gitarzysta, autor blogów z recenzjami płyt rockowych i metalowych, kolekcjoner muzyki, z zawodu nauczyciel historii, prywatnie maratończyk. Jego recenzje ukazują się także na Portalu Winylowym.
Imiona i nazwisko:
Konrad Sebastian Morawski
Rocznik:
1987
Płyty winylowe zbieram od…
Urodziłem się w komunistycznym bloku z dużej betonowej płyty, gdzie po raz pierwszy usłyszałem brzmienie winylu. Nie mogę tego pamiętać, bo nie miałem nawet roku, ale to się naprawdę wydarzyło. Do kołyski przedostawały się dźwięki płyty Opole ’88, które wytwarzały toporne kolumny podłączone do legendarnego w peerelowskim świecie gramofonu Artur-Stereo Unitra WG 900. Moi rodzice Paulina i Wiesiek mieli tego klasyka. Słuchali wydawnictw z Opola, ale też Maanamu i Republiki. Rodzice dawno się wyprowadzili do swojego gniazdka, ale ich winyle pozostały ze mną. Lata płyną, ja wciąż mieszkam w tym samym komunistycznym klocku i dlatego uważam, że moje początki winylomanii sięgają właśnie kołyski. Świadomie – przechodząc przez czasy magnetów i cedeków – do winyli dotarłem mniej więcej w czasie studiów.
Obecnie mam w kolekcji…
Kilkadziesiąt sztuk. Część pochodzi ze wspomnianych czasów transformacji ustrojowej, ale większość to już moje zakupy.
Pierwsza (świadomie kupiona) płyta winylowa…
Pierwsze winylowe wydanie albumu „Themes From William Blake's The Marriage of Heaven and Hell” Ulvera z 2012 roku, czyli norweskiego zespołu, którego muzykę traktuję nieomal jak religię. Ten album ukazał się wtedy po raz pierwszy na winylu. Zamawiałem bezpośrednio z wytwórni Jester Records. Kilkanaście lat temu organizowanie wysyłki zza granicy wcale nie było takie oczywiste i łatwe, jak dzisiaj. Płaciłem w dolarach amerykańskich.
Winylowy Święty Graal w mojej kolekcji to…
Pomijając wspomnianego Ulvera bardzo cenię sobie kolekcjonerskie wydanie albumu „The Divison Bell” Pink Floyd z 2014 roku, w którym poza standardową edycją dwóch winyli, znajdują się także m.in. dwa single na siedmiu calach: przezroczysty „High Hopes” i purpurowy „Take It Back”. Poezja. Ostatni mocny krzyk Floydów w XX wieku.
Najładniej wydana płyta winylowa w mojej kolekcji to…
Wspomnianej edycji „The Division Bell” Floydów raczej nic nie przebije, ale ostatni album Yungbluda „Idols” miał sporo rarytasów. Bardzo też doceniam winylowe edycje albumów Lunatic Soul – solidne, mocne, tak jakby ogólnoświatowy trend na oszczędzanie i cięcie kosztów nie dotyczył tej wybitnej polskiej marki, jaką stworzył Mariusz Duda.
Płyty winylowe szczególnie lubię za…
Brzmienie! Brzmienie! I jeszcze raz: brzmienie! Dźwięk igły, która torturuje ich powierzchnię. Możliwość porównania dźwięku z kompaktami oraz przede wszystkim z wersjami cyfrowymi. Moim zdaniem w słuchaniu winyli zachodzi też osobisty proces smakowania muzyki, która przestaje być tylko tłem. Wymaga więcej skupienia. Tworzy nastrój. Oczekuje też czegoś od słuchacza.
Płyty winylowe zazwyczaj kupuję w…
W sklepach internetowych, jak większość muzyki w rozmaitych formatach. Mam kilka ulubionych sklepów. Jeśli zaś szukam klasyków to niezastąpione są aukcje internetowe. Zdarzyło mi się też coś podpatrzeć na pchlim targu w różnych częściach kraju, szczególnie w Kazimierzu Dolnym.
Mój/Moja winylowy/a bohater/ka to…
Ma na imię Artur. Ksywa: Unitra. Nazwisko: Zjednoczenie Przemysłu Elektronicznego i Teletechnicznego. Bez tego sprzętu moja przygoda z winylami nigdy by się nie zaczęła.
Sprzęt, na którym odtwarzam winyle, to…
W związku z tym, że przez wiele lat moim głównym źródłem muzycznych doznań były kompakty, to lwią część budżetu pochłaniały odtwarzacze CD i wszelki do nich sprzęt. Dlatego też w ostatnich latach moim głównym gramofonem był TEAC TN-280BT-A3, który wspierałem głośnikami Audio Pro A28. Ostatnio też słucham winyli na The Eastwood LP VTA-78 ze stajni Victrola. Brzmi retro klimatycznie. Niemniej wchodząc w renesans mojego zainteresowania winylami na horyzoncie szykuję poważną inwestycję.
Najlepiej brzmiąca płyta winylowa w mojej kolekcji to…
Albumy Lunatic Soul „Walking on a Flashlight Beam”, „Fractured” i „Through Shaded Woods” brzmią fantastycznie. Porównuję to z wersjami kompaktowymi i cyfrowymi. Uwielbiam też trzeszczące brzmienie „Nowych Sytuacji” Republiki z 1983 roku, ale to raczej efekt upływu czasu, niż pracy inżyniera dźwięku. Jeśli zaś chodzi o czystość i siłę brzmienia to „One Alone” Williama DuValla z 2019 roku nie ma sobie równych w mojej kolekcji.
Najbardziej wymarzona płyta do mojej kolekcji to…
Chciałbym na jeden dzień przenieść się w czasie do lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, trafić gdzieś w gdzieś w okolice Britannia Row Studios, mieć kilkadziesiąt funtów w kieszeni i sprawdzić, co jest w ofercie londyńskich sklepów z winylami. Równie dobrze mogłoby to być Seattle w czasach rozkwitu grunge’u. Myślę, że to marzenie miałoby wtedy sens.
Przyszłość winyli to…
Młodzież przyzwyczaja się do cyfrowych strumieni dźwięku. Niektórzy nie do końca rozumieją czym jest discman, o walkmanie nie wspominając. Czy to pierwsze wersety wizji, w których winyle będą tylko w odsłuchu dinozaurów? Myślę, że nie! Tradycyjne nośniki dźwięku pomimo cyfrowych dobrodziejstw łączą melomanów muzyki. Ludzi, dla których muzyka jest czymś więcej, niż tylko dodatkiem do ciężkiego dnia, aktywności sportowej, czy imprezy. Dopóki muzyka niesie z sobą wartości, dopóty zawsze będą znajdować się osoby, które chcą jej doznawać na alternatywnych źródłach dźwięku. Wierzę, że dźwięk to nie tylko cyfrowy strumień. Wierzę, że idą za nim emocje zaklęte w przedmiotach, które chcemy posiadać. Winyle i diamenty są wieczne.