Wywiady

Łukasz Cegliński: Happysad z wyjątkowym winylem na RSD Black Friday 2023

Jakub Krzyżański
Jakub Krzyżański
09.11.2023

Mam olbrzymi szacunek do ludzi prowadzących sklepy płytowe, jak i ich klientów. Podkreślam słowo „olbrzymi”! – mówi Łukasz „Pan Latawiec” Cegliński, gitarzysta Happysad. Wyrazem tego szacunku jest m.in. limitowany winyl zespołu pt. „Inaczej”, który ukaże się 24 listopada w ramach Record Store Day Black Friday 2023. To jedna z dwóch polskich premier imprezy. Rozmawiamy z muzykiem o szczegółach wydawnictwa, idei RSD oraz o tym, jakie płyty sam kupuje do swojej winylowej kolekcji.

Jakub Krzyżański: Z okazji Record Store Day Black Friday 2023 ukaże się Wasz limitowany winyl z zapisem jednego z koncertów w ramach „Happysad Inaczej Tour”. W historii zespołu to trasa inna niż wszystkie. Jak doszło do jej powstania i czy to prawda, że dużą rolę odegrał jeden radiowy występ?

Łukasz „Pan Latawiec” Cegliński: Tak, występ w radiu 357 dwa lata temu, podczas którego musieliśmy zagrać zdecydowanie ciszej i troszkę przearanżować utwory, przypomniał nam o naszym dawnym pomyśle ruszenia w trasę akustyczną, czy też półakustyczną. Dostaliśmy też lata temu taką nieoficjalną informację, jakoby mamy być kolejnym zespołem mającym pokazać swoje możliwości w anturażu MTV Unplugged. To był rok 2007, więc trochę nie dowierzaliśmy, ale wodze fantazji zaczęliśmy popuszczać. Sprawa oczywiście zgodnie z naszymi przewidywaniami nie doszła do skutku, a tym następnym zespołem prezentującym się w formule Unplugged został HEY, który, jak pokazała historia, tym występem pozamiatał i wyznaczył nową jakość koncertów bez prądu. Grając w 357 mieliśmy już sześcioosobowy skład, klawisze, saksofony, mogliśmy myśleć poważnie o nowej formule występów.

Czy zaskoczyło Was coś we własnych piosenkach, gdy pracowaliście nad kameralnymi aranżami? Może np. był na setliście jakiś numer, który po latach rockowego grania trochę Ci się przejadł, a teraz, dzięki nowej odsłonie, patrzysz na niego inaczej?

Osobiście największą frajdę i zaskoczenie przeżyłem, kiedy Michał, nasz saksofonista i klawiszowiec, zaaranżował wszystkie partie sekcji dętej i wraz z sekcją zagrali je po raz pierwszy na próbie. To było, jakbyś oglądał te zmultiplkowane puszki Campbella lub twarze Marylin Monroe od Warhola i nagle ktoś przystawił do nich jeszcze jedną wersję kolorystyczną i ona byłaby absolutnie najlepsza, jakby była ostatecznym dopięciem idealnej wizji, o której zapomniał autor. Poczułem, jakbyśmy tym utworom, napisanym i dotychczas odgrywanym w oczywisty sposób na rockowo i gitarowo, zrobili dobry uczynek, dali nowy, pasujący, potrzebny kolor, wydobywający z nich kolejne dno. Ale w ogóle, jako miłośnik klimatu marzycielskiego, nostalgicznego w muzyce, byłem oporowo uradowany tą setlistą, tym klimatem, który udało się osiągnąć, tym spokojem, tym jak na wierzch zaczął wychodzić tekst, koncertowo zazwyczaj schowany za ścianą gitar i hałasem perkusji. Podoba mi się, że podeszliśmy z dużym szacunkiem do swojej twórczości, z czułością, której czasem nam do niej brakowało. 

Płyta „Inaczej” ma nie tylko ciekawą zawartość muzyczną, ale również ładną oprawę graficzną. Rozkładana okładka i booklet autorstwa Tomasza Płonki mają nawiązywać do winyli z lat 60. Czy jest Ci bliska ta estetyka vintage? Inspiruje Cię tamta epoka, wracasz czasem do klasyki rocka?

Oj, z klasyki rocka to ja mam dwóję na szynach. Serio. W latach dziewięćdziesiątych rozpocząłem swoje dojrzewanie muzyczne, byłem wraz z rówieśnikami świadkiem wybuchu grunge’u, narodzin Rage Against The Machine, polubiłem drugą falę emo i do śmierci zapewne związałem się węzłem miłości z zespołem Sunny Day Real Estate. Od tamtej pory trzymam rękę na pulsie muzycznych nowości. Szukam cały czas artystów nadających ze mną na wspólnych falach i cieszę się, bo jest ich dużo. Rzadko cofam się do lat 60. czy 70. Wiem, że tam są podwaliny tego, czym wybrzmiewa muzyka aktualnie, wiem, że tam są odpowiedzi na wszystkie pytania, ale ziewam słuchając Floydów, tam jest może 20% mojej wrażliwości muzycznej. Ja chyba wiem, czego potrzebuję od muzyki i rzadko pędząc do przodu oglądam się wstecz w tej podróży. 

Natomiast inaczej sprawa ma się z oprawą graficzną płyt winylowych z tamtego okresu. Uwielbiam twarde okładki, eseje pisane na ich odwrocie, czarno białe zdjęcia tamże. W tym roku na RSD wyszedł pięknie wydany przez Craft Recordings album „CHET” Cheta Bakera. Klasyczny czarny winyl z materiałem nagranym w mono i piękna, gruba okładka, z tyłu esej, idealnie wydzielona bardzo czytelna przestrzeń na tyle okładki. No ideał! Tak, takie sytuacje bardzo mi dobrze robią. Jem wtedy oczami.

RSD jest świętem niezależnych sklepów płytowych. To dla Ciebie istotne, że wraz z zespołem dorzuciłeś swoją cegiełkę do takiego wydarzenia? 

Tak, dla mnie istotne, bo zależy mi, aby sklepom płytowym żyło się jak najlepiej. Nie dlatego, że w takim sklepie pracuję, gdy nie gram, ale ich popularność świadczy o umuzykalnieniu i wrażliwości społeczeństwa, a jak wiadomo muzyka łagodzi obyczaje. Jesteśmy jako kraj w takim momencie dziejowym, że muzyka powinna lecieć zewsząd. Uwielbiam sklepy muzyczne i nawet jeśli słucha się muzyki z radia, kiedy nie kontrolujesz, co tam w tym radiu leci i nie kupujesz na co dzień płyt, to może właśnie przede wszystkim wtedy zalecałbym odwiedzenie sklepu muzycznego. To jest ten dzień w roku, kiedy możesz wesprzeć zarówno swojego ulubionego artystę, jak i prywatny biznes, który jest tak ważny w środowisku owładniętym przez korporacje. Mam olbrzymi szacunek do ludzi prowadzących sklepy płytowe, jak i ich klientów. Podkreślam słowo „olbrzymi”!

Słyszałem, że Ciebie też często można spotkać w takich płytowych sklepach. Na jaką muzykę najczęściej polujesz?

Na moją muzykę nie muszę polować. Nie jestem poszukiwaczem pierwszych wydań w idealnych stanach, choć szczerze się przyznam miałem dreszcze, gdy na jakiejś giełdzie udało mi się wyszarpać za bardzo spoko cenę pierwsze amerykańskie wydanie drugiej płyty Portishead. Spoko cena wzięła się z nie do końca osłuchanego sprzedawcy, który uznał trzaski specjalnie nagrane i wkomponowane w muzykę zespołu za trzaski wynikające z wysłużenia tego egzemplarza. Moje szczęście😉 Rzadko bywam na giełdach płytowych, rzadko znajduję tam coś dla siebie. Żyję nowościami, a te można na spokojnie zamawiać przez internet. 

Opowiedz coś o swojej winylowej kolekcji. Kiedy pojawiło się w Twoim życiu to hobby i czy masz jakieś konkretne tytuły, z posiadania których jesteś wyjątkowo dumny?

Gramofon pojawił się u mnie w domu sześć lat temu, nie licząc tego gramofonu z dzieciństwa, który grał płyty dziadka i taty. Ten mój dorosły zakupiłem w momencie pustki, jaką poczułem po słuchaniu przez dłuższy okres muzyki tylko ze streamingu. Przerzuciłem się na muzykę z telefonu, przestałem kupować CD i cieszyłem się takim stanem rzeczy przez jakiś niedługi czas. Aż zaczęło mi brakować kontaktu z nośnikiem fizycznym. Ale tak bardzo wyraźnie. Pomyślałem, że nie ma już powrotu do półśrodków, czyli do malutkiej płyty CD, teraz potrzebuję iść na całość. Nie chcę już skakać po utworach i płytach jakbym się z kimś ścigał. Znowu chciałem kontemplować muzykę i jej opakowanie, które przecież jest jej integralną częścią. Jak słyszę o okładkach tworzonych specjalnie pod aplikacje streamingowe, czyli bardziej przykuwających uwagę w morzu miniaturek, czuję się nieswojo, czuję, że ktoś chce, aby świat był gorszym miejscem. 😉 A winyl to szacunek. Do artysty, jego muzyki, własnego aparatu słuchowego. Idealnie skrojone brzmienie, zgodne z naturą, nośnik, który wymaga skupienia, uwagi, troski, bo przecież jest chimeryczny. Tu pyknie, tu zaskrzeczy, tu czasem przeskoczy jeśli ryśnięty. Chimeryczny, ale piękny, wdzięczny. Wyraźna, wielka okładka, duża, wyraźna wkładka (uwielbia się duże i wyraźne rzeczy, gdy ma się czterdziestopięcioletnie oczy 😉).

Moja kolekcja wyzbyta jest staroci, klasyków. Najdroższą płytą jaką posiadam, jeśli rozmawiamy o wartości pieniężnej, jest lawendowe pierwsze tłoczenie debiutu Phoebe Bridgers, artystki, pomimo dużej i wciąż rosnącej popularności za oceanem, u nas znanej wciąż nielicznym zapaleńcom. Swoją cenę ma też sześciopłytowy box z twórczością Connora Obersta, czyli lidera Bright Eyes, który kupiłem w Warszawie przeceniony o połowę ceny z Discogsa, co też świadczy o popularności tego zespołu w naszym kraju.  Lubię soundtracki, stąd też w mojej kolekcji świetne wydanie muzyki z filmów „Swiss Army Man” (z papierową wycinanką), lub „Phantom Thread” (z zapisem nutowym utworów Johnny’ego Greenwooda z Radiohead). Upolowałem też podczas internetowego dropu wydawnictwa Mondo soundtrack do kreskówki „Over The Garden Wall”. Cudnie wydany (także nuty) i pięknie wytłoczony. Posiadam też ścieżkę dźwiękową filmu „Babylon”, podpisaną przez zdobywcę Oscara i czterech Złotych Globów, kompozytora Justina Hurwitza. Sporo albumów w ogóle mam podpisanych, bo zawsze zabieram winyle na koncerty. Wtedy nabierają dodatkowo wartości sentymentalnej.

Czy przygoda z winylem i trasą „Happysad Inaczej” wpłynie jakoś na dalszą działalność zespołu? Rozsmakowaliście się w łagodnym klimacie, czy planujecie już powrót do Waszego tradycyjnego grania?

Rozsmakowaliśmy się w łagodnym klimacie, ale nie w smak jest nam zostawianie tradycyjnego grania, dlatego w trakcie trwania trasy Inaczej zapadła decyzja, że wiosną gramy trasy łagodniejsze, a jesienią wracamy do hałasowania. Z tego miejsca już teraz zapraszam na drugą odsłonę „Happysad Inaczej” w marcu przyszłego roku. 😉

Dziękuję za rozmowę.

Premiera płyty „Inaczej” już 24 listopada w sklepach biorących udział w Record Store Day. Ich listę znajdziecie tutaj: https://recordstoredaypolska.com/sklepy (pod patronatem Portalu Winylowego)

Zdjęcie kolorowe: Robert Grablewski
Zdjęcia czarno-białe: kadr.org.pl

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2024 Portal Winylowy. All rights reserved.