Za każdym razem, gdy zdjęcie Agnieszki Różańskiej z Festiwalu w Jarocinie w 1987 roku wypływa w sieci, wywołuje lawinę komentarzy. Część osób od razu rozpoznaje w 15-letniej Miss Pola Namiotowego przyszłą aktorkę. Inni skupiają się na nagrodzie, jaką wtedy otrzymała, czyli legendarnym gramofonie “Adam”. Specjalnie dla Portalu Winylowego bohaterka fotografii opowiada o tamtej niezwykłej przygodzie.
Jakub Krzyżański: Pani stare zdjęcie z Jarocina co pewien czas wraca jak bumerang i wzbudza sensację wśród internautów. Jaka historia kryje się za tamtym zdarzeniem?
Agnieszka Różańska: To był zupełny przypadek. Wybory Miss Pola Namiotowego organizowano dosyć wcześnie rano. Na polu namiotowym stała scena, na której działy się różne rzeczy w ciągu dnia, przed startem koncertów. I ja akurat wracałam spod prysznica taką główną alejką - miałam mokre włosy, podkoszulek, ręcznik. Nagle zaczepili mnie jacyś ludzie i zapytali, czy wezmę udział w wyborach Miss Pola Namiotowego, bo brakuje im dziewczyn. Zrobiłam wielkie oczy i z tego całego zaskoczenia się zgodziłam. Zabrali mi ręcznik, kazali dołączyć na scenie do innych kandydatek i powiedzieć coś o sobie. Pamiętam dokładnie, co powiedziałam. Że lubię zimne piwo i fajnych chłopaków (śmiech). To oczywiście była nieprawda, bo miałam 15 lat i nie piłam piwa, ale dostałam wielki aplauz. Zeszłam ze sceny i po paru chwilach dowiedziałam się, że wygrałam. Założyli mi szarfę, a do ręki wręczyli ciężkiego “Adama”. Dodam tylko, że to były czasy bez internetu i telefonów komórkowych. Moja mama z drżącym sercem puściła mnie do tego Jarocina, a ja nie dość, że wróciłam cała, to jeszcze z takim pokaźnym prezentem.
Trudno było 15-latce wyrwać się na taki festiwal?
To też jest ciekawe, bo ja tam pojechałam nie do końca po to, żeby słuchać muzyki. Jakiś czas wcześniej zapisałam się do Klubu Filmowego AWA, który działał w Centrum Kultury “Zamek” w Poznaniu. Kręciliśmy tam amatorski film na podstawie “Bram raju” Andrzejewskiego. To bardzo ciekawa powieść o krucjacie dziecięcej z 1212 roku, w dodatku składająca się jedynie z dwóch zdań. Reżyser wymyślił sobie, żeby zestawić główny wątek z sekwencją współczesnej pielgrzymki młodzieży do Jarocina. W ten sposób znaleźliśmy się na festiwalu, dostaliśmy akredytację, mieliśmy wykupione pole namiotowe i wszystko to było zasponsorowane przez klub filmowy. Co nie zmienia faktu, że zakochałam się wtedy w muzyce metalowej i do tej pory słucham metalu!
Wiedziała Pani o tak dużej popularności swojego zdjęcia?
Tak, ja to wszystko śledzę, chociaż nigdy nic nie komentuję. Opublikowano je na stronie “Czas PRL-u” oraz na kilku grupach na Facebooku, m.in. jarocińskiej, ”Mój gramofon”, “Polski Rock lat 80-tych” itp. Najbardziej rozbawiło mnie, że na tej gramofonowej wszyscy zachwycali się wyłącznie “Adamem” (śmiech). Potem pojawiły się pytania o losy dziewczyny ze zdjęcia i moi znajomi zaczęli odpisywać, że przecież to jest Agnieszka Różańska i wymieniać produkcje, w których zagrałam. Tak naprawdę już wtedy marzyłam, żeby zostać aktorką, ale miałam jeszcze przed sobą długą drogę.
3 lata później, w 1990 roku pojawiła się Pani na kolejnym festiwalu, tym razem w Opolu i już w zupełnie innej roli, w koncercie “Debiutów”. To znaczy, że muzyka od zawsze pełniła ważną rolę w Pani życiu?
Tak, ja do dziś śpiewam i uprawiam ten zawód. Mniej więcej w tym samym czasie zaczęłam śpiewać i grać. Rok po “Debiutach” wystąpiłam w Opolu w “Premierach”, a potem w Sopocie na jubileuszowej, 30. edycji festiwalu, gdzie dostałam nagrodę za przebój 30-lecia. Wykonałam wtedy w duecie z Pawłem Stasiakiem “Frontierę” z repertuaru Haliny Benedyk. W 1995 roku zdobyłam I miejsce na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu i to mnie umocniło w przekonaniu, że śpiewanie to moja druga, równoległa droga. Swego czasu zjechałam pół świata z orkiestrą Zbyszka Górnego, więc muzyka była ze mną przez te wszystkie lata.
Na jakich scenach i w jakich produkcjach można Panią obecnie oglądać?
Gdy skończyłam szkołę teatralną, zaproszono mnie do kilku teatrów, m.in. do Teatru Nowego w Poznaniu, który wybrałam i w którym pracuję do dziś. Gościnnie występuję też w Teatrze Muzycznym, gdzie gram w spektaklu “Pippin”. Uśmiałam się, kiedy zaproponowano mi rolę babci, ale dla aktora nie ma nic niemożliwego. Dosyć dużo śpiewam też z big bandami i nawet sama zaczęłam koordynować koncerty. Od trzech lat organizuję Jazz nad Potokiem. Wymyśliłam taką koncepcję, że skoro jest Jazz nad Odrą, to tutaj w Poznaniu zrobimy Jazz nad Potokiem, bo niedaleko miejsca imprezy płynie strumień o nazwie Różany Potok. Chociaż jestem organizatorem, to zespoły jazzowe, które tu występują, też mnie zapraszają na scenę. W ten sposób stałam się członkiem grupy Dixie Company z Poznania. Nie tylko tam śpiewam, ale również gram na banjo!
Udaje się Pani znaleźć w tym wszystkim jeszcze czas na słuchanie metalu?
Jak najbardziej, w domu zawsze chętnie. Zwłaszcza Slayer dobrze mnie pobudza.
Skoro już wiemy, co słychać u Pani, na koniec proszę powiedzieć, jak się miewa “Adam”?
To mój pierwszy i ostatni gramofon w życiu, mam go do tej pory. Niestety coś mi w nim zaczęło szwankować - odchylam ramię, słyszę uruchomiony silnik, ale talerz się nie obraca. Może znajdzie się ktoś, kto mógłby spróbować go naprawić? Jeżeli tak, bardzo proszę o kontakt, chętnie wyślę ten gramofon do jakiejś złotej rączki, albo podjadę, gdyby ta osoba również była z Poznania.
Chętnie pomożemy we wskrzeszeniu Pani gramofonu, zwłaszcza, że ma tak ciekawą historię. Bardzo dziękuję za rozmowę.
UWAGA APEL: Drodzy Czytelnicy, jeśli jest wśród Was ekspert od sprzętu Unitry, który mógłby się podjąć naprawy, napiszcie do nas! Wszystkie namiary przekażemy Pani Agnieszce.
foto współczesne: Agnieszka Różańska
foto Jarocin: archiwalne