
„Czasami ktoś o nas powie, że robimy remiksy czy przeróbki polskich hitów, ale to jest bardzo dalekie od prawdy” – mówi Maciej Zambon, założyciel The Very Polish Cut Outs – labelu, który w tym roku świętuje 15-lecie. To dobra okazja, by porozmawiać o historii i misji wytwórni, a także zapytać o „15” – jubileuszową, 3-płytową winylową kompilację, która ukaże się 31.10.2025.
Jakub Krzyżański: Kiedy zakładałeś The Very Polish Cut Outs, spodziewałeś się, że ta przygoda będzie trwać tyle lat, a label osiągnie taką pozycję?
Maciej Zambon: Na pewno nie. Tak samo, gdy w 2004 roku zaczynałem w ogóle grać jako DJ, też miałem inne wyobrażenie o tym zawodzie i nie myślałem, że po czterdziestce można jeszcze się tym parać i z tego żyć, a teraz sam mam 43 lata i widzę, że można :) Dlatego jestem zaskoczony, że udało mi się z The Very Polish Cut Outs utrzymać na rynku tyle czasu i ciągle sprzedawać płyty – chociaż kiedyś ludzie kupowali je w innym celu, niż dziś. Zmieniły się czasy, mam w dużej mierze inne grono odbiorców, ale i tak jestem w szoku, że to trwa już 15 lat.
A jak w ogóle wpadłeś na profil wytwórni? Opowiedz, jak odkryłeś, że w polskiej muzyce lat 70. i 80. drzemie potencjał, który warto wykorzystać.
To przyszło jakoś tak naturalnie. Mieszkałem w Poznaniu, był 2009 rok i już wtedy grałem od około sześciu lat. Panował boom na nu disco, a ja mocno zajarałem się sceną editową, czyli czymś, co zapoczątkował kiedyś Greg Wilson i później przejął DJ Harvey. Nagle przez to, że każdy mógł sobie kupić Abletona i samemu coś produkować, zaczęło to być modne. Już wtedy kupowałem płyty i w pewnym momencie, dzięki audycji Beats In Space Tim’a Sweeney’a, odkryłem Barisa K – DJ-a i producenta ze Stambułu. Usłyszałem jego miks „Eurasia”, który składał się z samych editów tureckich numerów. W tamtym momencie to mi po prostu rozwaliło łeb – że można coś takiego zrobić z muzyką, w dodatku lokalną i nieanglojęzyczną. Stwierdziłem, że spróbuję zrobić przeróbki polskich numerów. Może to jest ciekawe, ale wtedy jeszcze nic nie wiedziałem o polskiej muzyce, ona mnie nie interesowała. Byłem dzieckiem lat 80. i wszystko, co było z Polski, było fuj, be itd. Zacząłem więc te edity robić po prostu chałupniczo i wstawiać je na swojego bloga. Takie były początki, jeszcze bez żadnego wielkiego planu. Nawet nie myślałem, że wydam coś na płycie winylowej, zresztą nie miałem wtedy żadnej wiedzy na temat tego, jak wyprodukować płytę, nie mówiąc już o kwestiach finansowych – w tamtych latach, jak na moje zarobki, tłoczenie winyli kosztowało kosmiczne sumy.
Kiedy w takim razie pojawił się Twój pierwszy winyl?
Miałem więc pierwsze cztery edity i zacząłem je wysyłać do różnych ludzi z branży muzycznej. Wtedy popularny był taki blog bumrocks.com, gdzie raz w tygodniu pojawiał się jakiś jeden totalnie obskurny i dziwny numer. To mi pokazało, że można zagrać na imprezie np. nieznaną stronę B singla Bruce’a Springsteena i to może być zajebiste. Okazało się, że istnieje ogromne środowisko DJ-ów, którzy grają i miksują nieoczywistą muzykę. Postanowiłem te swoje edity wysłać do Bumrocksa, po czym dostałem odpowiedź, czy planuję to wydać. Odpisałem, że nie, no więc zapytali, czy oni to mogą wydać, na co ja, że kurczę, wiadomo! Dostali ode mnie wave’y i chyba 3, albo 4 miesiące później płyta z moimi editami ukazała się w sklepach na labelu Bumrocks.
Już jako The Very Polish Cut Outs?
Tak została zatytuowana ta epka – na potrzeby tamtej płyty wymyśliłem tę nazwę. W jej ułożeniu pomogła mi moja obecna teściowa, a wówczas jeszcze mama mojej dziewczyny, która była anglistką. Chciałem, żeby w nazwie było coś z wycinanką, czyli cut-out. I tak nam wyszło The Very Polish Cut Outs – bardzo polskie wycinanki. Trochę po angielsku, a trochę też niepoprawnie, ale taki był pomysł. W tym samym czasie jakoś różni producenci z Polski, m.in. Old Spice czy Kacper Kapsa, zaczęli mi podsyłać swoje polskie edity. I tak jakoś wraz z Kacprem Kapsą stwierdziliśmy, że założymy label poświęcony polskiej muzyce klubowej. A ponieważ nie mieliśmy pieniędzy, to po prostu zaczęliśmy nasze „release’y” wrzucać na Soundcloud. Pierwszy winyl wytłoczyliśmy dopiero 3 lata później, jak już wyemigrowałem do Berlina i zacząłem zarabiać w euro. To była siódemka z „Powiedzmy to” Breakoutu w moim edicie i „Uczę się żyć” Czerwonych Gitar zrobione przez Kacpra. W 2011 roku ruszyły też pierwsze imprezy sygnowane TVPCO – a inauguracja odbyła się w klubie SQ w Poznaniu.
Wskazałbyś jakiś kluczowy moment, w którym zauważyłeś, że Twoja działalność wykracza już poza bańkę didżejsko-diggerską i staje się częścią szerokiej popkultury?
Było kilka takich przełomowych zdarzeń. Pierwsze z nich to moment, gdy Bartek Chaciński zrobił ze mną wywiad do Polityki i zestawił mnie, jeśli dobrze pamiętam, ze Skalpelem i PRO8L3M-em. Uznał nas za takie trzy filary polskiego samplingu, gdzie jeden był odpowiedzialny za jazz, drugi za hip-hop, a trzeci – czyli ja – za muzykę rozrywkowo-taneczną. Napisał, że dzięki nam te stare brzmienia znów stają się cool. Kolejnymi sygnałami były różne wzmianki za granicą. Najpierw MTV napisało o labelu na swoich kanałach, potem zgłosił się do mnie Wizz Air, by zrobić wywiad do ich pokładowego magazynu. The Calvert Journal też coś napisał, poza tym płyty się dobrze sprzedawały za granicą, miałem dystrybucję w UK, dzięki której płyty trafiały do sklepów w całej Europie, w USA, a nawet w Japonii. Długo odnosiłem wrażenie, że w sumie cieszą się większym zainteresowaniem na świecie niż u nas. „Krystyna”, czyli edit piosenki „Specjalne okazje” Krystyny Prońko, była takim hitem, że wszyscy DJ-e ją grali, od Eddiego C przez The Revenge po Bradleya Zero.
A kiedy ta popularność na dobre rozkręciła się w Polsce?
Dużo później, około 2017 roku, po restarcie labelu, bo w pewnym momencie zrobiłem sobie przerwę, a nawet chciałem już go zamknąć. Był czas, gdy planowałem poświęcić się swojemu drugiemu labelowi – Transatlantyk – który w założeniu miał służyć współczesnej muzyce. Ale mniej więcej wtedy Welcome John wrzucił edit „Chcę ci powiedzieć” Maanamu na YouTube i algorytm poniósł to wideo do jakichś totalnie, że tak brzydko powiem, pojebanych wyników. Nagle ludzie zaczęli przychodzić na nasze imprezy i pytać, czy to zagramy. Na początku nie wiedziałem, o co chodzi, bo to był numer, który wyszedł trzy lata wcześniej i nic się specjalnego wokół niego nie działo. Owszem, udał się nam, ludzie przy nim tańczyli, ale na pewno nie został takim hitem, jak „Krystyna”. Dopiero kolega mi powiedział, żebym zajrzał na YouTube i wtedy odkryłem, że miał jakieś dwa miliony wyświetleń (we wrześniu 2025 roku ma 23 miliony – przyp. red.). Od tego czasu nasze imprezy eksplodowały. Raz w Warszawie przyszło na nas ok. 800 osób, ale większość z nich chyba tylko po to aby usłyszeć edit Maanamu. W pewnym momencie dla mnie jako DJ-a, który od lat szuka różnych brzmień, gatunków i lubi grać eklektycznie, okazało się to przekleństwem.
Wielu artystów dałoby się pokroić za taki hit!
Oczywiście, że tak. Wiadomo, że chcieliśmy grać, zarabiać pieniądze i mieć z tego jeszcze przyjemność. Z jednej strony ten numer nam to zapewnił i finansowo nasze stawki skoczyły, ale z drugiej strony większość ludzi, która przychodziła na imprezy, kojarzyła TVPCO tylko z dwoma czy trzema numerami. Ja natomiast wciąż nie miałem ochoty odcinać kuponów od tych kilku bardziej znanych numerów w katalogu. Ptakom to samo przydarzyło się z „Krystyną”. Oni w pewnym momencie byli tym sfrustrowani, bo jak umieszczali ten numer w środku setu, to potem jedna trzecia osób już wychodziła. Później wręcz zaczynali set od „Krystyny”, żeby dalej grać już to, na co mają ochotę i pozbyć się z klubu ludzi, którzy przyszli posłuchać tylko ich największego hitu. Doszło do sytuacji, że powiedziałem wszystkim DJ-om, którzy udzielali się na showcase'ach wytwórni, żeby już nie grali „Chcę ci powiedzieć”. Teraz już hajp na ten numer mocno opadł, mimo że wszyscy go znają, i raczej mało kiedy ktoś o niego pyta. Zresztą w ostatnich latach pokazało się mnóstwo innych remixów i editów, które też mocno zaistniały w świadomości ludzi śledzących label.
Jak rozumiem, bazowanie na znanych przebojach nie jest najważniejsze w działalności labelu?
Zdecydowanie nie. Widzisz, czasami ktoś o nas powie, że robimy remiksy czy przeróbki polskich hitów, ale to jest bardzo dalekie od prawdy. Ok, było kilka editów jakichś bardziej znanych numerów, typu „Kocham cię, kochanie moje”, ale tak naprawdę kto wcześniej znał „Chcę ci powiedzieć”? Kto kojarzył Arp Life Korzyńskiego? Na pewno niewiele osób. Ta polska estrada wcale nie była aż tak bardzo dyskotekowo-taneczna, raczej incydentalnie zdarzały się tego typu piosenki. Nikt nie znał „Specjalnych okazji” Prońko, to był numer totalnie nieodkryty, który dopiero dzięki Ptakom zyskał status kultowego. Mogę Ci podać mnóstwo podobnych przykładów i udowodnić, że bardzo dużo rzeczy zostało wykopanych przez ten label i taki był nasz cel, aby nie robić oczywistości. Na przykład „Ludzie z Marsa” Tutti Frutti – przecież to jest piosenka wzięta z kasety dla dzieci i przerobiona. Albo „New York” Krawczyka – utwór imitujący soul, o który nikt by tego artysty nie podejrzewał. To samo dotyczy Renaty Lewandowskiej czy materiału z kompilacji „Echo wielkiej płyty”.
Jako ktoś, kto prywatnie kolekcjonuje polską muzykę rozrywkową na winylu, wielokrotnie widziałem, że po Waszych editach wzrastała wartość pierwszych wydań z oryginalnymi wersjami tych numerów. Zwiększała się też popularność samych piosenek, np. w streamingu. Zauważyłeś, że macie taki wpływ?
Nie wiem, jak teraz, ale kiedyś na pewno tak było. Bardzo dużo zagranicznych DJ-ów, którzy przylatywali tutaj grać, zaopatrywaliśmy w stare płyty z numerami, których edity ukazały się na labelu. Każdy chciał mieć oryginał tego, czy tamtego numeru. Ogólnie rzecz biorąc, polska muzyka jest u nas ostatnio na topie. Są nawet badania, że Polacy chcą słuchać i słuchają polskiej muzyki, co jest mega odwrotem od lat dziewięćdziesiątych czy początku lat dwutysięcznych. Czy dołożyłem do tego jakąś cegiełkę? Być może, ale równie dobrze ten zwrot mógł się odbyć bez TVPCO. Od kilku lat mieszkam w Niemczech i oni przez dłuższy czas tak samo nie mogli patrzeć na wszelkie pozostałości po NRD. Teraz u nich też to wszystko wraca i ich stare meblościanki potrafią kosztować po 1000 euro. W Polsce na nowo królują np. fotele Chierowskiego, powróciły buty Sofixy, ludzie polują na polskie plakaty i cały ten PRL’owski design. Zakładam, że stara polska muzyka tak czy siak wróciłaby do łask, ale pewnie trochę jej pomogliśmy. Zdarza się, że na nasze imprezy przychodzą młodzi, dwudziestoparoletni ludzie i mówią, że dzięki tym przeróbkom poznają oryginalne piosenki. Sam tak kiedyś miałem, że dzięki editom amerykańskiego soulu z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych poznałem np. Marvina Gaye’a. To one doprowadziły mnie do jego genialnej płyty „What’s Going On”.

W pewnym momencie stałeś się ekspertem od wyszukanej, ciekawej polskiej muzyki z PRL-u. M.in. zaproszono Cię do ułożenia ścieżki dźwiękowej serialu „Brokat”, zostałeś też szefem redakcji muzycznej Radia Nowy Świat. Można powiedzieć, że ten label zbudował Twoją markę osobistą.
Na pewno gdyby nie The Very Polish Cut Outs te wszystkie rzeczy by się nie wydarzyły. Producenci „Brokatu” byli po prostu fanami labelu, robili serial, którego akcja toczy się w latach 70., więc chcieli mieć piosenki dobrane pod tamten klimat. Do tego faktycznie dostałem pracę na bardzo fajnym stanowisku, w dobrym radiu. Można powiedzieć, że to spełnienie moich marzeń. Przy czym chcę podkreślić, że prywatnie nie żyję wyłącznie muzyką klubową, bo lubię i Black Sabbath, i Kraftwerk, Tricky’ego, czy Fontaines D.C., ale to właśnie muzyce klubowej najwięcej zawdzięczam w swoim zawodowym życiu.
A z którego wydawnictwa The Very Polish Cut Outs jesteś najbardziej dumny?
Chyba z kompilacji „Echo wielkiej płyty”. Fajne było docieranie do tych wszystkich ludzi i diggowanie całkowicie zapomnianych, archiwalnych nagrań. Udało się to ładnie zapakować, wydać w świetnej jakości i myślę, że to wydawnictwo najbardziej oddaje ducha poszukiwania muzyki, która jest w stu procentach moja.
Oczywiście album Renaty Lewandowskiej też dał mi dużo satysfakcji, bo to był fenomen, ale do powstania tej płyty przyczyniło się kilka osób. Najbardziej Krystian Zieliński, ale również Norbert Borzym, bo to dzięki jego znajomościom wpuszczono mnie do radia, bym tam pogrzebał w archiwach. Astigmatic Records też później dorzucił swoje trzy grosze, więc to już była kolektywna praca, ale z tej płyty też jestem dumny.
Czy mocno zmienił rynek winyli przez te 15 lat?
Płyty wydaje się tak samo, ale – tak jak już wspominałem – teraz nie kupują ich DJ-e, tylko w większości kolekcjonerzy. Dostaję np. reklamacje, że przyszła paczka i ktoś dostał egzemplarz z zagiętym rogiem okładki, więc chce zwrotu, bo lubi mieć płytę w idealnym stanie. Nawet wiem, że to nie jest jakiś reseller, tylko człowiek, który dla siebie zbiera te winyle. Poza tym kiedyś nawet zrobiłem taką sondę na instastories, kto z fanów labelu ma gramofon, a kto nie ma i ok. 60% głosów było od ludzi bez gramofonu.
Na pewno Bandcamp bardzo dużo zmienił na plus, bo gdyby nie to, tak naprawdę już chyba bym tych winyli nie wydawał, nie opłacałoby się. Jednak z Bandcampa cały zysk idzie do kieszeni labelu, więc koszty się zwracają, zwłaszcza że ostatnio nakłady spadły. Wyjątkiem jest najnowszy album Etnobotaniki, który okazał się dużym sukcesem, ale generalnie w ostatnich dwóch latach widać spadek o 30-40%. Wszyscy wydawcy to potwierdzają, bo rozmawiam z różnymi ludźmi ze świata i to ogólna tendencja. Oczywiście jak na polski label nadal sobie dobrze radzę i nie mam powodów do narzekania, ale to tylko dzięki Bandcampowi on tak naprawdę działa. Bez niego przy tym spadku albo już bym wpadał w długi, albo w najlepszym wypadku wychodził na zero.
Przejdźmy do teraźniejszości. Zauważyłem, że w ostatnich latach trochę zmieniliście pole zainteresowań – z lat 70. i 80. przeszliście w 90., a obok funku i disco coraz częściej gracie np. nową falę. To wynika ze zmiany pokoleniowej na Waszych imprezach, czy po prostu tamten temat uważasz za wyeksploatowany?
Myślę, że jest już totalnie wyeksploatowany. To też pochodzi jakoś z moich gustów i tego, czego w danym momencie słucham. Gdy zaczynałem z TVPCO, bardzo dużo grałem klasycznego disco ze Stanów i wtedy mnie to mocno jarało, ale w tym momencie szukam po prostu dalej. Mógłbym jeszcze wydać z 50 Maanamów i Breakoutów, nawet sporo mam takich rzeczy gotowych na dysku, ale już mnie to nie rajcuje jako wydawcy. Czasami coś zagram na imprezie, ale to tyle. Jedynym powrotem do takich brzmień będzie wypuszczona w przyszłym roku składanka dwóch longplayów z przerobionym polskim disco, ale takim klasycznym ze smyczkami itp. :) Trochę rzeczy w naszym starym stylu pojawi się też na składance z okazji 15-lecia labelu. Najstarszy numer jest z 2008 roku, a najnowszy powstał na tydzień przed złożeniem tego do masteru, więc zapowiada się niezły rozstrzał.

Opowiedz coś więcej o tej rocznicowej składance. Czy trafią na nią też najpopularniejsze edity, te z wczesnych, obecnie mocno unikatowych winylowych samplerów?
Nie, to będą niewydane dotąd rarytasy zebrane na trzech longplayach. Może dwa-trzy numery wiszą gdzieś na YouTube, ale w większości to są rzeczy z szuflady.
Możesz podać jakieś tytuły? Albo chociaż oryginalnych wykonawców tych piosenek?
Nie mogę ujawnić tracklisty, to ma być niespodzianka. Zamysł jest taki, że ludzie kupują kota w worku – 15 nieznanych numerów na 15-lecie.
A czy masz już pomysł na kolejne lata labelu? Planujesz np. kontynuować serię The Very Polish Cut Outs Originals, w której promujesz debiutantów z nowym, autorskim materiałem? Zeszłoroczna płyta Julii Rover była bardzo udana.
Cały czas szukam kolejnych artystów. Gdy poznałem Julię i połączyłem ją z Pejzażem, a potem TAMTEN’em i Freux’em wyszło z tego naprawdę coś fajnego. Nie miałem gotowych planów na następne części serii, ale myślałem, że szybko ktoś nowy się zgłosi... a tu nic, co mnie trochę dziwi. Dostaję w radiu czasami różne promówki i jest tam ciekawa muzyka, tylko że ja bym chciał, żeby to flirtowało z jakąś elektroniką i żeby ten wspólny mianownik został zachowany. Chociaż kto wie, może się wyłamię i wydam np. jakiś indie zespół albo coś jazzowego. Zobaczę, co przyniesie przyszłość.
Dzięki za rozmowę, życzę kolejnych owocnych lat!
fot. archiwum prywatne