Wywiady

Oxford Drama: wdzięczność

Marcin Mieszczak
Marcin Mieszczak
24.09.2025

Ich pełen energii utwór „More & More” otworzył naszą winylową składankę „Polish Independent Music 2024”. Z Gosią Dryjańską i Marcinem Mrówką czyli duetem Oxford Drama rozmawiamy podczas pracy nad nową płytą. Opowiadają o 10 latach na scenie muzyki alternatywnej, swoich mistrzach melodii, planowanym winylu i tym, że nigdy nie zamierzają nagrać dwóch takich samych płyt. 

Magiczna receptura

Marcin Mieszczak: Istniejecie już ponad 10 lat, na koncie macie kilka kapitalnych albumów. Czy jesteście w tym miejscu, w którym wyobrażaliście sobie siebie, kiedy zaczynaliście wspólnie grać? 

Gosia Dryjańska: Kiedy weszliśmy w projekt, zwany zespołem, dla mnie to już było spełnienie marzeń. Zanim poznałam Marcina wydawało mi się to zupełnie poza moim zasięgiem. Myślałam, że trzeba znaleźć jakąś magiczną recepturę, by stać się muzykiem. Wiadomo, że bywało różnie i nie zawsze podejmowaliśmy takie decyzje, z których z perspektywy czasu jesteśmy zadowoleni, ale każdy kolejny krok był czymś, za co byłam bardzo wdzięczna. Zdobywając to doświadczenie, przekonałam się też, że nie jest mi to dane raz na zawsze, ale nad tym trzeba cały czas pracować. 

Marcin Mrówka: Zanim założyliśmy z Gosią zespół, grałem w czasach licealnych i studenckich z grupą przyjaciół. Myślałem wtedy, że tak to właśnie będzie: granie w pubach, za piwo, dla grupy znajomych, podczas gdy świat dużych scen był zupełnie nieosiągalny. Do tej pory ciężko mi uwierzyć, że niektóre rzeczy, w których braliśmy udział, przytrafiły się właśnie nam. Mógłbym wspomnieć tu chociażby wydanie debiutu w wytwórni Kamp! (Brennnessel Records - przyp. red.) i wspólną trasę, nagrywanie drugiego albumu z Julią Marcell i kapitalne bębny, które nagrał na tę płytę Thomas Fietz, występ na Off Festiwalu i wszystkich innych ważnych festiwalach. Czasem wciąż nie wiem, jakim cudem to się wydarzyło. Chociaż to nie jest tak, że na tym etapie nie znamy swojej wartości. Włożyliśmy mnóstwo pracy i serca w ten zespół i wiemy, że zaowocowało to albumami, które się ludziom spodobały. Mimo tego istnieje też dużo świetnej muzyki, która nie dociera do szerszej publiczności, więc sporo w tym loterii. Nam się to jednak przydarzyło i jesteśmy za to wdzięczni.  

Trochę uprzedziłeś moje drugie pytanie, bo właśnie chciałem Was zapytać, co z tej perspektywy czasu uważacie za swój największy sukces? 

MM: Za największy sukces uważam to, że wciąż mamy ochotę to robić. Wiesz, nie zawsze jest łatwo. Z jednej strony: duże koncerty, gdzie są piękne światła, później świetnie wyglądają na Instagramie. Wpis, że trafiłeś do nowej wytwórni albo zagrasz na dużym festiwalu, też brzmi fajnie. Ale za tym kryje się mnóstwo pracy, w szczególności jeśli jest się na takim poziomie jak my: trochę pomiędzy, bo nie do końca anonimowi, ale też nie mogący sobie pozwolić na zatrudnienie paru osób, które pomogłyby w prowadzeniu zespołu, przy koncertach etc.

GD: Zgadzam się z Marcinem. Ale za sukces uznałabym też to, że każda kolejna płyta powstaje jakby naturalnie. Gdy zaczyna nas coś inspirować, mamy potrzebę wyrazić to poprzez naszą muzykę. To może być nauka gry na nowym instrumencie, obejrzenie jakiegoś filmu lub poznanie twórczości artystów, których wcześniej nie znaliśmy. Napełniamy sobie to wiaderko inspiracji i nagle się okazuje, że jesteśmy już w trakcie pracy nad nowym albumem. 

Jesteście bardzo zgodni w odpowiedziach, a zdarza Wam się podczas tworzenia muzyki lub nagrywania jakaś twórcza polemika czy raczej zawsze macie spójną wizję?

Tych artystycznych jest najmniej, co nie znaczy, że się nie zdarzają (śmiech). Jednak duet jest dużo łatwiej prowadzić w porównaniu do większego składu. Zwłaszcza że założyliśmy ten zespół w oparciu o świadomość, że w kwestiach artystycznych w wielu miejscach jest nam po drodze. Oczywiście pojawiają się momenty, kiedy odbijamy piłeczkę i szukamy najlepszego rozwiązania.  

Takie melodie jak Kevin Parker

Dużo gracie za granicą i pewnie dostrzegacie, że tamtejsza scena indie jest dużo większa. Opowiedzcie coś o tych doświadczeniach i spojrzeniu na polski rynek przez pryzmat zagranicznego.   

GD: Zauważyliśmy, że to, jaką muzykę tworzymy, jest siłą właśnie tutaj, na naszym rynku. Trafiają do nas opinie od słuchaczy, że czują autentyczność tej twórczości, że to jest coś naszego. Zresztą jak gramy za granicą, to trafiamy na głosy fanów, którzy czują podobnie. 

MM: Chociaż gramy już od wielu lat, to wciąż jest w naszym kraju spore grono osób, które nigdy nie słyszało o naszej muzyce. Czujemy w tym potencjał, mimo tego, że śpiewamy po angielsku. Choć przez lata nam to odradzano, nigdy nie zdecydowaliśmy się na zmianę – nawet kosztem potencjału komercyjnego. Gdy zaczynamy grać, ta bariera językowa nie wydaje się być żadną przeszkodą. 

Jeśli zaś chodzi o granie i promocję za granicą: robimy wszystko, co możemy z obecnym zespołem osób, które z nami współpracują. Trochę po partyzancku udawało nam się dotrzeć do amerykańskich radiowców, co miało wymierne przełożenie. Niestety póki co nie udało nam się odpalić zagranicznej trasy koncertowej z prawdziwego zdarzenia. Mam też wrażenie, że wysłanie dema jest tylko jednym ze sposobów, jakimi można zainteresować zagranicznego wydawcę, jednak jedynym, z jakiego dotychczas skorzystaliśmy, więc wszystko przed nami. 

Szczególnym aspektem, który mnie urzeka w Waszej muzyce, jest wyczucie melodii. Kto dla Was jest takim mistrzem dobrej kompozycji w muzyce popularnej? 

GD: Ostatnio Marcin przypomniał mi o Kevinie Parkerze z Tame Impala, który swoją drogą wydał ostatnio dwa nowe utwory. Jego dwa pierwsze albumy bardzo mnie ukształtowały. 

MM: Mocne piętno odcisnął na mnie zespół Grizzly Bear, z dwoma songwriterami o trochę jednak innym stylu, bo Ed Droste jest bardziej popowy, a Daniel Rossen z kolei zakorzeniony w amerykańskim folku i jazzie. U nich się to pięknie uzupełniało. Z artystów z ostatnich lat chciałbym wymienić Sega Bodega - bardzo mi się podoba jego wyczucie melodii i harmonii. Polecam w szczególności jego ostatni album „Dennis”. 

Skoro jesteśmy przy pięknych melodiach, to skąd biorą się u Was? Gdzieś przeczytałem, że większość Waszych utworów z ostatniej płyty zrodziła się podczas wspólnych jamów. Jest w tym także miejsce na samotną pracę z gitarą czy innym instrumentem czy jednak zawsze jest to kolektywne tworzenie? 

MM: Każdy utwór to jednak inna historia, ale na ostatnim albumie „The World is Louder” większość kompozycji rzeczywiście powstała podczas jamowania. I to w sumie był pierwszy raz, kiedy coś takiego się wydarzyło. Wcześniej albo ja albo Gosia wymyślaliśmy akordy i linie melodyczne i dopiero potem nad nimi wspólnie pracowaliśmy. Gosia w dodatku proponowała teksty. Jest też grupa utworów, które swój początek miały w loopie syntezatorowym lub gitarowym, który podsyłałem Gosi, a Gosia wracała z linią melodyczną i tekstem. A potem już w przypadku każdego utworu to są dziesiątki, czasem setki godzin z klawiaturą i myszką (śmiech). 

Macie ukrytą mityczną szafę z pomysłami, niewykorzystanymi szkicami lub z utworami, które nie trafiły do oficjalnego odsłuchu? 

MM: O tak, mamy tego naprawdę sporo, przydałyby się jakieś porządki. Powoli wraz z naszym wydawcą zastanawiamy się, co można z tym zrobić, bo wierzymy w ten materiał… 

Dobra zabawa

Ostatni album „The World is Louder” nie ukazał się w formacie fizycznym - ani na winylu ani na CD. To celowy zabieg? 

MM: „What's The Deal With Time?” czyli nasz trzeci album ukazał się na CD. Natomiast z ostatnią płytą, o którą pytasz, to trochę wynik złego zarządzania czasem. Zaplanowaliśmy płytę, trasę i promocję i nagle się okazało, że ogłoszona trasa jest tuż za rogiem, a album jeszcze nie gotowy. Ostatecznie się nie wyrobiliśmy. Ale bardzo nas pocieszył fakt, że duńska artystka ML Buch swój pierwszy album, który został świetnie przyjęty, wydała tylko w wersji cyfrowej. Dopiero przy okazji kolejnej produkcji pojawił się debiut na nośniku fizycznym. Trochę więc teraz zdradzam plany naszego następnego wydawnictwa, może także winylowego… 

Coś jeszcze zdradzicie na temat nowej płyty?

GD: Możemy na pewno powiedzieć, że pracujemy nad nową muzyką, ale też nie chcemy mówić zbyt wiele. To daje nam otwartą furtkę. Jeśli byśmy powiedzieli „X”, to mogłoby oznaczać, że „X” się musi wydarzyć. Teraz jesteśmy na etapie sprawdzania, co jeszcze nas może zaskoczyć w tym wszystkim i to jest taki fajny moment robienia albumu, bo wszystko jeszcze jest możliwe. Chcemy się dobrze bawić, tworząc płytę. 

MM: Mamy nadzieję, że nigdy nie nagramy dwóch takich samych płyt. Chcemy zawsze się rozwijać i na każdym albumie szukać nowych środków ekspresji i jak na razie - przy okazji piątego albumu - nam się to udaje. Mam nadzieję, że to samo będę mógł powiedzieć, jak już będzie skończony.

Bardzo Wam dziękuję za rozmowę! 

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2025 Portal Winylowy. All rights reserved.