Vinylowa5

Leszek Gnoiński

Marcin Mieszczak
Marcin Mieszczak
13.02.2024

Leszek Gnoiński - dziennikarz, autor wielu cenionych książek o polskiej muzyce (m.in. biografii Republiki, Myslovitz, Acid Drinkers, Kultu czy Marka Piekarczyka), reżyser filmów dokumentalnych (m.in. "Beats of Freedom - Zew wolności" czy "Jarocin, po co wolność") opowiada nam o swojej przygodzie z płytami winylowymi.

Marcin Mieszczak: Jak rozpoczęła się Pana przygoda z winylami? Czy wrócił Pan do nich po latach, nigdy nie przestał kolekcjonować, a może wręcz przeciwnie - zaczął Pan poważne kolekcjonowanie dopiero na fali powrotu popularności tego nośnika?

Leszek Gnoiński: Dawniej winyl był głównym nośnikiem piosenek czy bajek. Rodzice mieli kolekcję winyli z muzyką klasyczną, którą bardzo lubili, ale także właśnie z bajkami dla dzieci. Mieli też trochę rockandrolla, jak choćby single Karin Stanek, Czerwonych Gitar, ale i pierwszy album Piotra Szczepanika. Moją ulubioną wtedy płytą była EP-ka Jerzego Połomskiego „Synku mój”. Miałem 4-5 latek i uwielbiałem jej słuchać. Cały czas trzymam te płyty po rodzicach.

W roku 1980 wybuchł w Polsce rockowy boom. Miałem 14 lat i ta muzyka pochłonęła mnie niemal całkowicie - zacząłem świadomie kupować płyty, chodzić na koncerty. Mieszkałem w Warszawie, więc było to nieco łatwiejsze, niż w innych miejscowościach. Istniało kilka sklepików Tonpressu, Polskich Nagrań czy KMPiK (dziś to EMPIK). W szkole średniej mieliśmy z kolegami szlaki pomiędzy sklepami muzycznymi w Warszawie, którymi przynajmniej raz na tydzień podążaliśmy, by sprawdzić, czy jest coś nowego. Przeważnie nie było nic, choć jednak czasami zdarzało się kupić coś „z marszu”. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy któregoś razu na Ścianie Wschodniej KMPiK zobaczyłem na półce album Brygady Kryzys, ten słynny, czarny. Spytałem z niedowierzaniem, czy to płyta, czy może jakiś plakat, bo nie było żadnej kolejki. Okazało się, że stoi płyta, więc poprosiłem od razu dwie. Takie sytuacje zdarzały się rzadko. Zazwyczaj trzeba było swoje odstać. Jak choćby w 1981 roku, pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, gdy pojechałem do Tonpressu, bo słyszałem, że mają coś rzucić – wtedy nie było dat premier płyt, a po prostu “rzucano” je do sklepów, a myśmy na nie “trafiali”. I rzeczywiście „rzucono” płytę Queen „The Best of” i debiutancką EP-kę Perfectu. Kolejka ustawiła się taka, że otaczała cały wieżowiec i jeszcze ciągnęła się pod budynek „Mody Polskiej” - w sumie stałem chyba z pięć godzin. Nie wziąłem ze sobą czapki ani rękawiczek, a wracając ledwo trzymałem te płyty myśląc, że odmroziłem sobie ręce. Po „Perfect Live” stałem trzy razy i dopiero za trzecim razem udało się kupić ten album.

Niestety nie było nas stać na płyty zachodnie. Chodziłem jedynie na bazar na Mariensztacie, potem na Wolumen i Skrę i po prostu podglądałem. Ślinka mi ciekła, kiedy widziałem te wszystkie okładki. Ale to było poza zasięgiem, one były za drogie.

Większość płyt z dawnych lat cały czas stoi u mnie na półce. Fakt – przez kilkanaście lat nie miałem gramofonu, ale kolekcję cały czas powiększałem. W latach 90. i na początku tego wieku czasem dostałem coś z firmy fonograficznej, potem pod koniec pierwszej dekady zacząłem brać udział w aukcjach w internecie. Wtedy można było kupić coś stosunkowo niedrogo. Dziś ceny powariowały. Dostałem też w prezencie gramofon, a potem kupiłem sobie inny, o wiele lepszy model. Można więc podsumować, że płyty są u mnie od wczesnego dzieciństwa.

Jak jest dziś? Staram się, aby winyl był pierwszym wyborem. Oczywiście nie zawsze jest to możliwe, bo winyle są jednak drogie. Czasami dostaję egzemplarze z firm płytowych, aby pokazywać je na swojej stronie na FB. Nagrywam filmy, piszę posty i generalnie opowiadam o nich. Oczywiście kompakty też kupuję, a starych się nie pozbywam. To też jest całkiem miły nośnik. Z kolei streaming ułatwia mi pracę, bo mogę szybko sięgnąć do jakiegoś nagrania i sprawdzić, co to w ogóle jest. Dzięki streamingowi nadrabiam też braki z przeszłości. Gdy coś szczególnie mi się spodoba, to wtedy szukam tego na winylu.

Jest Pan prawdziwym znawcą polskiej muzyki. Proszę opowiedzieć o płytach, których nigdy nie wydano na winylu, a Pana zdaniem koniecznie powinny ukazać się na czarnym krążku?

Z tym jest problem, bo w latach 90. płyty były nagrywane cyfrowo i często nie ma tzw. „taśm matek”, które dają możliwość zrobienia odpowiedniego miksu pod winyl. Mimo wszystko było to nagrywane z myślą o kompakcie, a nie o winylu. A z oczekiwań? Czekam na pierwszy album Ścianki, na „Sen” Edyty Bartosiewicz, ale wiem, że Edyta na ten rok przygotowuje taką edycję. Czekam też na „Korovę Milky Bar” Myslovitz i wiele innych. Na szczęście wiele wytwórni – zarówno mainstreamowych, jak i niezależnych – wydaje coraz więcej takich brakujących tytułów. Są też wydawane nagrania archiwalne, wcześniej niepublikowane. Tak jest z płytami koncertowymi z Jarocina wydawanymi na przykład przez Refuse Records. Jest jeszcze sporo materiałów, więc na nie też czekam - są pięknie wydane i z dobrym dźwiękiem, bo nagrania pochodzą z konsolety i są poddawane dobrej obróbce dźwiękowej. Ostatnio ukazała się płyta zespołu Moskwa, świetny materiał.

Z pewnością śledzi Pan aktualną kondycję rynku płytowego. Czy myśli Pan, że winyle na stałe już odzyskały swoją pozycję, czy jednak jest w stanie im coś zagrozić – np. wciąż rosnące ceny?

Technologia idzie tak bardzo do przodu, że boję się myśleć, co będzie w przyszłości. Rynek winylowy jest w dużej mierze rynkiem kolekcjonerskim i myślę, że takim pozostanie. Dużo jest też ludzi, którzy kupują płyty dla samego kupowania. Nie słuchają ich, ale chcą postawić je na półce i je mieć. Oczywiście moda może się skończyć, a oni skończą kupować. Drugie pytanie jest takie: na ile młode pokolenie wchodzi w nośniki fizyczne? Czy jeśli moje pokolenie, kupujące również na bazie sentymentu, wejdzie w „przyszłość wirtualną” i tym samym przestanie kupować, to czy sprzedaż się wciąż utrzyma?

Jestem jednak optymistą, patrząc chociażby na wyniki sprzedaży w Stanach Zjednoczonych. Moje dzieci także bardzo lubią winyle, więc myślę, że jest to też kwestia wychowania młodszych i pokazania im, że to jest ważne.

Proszę zatem opowiedzieć coś o swojej kolekcji i przestawić Vinylową5 Leszka Gnoińskiego.

Moja kolekcja liczy około tysiąca winyli. To głównie rockowe longplaye, jest też trochę singli czy boxów. Mam zarówno płyty stare, jak i nowe. W pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, kiedy powróciłem do kupowania winyli, można było jeszcze nabyć starsze wydania w naprawdę dobrych cenach. Teraz te ceny wystrzeliły w górę i nawet nie próbuję wchodzić na te strony, aby się nie przerazić. Chociaż wyjeżdżając na Zachód czasami trafia się na dobre wydania w przystępnych cenach.

Oczywiście trudno wybrać tylko pięć wyjątkowych winyli z kolekcji, ale przygotowałem kilka opowieści i każda z płyt reprezentuje pewną większą ich grupę.

Jerzy Połomski - Synku Mój  - okładka

Jerzy Połomski - Synku Mój

To EP-ka z połowy lat 60., podpisana przez mojego tatę, który nie żyje już od ponad 20 lat. Zawiera cztery standardy dla dzieci. To pierwsza płyta w życiu, którą zapamiętałem, więc mój sentyment do niej jest bardzo duży. Kiedy ją włączam, łzy pojawiają się w oczach, a ja wsiadam w wehikuł czasu.

Kult - Posłuchaj to do Ciebie  - okładka

Kult - Posłuchaj to do Ciebie

Jako że jestem mocno związany z muzyką polską, mam bardzo dużo płyt z lat 80. Postanowiłem wyciągnąć album Kultu „Posłuchaj to do Ciebie” - wydanie Klubu Płytowego „Razem” z 1987 roku. Dlaczego akurat ta płyta? Po pierwsze uwielbiałem polską muzykę alternatywną z tamtych czasów, a Kult był jednym z moich ulubionych zespołów. Zresztą później napisałem pierwszą i jak na razie jedyną biografię zespołu. Po drugie należałem do klubu, w którym płyty wydawano w 5000 egzemplarzy i tylko dla klubowiczów. Oczywiście tłoczono ich więcej, bo zespoły dostawały zapłatę w płytach. To drugi album Kultu, na którym lepiej udało się pokazać ówczesne brzmienie zespołu. Było na niej także mniej ingerencji cenzury, niż na debiutanckiej płycie „Kult” wydanej przez Polton. Na debiut weszły piosenki przetrzebione przez cenzurę i jest w niej dużo przypadkowości. Na „Posłuchaj to do ciebie” jest już lepiej i kilka piosenek udało się Kazikowi uchronić przed cenzurą, choć czasem musiał pójść na kompromis. Tak jest z piosenką „Wódka”, która pojawiła się pod znamiennym tytułem „Na całym świecie źle się dzieje koledzy”. Klub Płytowy „Razem” był niezwykle ciekawym tworem. Stworzony przy popularnym tygodniku, stał się ostoją polskiej muzyki alternatywnej. To tam ukazały się świetne debiutanckie płyty Kobranocki „Sztuka jest skarpetką kulawego”, Sztywnego Pala Azji „Europa i Azja”, Kata „666” czy „Kolaboracja” Dezertera z wypikanymi przekleństwami, niezły „Wilczy Pająk” Wilczego Pająka. Z Klubu mam też „Night Patrol” i „Wet Cat” Maanamu, czyli anglojęzyczne wersje płyt zespołu Kory i Marka Jackowskiego czy „Smak ciszy” Turbo. Miały ukazać się też płyty Wańka Wstańka & The Ludojades czy One Million Bulgarians. Co ciekawe, okładki zostały wydrukowane, krążków nie wytłoczono. Okładki mam do dziś.

Maanam - O! - okładka

Maanam - O!

To reprezentant historii kolejkowych. Kiedyś urwałem się z lekcji i poszedłem na ówczesny Plac Dzierżyńskiego, gdzie znajdowała się księgarnia Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. W tamtych czasach podchodziłem do witryn księgarskich, szybko „skanowałem” wzrokiem zawartość i wiedziałem, czy coś ciekawego jest czy też nie. Tak samo było tego dnia – skanowanie i… nagle dostrzegłem ten album. Było tuż po ósmej rano, a księgarnie otwierano o jedenastej. Byłem sam, nie było kolejki. Głupio stanąć pierwszemu. Po chwili jednak ktoś podszedł. Zaczęliśmy rozmawiać, czy to rzeczywiście może być album Maanamu i ustaliliśmy, że to na pewno jest on, więc stanęliśmy. Potem zaczęli dochodzić kolejni ludzie i do otwarcia księgarni zebrało się z dwieście osób!

Historii kolejkowych jest więcej. Jak wspominałem, po Perfect „Live” stałem trzy razy po kilka godzin. Udało się za trzecim razem. Musieliśmy stanąć pewnie koło szóstej rano. Mieliśmy jednak szczęście – właśnie wtedy w sklepie przy Słupeckiej, bo tylko tam sprzedawano tę płytę, pojawili się Zbyszek Hołdys i Grzesiek Markowski, więc mam ten egzemplarz z podpisami. W ogromnych kolejkach stałem też po Lombard „Live”, „Nowe sytuacje” Republiki, które na początku można było kupić tylko w sklepie w klubie Akwarium przy Emilii Plater w Warszawie, i wiele innych, więc jeszcze kilka takich opowieści by się znalazło.

Iron Maiden - Powerslave  - okładka

Iron Maiden - Powerslave

Mój młodszy brat śpiewał w znanym warszawskim chórze „Lutnia”. Czasami zdarzało im się wyjeżdżać na zgniły Zachód… No i kiedyś - zdaje się, że był to rok 1985 - przywiózł mi kilka albumów, w tym „Powerslave” i „Iron Maiden” Iron Maiden i maxingel picture disc „Creeping Death” Metalliki. To był czas, kiedy bardzo lubiłem Iron Maiden. Rok później zespół przyjechał do Polski i zagrali bodajże pięć koncertów, w tym jeden w Warszawie. Wtedy mieszkali w hotelu Victoria. Poszliśmy tam z moją ówczesną dziewczyną i udało mi się zdobyć cztery autografy muzyków - nie podpisał się jedynie Adrian Smith, ale jeszcze nic straconego (śmiech). Z kolei na debiucie podpisało mi się dwóch muzyków, którzy go nagrywali. Na „Creeping Death” też mam autografy, ale te zdobyłem już w latach 90. Dzięki mojemu bratu udało się ówczesną kolekcję wzbogacić o tak pożądane zachodnie wydania. Dziś to już nie jest problemem. Na kilku innych okładkach też mam autografy. Nie zbieram ich namiętnie. Po prostu czasem przypominam sobie, że warto je mieć. Wtedy wyciągam płytę i wiozę ją na spotkanie z artystą.

White Stripes - Aside From That And Besides This: The White Stripes Greatest Hits - okładka

White Stripes - Aside From That And Besides This: The White Stripes Greatest Hits

Mógłbym opowiedzieć o wielu współczesnych ciekawych wydaniach, ale to jest szczególne. Third Man Records jest firmą założoną przez Jacka White’a. Uwielbiam jego twórczość zarówno z The White Stripes, The Raconteurs, The Dead Weather, jak i solowe płyty. W Third Man Records można wykupić subskrypcję i wtedy otrzymuje się płyty dystrybuowane wyłącznie wśród tej grupy subskrybentów, a są to wydania szczególne. Taka jest też ta edycja „Greatest Hits”. Od standardowego, który można kupić na całym świecie, różni się wieloma aspektami. Przede wszystkim zawiera trzy, a nie dwa krążki i ma inną okładkę. Okładka też jest wyjątkowa, bo znajduje się kilka fraz… po polsku. Na przykład w opisie mamy „płyta jeden”, albo „płyta dwa”! Takich smaczków zresztą jest kilka, np. na insercie pojawia się dwa razy słowo „westchnąć”. Wiadomo, że babcia Jacka była Polką i przyjechała do USA z Małopolski, więc te smaczki mają jakiś sens. Zresztą z Third Man Records mam wiele perełek, choćby specjalne wydania czterech pierwszych płyt The White Stripes na ich dwudziestolecie czy kilka wyśmienitych koncertów tego nieistniejącego już niestety zespołu.

foto główne: Leszek Gnoiński

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2024 Portal Winylowy. All rights reserved.