Adam Czerwiński - perkusista jazzowy i właściciel wydawnictwa AC Records
Marcin Kreczmer - Jakoś tak jest, że jazz i winyle idą harmonijnie w parze. Jesteś zarówno muzykiem jazzowym, jak i właścicielem wydawnictwa, w którym wydajesz wyłącznie jazz. Czy oprócz tego jesteś również kolekcjonerem?
Adam Czerwiński - Kolekcjonerem jestem stosunkowo od niedawna. Chyba od sześciu lat. Może opowiem taką króciutką historię. Moją pierwszą profesjonalną płytę, którą nagrałem – był chyba rok ’89 – to był właśnie winyl. Nagrałem go z Lorą Szafran. To był ostatni winyl z serii Polish Jazz, który ukazał się w Polsce. Później już szły kompakty. Jako młody człowiek zachłysnąłem się technologią i obietnicami o wspaniałym, nietrzeszczącym dźwięku. Zacząłem więc kolekcjonować płyty CD. Trwało to wiele lat. Aż w końcu 6 lat temu wydałem mój pierwszy winyl, „Friends – Music of Jarek Śmietana”, dwupłytowy album poświęcony zmarłemu przyjacielowi. Stwierdziłem wtedy, że powinienem wydać winyl. Ponieważ Jarek był wielkim fanem Beatlesów, zrobiłem mastering w Abbey Road. To jest w zasadzie początek mojej historii winylowej.
Kiedy płyta już się ukazała, stwierdziłem, że to wstyd mieć na swoim koncie wydaną płytę, a nie posiadać gramofonu. Kupiłem więc gramofon, kilka pierwszych płyt i włączyłem. Z wrażenia usiadłem i powiedziałem, że to jest koniec świata i niczego innego już nie będę słuchał. Tak się to zaczęło. Teraz mam około 400-500 płyt.
Jaki gatunek króluje w twojej kolekcji? Domyślam się, że jazz?
Niekoniecznie. Oczywiście, większość mam jazzu, ale kiedy wczoraj podszedłem do półki z płytami, żeby przygotować się troszkę do naszej rozmowy i wziąłem do ręki te ostatnio słuchane, to odłożyłem w pierwszym rzucie 25, które uważałem za najlepsze. Tak na marginesie to jest niewykonalne, żeby wybrać tylko pięć. Tak czy inaczej, okazało się, że tego jazzu jest sporo, ale jest też klasyka, blues, soul, pop, rock. Mam nawet Zenka Martyniuka, którego kupiłem przed świętami, ale jeszcze nie miałem odwagi otworzyć i położyć na gramofonie (śmiech).
A na film się wybierasz?
Nie! (śmiech)
Dużo kupujesz płyt?
Sporo. Mam kilka takich fajnych miejsc. W Warszawie zawsze zachodzę do Mietka Stocha (Art Reco), z którym zresztą robię interesy, bo on sprzedaje moje płyty. Ale tak naprawdę nie są to żadne interesy, bo zamiast brać kasę i w nogi, to grzebię po półkach, kupuję, a czasami jeszcze dopłacam (śmiech). Więc taki jestem biznesmen. Dużo podróżuję, więc też chodzę po sklepach płytowych. Sporo płyt kupiłem w Stanach. To były moje początki. Często wyjeżdżałem do Chicago. Znam tam takiego pana, który ma bardzo malutki sklepik z używanymi winylami w cenach od półtora dolara do jedenastu, dwunastu. Kupiłem tam świetne rzeczy. Kiedy pierwszy raz tam poszedłem, to zapłaciłem chyba 250 dolarów. Kiedy facet to zobaczył, to się popłakał. Powiedział, że takich pieniędzy to już dawno nie widział.
No więc co? Przejdziemy teraz do tych twoich pięciu najważniejszych płyt?
Jimmy Smith – Organ Grinder Swing
Uwielbiam organy Hammonda i od zawsze gram z różnymi organistami, np. z Wojtkiem Karolakiem, zresztą sam jestem posiadaczem Hammonda, które kupiłem kilka lat temu we wspomnianym już Chicago. Jest to chyba jedna z najważniejszych płyt w historii jazzu. Absolutne szczyty, jeśli chodzi o swingowanie i groove. Kupiłem ją właśnie u Mietka Stocha. Mam japońskie wydanie. Wspaniała płyta. Polecam wszystkim.
Les McCann – Les McCann Plays the Hits
Ta płyta jest mniej jazzowa, aczkolwiek około jazzowa. Lec McCann grał na niej niezapomniane przeboje. Między innymi „Sunny”, czy też „Guantanamera”, „Summer Samba”. Są to opracowania bliskie jazzowi. Jest to bardzo rzadkie, ciężko dostępne wydanie. Uwielbiam tę płytę. Jest to kwintesencja muzyki w ogóle.
Roberta Flack & Donny Hathaway
Ta płyta to również kamień milowy. Jest to chyba jedna z najpiękniejszych płyt, jakie w ogóle mam, jeśli nie najpiękniejsza. Wspaniała muzyka. Każdy powinien ją znać i słuchać. Jest to duet wokalny, jakiego nie było i chyba już nie będzie. Same hity: „You’ve Got a Friend”, I (Who Have Got Nothing)” i różne inne piękne przeboje.
Marvin Gaye – What’s Going On
To jest mój ostatni nabytek. Jest to seria wydawana przez Mobil Fidelity Sound Lab. Są to dwie płyty, pięknie wydany box. To album uznawany za najlepiej brzmiącą płytę winylową w historii. Bardzo polecam. Przede wszystkim jest to wspaniała muzyka.
Gustav Mahler – Symfonia numer 8
Tę płytę kupiłem jako jedną z pierwszych. Jest to mój ulubiony kompozytor. Kiedy późno wieczorem tworzę sobie nastrój i chcę się wzruszyć, to włączam sobie tę symfonię Mahlera i płaczę. Nawet kiedy śpiewają po niemiecku (bo występuje tam również chór), to też mam łzy w oczach. O dziwo (śmiech).
Bardzo ciekawy zestaw. Będę musiał sprawdzić niektóre z twoich propozycji. Co myślisz o obecnym renesansie winyli?
To jest naturalna kolej rzeczy. Są ludzie, którzy mają teorie spiskowe. Że chodzi o sprzedaż. Wielkie koncerny planują nie na dwa albo trzy lata naprzód, ale na dwadzieścia albo trzydzieści. Wiadomo, że coś zostało nagrane najpierw na taśmie, później na winylu, potem na kasetach i kompaktach, a teraz można to odgrzać i sprzedać jeszcze drożej. Może coś w tej teorii jest. Natomiast generalnie rzecz biorąc, w tym całym zalewie chłamu i produktów o zerowej wartości, ludzie zaczynają odczuwać potrzebę posiadania czegoś fajnego i odbicia się od tego trendu nijakości, nicości, taniości. Nie wiem do końca, jak to jest z najmłodszym pokoleniem. Technologia zaszła tak daleko, że zastanawiam się, czy nie jest to pokolenie na zawsze stracone. Aczkolwiek trzeba mieć nadzieję. Każdy z nich ma znajomych, przyjaciół, rodziców, dziadków i może dzięki nim otrze się o to wspaniałe brzmienie i dotrze do niego, że to ma wartość, a nie jakiś streaming czy nie daj Boże MP3.
Powiesz nam kilka słów o twoich planach wydawniczych w AC Records, jak również o twoich planach muzycznych? Kroi się coś ciekawego?
Tak, mam sporo planów. Jeden bardzo bliski. Wydaję specjalne wydawnictwo na tegoroczny Record Store Day. Będzie to 12" maxi singiel na 45 obrotów. Tylko dwa akustycznie utwory, nagrane na jeden mikrofon wstęgowy. Takie „audiofilskie porno”:) To jedna z dwóch polskich płyt, która została dopuszczona do światowej dystrybucji. Tylko 300 sztuk na Polskę więc śpieszcie się:)
Oprócz tego niedługo wyjdzie moja zaległa płyta, „Raindance”. Jest spóźniona z powodu pewnych perypetii z polską tłocznią.
Co jeszcze? Będę nagrywał dwie sesje. Jedną z Piotrem Wyleżołem z kwartetem smyczkowym. To jego nowy projekt. Oczywiście nagrany na taśmę, w pełnym analogu. Będę też robił sesję z moim przyjacielem Darkiem Oleszkiewiczem, który przylatuje na trasę z Patem Metheny i zagra na moim festiwalu Jazz w Lesie. Miałem w przyszłym miesiącu być w Chicago na targach audio Axpona wraz z Acoustuqie Quality (czeską firmą produkującą wspaniałe głośniki), ale niestety przełożono to na sierpień…