Stanęło przede mną niełatwe zadanie do wykonania: wybrać siedem najlepszych polskich okładek płytowych to jak wskazać, które dziecko najbardziej kochamy. Z tym, że wybór dotyczy tutaj naszej ukochanej kolekcji, a nawet całego katalogu polskiej dyskografii XX wieku. Postaram się, by wybór był zróżnicowany pod każdym względem, a wspólnym mianownikiem był podziw odbiorcy patrząc na te małe-wielkie dzieła sztuki.
1. Kobranocka – Kwiaty na żywopłocie
Punkowe okładki miały tendencje do poruszania odbiorcy. Robiły to na wiele sposobów: zadziwiały, wstrząsały, niekiedy obrzydzały, wszystko, by tylko wzbudzić zainteresowanie. „Kwiaty na żywopłocie” jest dla mnie okładką doskonale obrazującym sytuację w Polsce w 1990 r. Gdyby ktoś zapytał mnie, jak wyglądała wolność przełomu lat 80/90 XX wieku w symbolach – bez cienia zawahania wskazałbym na tę ilustrację.
2. One Million Bulgarians – One Million Bulgarians
To jedna z płyt, która ma równie ciekawą historię jak i okładkę. Mój tekst dotyczy ściśle okładek płyt winylowych, dzięki czemu bez problemu możemy zaklasyfikować ją do zestawienia. Gdyby jednak wymogiem była kompletność wydania – powstałby problem. Płyta winylowa nigdy nie weszła do sprzedaży. Dalsza część historii owiana jest różnego rodzaju plotkami. Okładki do płyty zostały na pewno wydrukowane, nakazano jednak je zutylizować, przetrwała tylko garstka. Największą zagadką pozostają same płyty: czy organy cenzury zakazały wydania przed uruchomieniem maszyn tłoczących? Prawdopodobnie tak, jednak legenda mówi, że kilka egzemplarzy się uchowało. A co z samą okładką? Wykorzystano genialny obraz Zdzisława Beksińskiego.
3. Breakout – Blues
Pod względem kultowości okładka ta prześciga chyba nawet sam zespół. Jest kwintesencja prostoty, stylu oraz koncepcji, która doskonale wpisuje się w każde czasy. Jest po prostu uniwersalna. Przykładu nie trzeba daleko szukać – okładka płyty „Mój dom” Korteza jest bardzo wymownym nawiązaniem.
4. Andrzej Mitan – Ptaki
Alma Art jest dla mnie wytwórnią, której odpowiednika na polskim rynku fonograficznym w tamtych czasach próżno było szukać. Płyty winylowe artystów zupełnie nie związanych z mainstreamem wydawano w symbolicznych nakładach. Nadając pikantności całej otoczce, tworzyli jedne z najbardziej intrygujących wydawnictw limitowanych, jakie miałem okazję zobaczyć. Nie były one wykonane z materiałów, na których widok zapierało dech w piersiach, nie wyróżniały się też ilością dodatków czy też rozbudowaniem całości - one po prostu mają w sobie „to coś”. Płyta „Ptaki” w limitowanej wersji jest kwintesencją świetnego pomysłu przy zachowaniu maksymalnej prostoty. Na białej okładce znajduje się tylko tytuł „Ptaki”, całość zamknięto w metalowej siatce, odbiorcy chcąc posłuchać płyty, zmuszani byli rozciąć siatkę, dosłownie uwalniając tytułowe ptaki.
5. Komeda Quintet – Astigmatic
Tomasz Stańko, Zbigniew Namysłowski, Rune Carlsson i Günter Lenz wraz z Krzysztofem Komedą nagrali jedną z najlepszych płyt jazzowych swoich czasów. Okładkę stworzył za to Rosław Szaybo. Mieszanka nazwisk jest zatem iście wybuchowa, a sam materiał zarówno muzyczny jak i wizualny? W świecie jazzu to płyta absolutnie kultowa.
6. Nurt – Nurt
Mówią, by nie oceniać książki po okładce, czy to samo tyczy się płyt winylowych? Wiele razy przeglądając kosze z winylami natrafiałem na zespoły, co do których byłem przekonany, że dobrze grają! Wystarczył rzut oka na okładkę i wszystko było jasne. Miałem tak z debiutem Fuzzy Duck czy też z płytą „Surrealistic Pillow” Jefferson Airplane. Niekiedy po prostu wiesz, że to będzie „to” - strzał w dziesiątkę. Tutaj jest podobnie. W tym przypadku okładka - poza tym, że jest niewątpliwie świetna - ma też małą wpadkę. Zabrakło na niej perkusisty Ryszarda Sroki, zamiast niego widnieje postać Włodzimierza Krakusa, również perkusisty, tyle, że sesyjnego.
7. KAT – Oddech wymarłych światów
Diamencik... tak niewątpliwie można określić to dzieło w morzu niezbyt atrakcyjnych okładek polskich płyt metalowych. Forma, w jakiej przedstawiono tę postapokaliptyczną wizję, jest typowa dla polskiej fantastyki tamtych lat. Niemniej, nasz wzrok skupia się raczej na pierwszym planie, który po prosty – robi robotę. Rozpadające się zwłoki na zgliszczach krzyża, w Polsce lat 80 XX wieku? Na pewno robiło wrażenie.