Wywiady

Mariusz Duda: Autoterapia to mój główny powód tworzenia

Konrad Sebastian Morawski
Konrad Sebastian Morawski
22.10.2025

Tegoroczne dziady będą inne niż wszystkie dotąd. To właśnie 31 października ukaże się ósmy album studyjny Lunatic Soul zatytułowany „The World Under Unsun”. Jego twórca, znakomicie dziś znany na polskiej scenie muzycznej Mariusz Duda, opowiedział naszym czytelnikom o kulisach powstawania albumu i odsłonił nieco mgieł otaczających oniryczny świat Lunatic Soul. 

Konrad Sebastian Morawski: Na jakim nośniku najczęściej słuchałeś muzyki w ostatnim tygodniu?

Mariusz Duda: Ostatnio akurat dużo podróżowałem samochodem, w którym mam odtwarzacz CD ze zmieniarką na sześć płyt. I zaaplikowałem sobie serię płytową. Więc na CD.

Reprezentuję Portal Winylowy więc muszę Cię zapytać: czy słuchanie winyli ma dzisiaj sens?

Ogólnie słuchanie muzyki ma sens. Muzyka rozwija wyobraźnię, działa terapeutycznie, pomaga lepiej czuć się psychicznie. A winyl to nośnik, który jest najbardziej dzisiaj związany z rytuałem słuchania muzyki, z celebrowaniem tego słuchania, więc tym bardziej ma to sens. A jak się ma jeszcze jakiś dobry sprzęt audio, to już w ogóle ma sens podwójny.

A na jakim sprzęcie słuchasz winyli?

Na sprzętach marki Pro-Ject i Technics. Ostatnio głównie Technics. 

Który z winyli Lunatic Soul został Twoim zdaniem najlepiej wydany? 

Pod jakim względem? Brzmieniowym? „Fractured” brzmi bardzo dobrze na winylu, na przykład. A graficznie lubię „Through Shaded Woods”.

Kilka Twoich wydawnictw ukazało się też na kasetach magnetofonowych. Jak wspominasz czasy, gdy magnety i kasety do nich kupowało się u ruskich na bazarze?

Ja swoje kasety kupowałem na węgorzewskim rynku (śmiech) i na tym nośniku zacząłem kolekcjonować swoją pierwszą muzykę. Potem przyszło CD, a dopiero na końcu winyl. Cóż, jestem z pokolenia, gdzie muzyki nie tylko się słuchało, ale też zdobywało. Więc te czasy pamiętam jako wielką frajdę również z jej kolekcjonowania. Nauczyłem się dzięki temu pokory i cierpliwości.

W 2008 roku, kiedy wydawałeś pierwszy album w ramach Lunatic Soul, odnosiłem wtedy wrażenie, że to projekt poboczny, raczej ciekawostka. Tymczasem Lunatic Soul to dziś mocna marka. Nie jest to tylko moje zdanie. Co, Twoim zdaniem, zdecydowało o jego sukcesie? Słuchacze zagryzają palce, gdy słyszą, że tworzysz coś nowego pod tym szyldem...

Lunatic Soul jest oryginalny muzycznie. I być może przez to z płyty na płytę coraz więcej słuchaczy się do tej muzyki przekonuje. Ten świat ma swój metafizyczny przelot i swoje własne, pełne charakterystycznych niuansów brzmienie. Próg wejścia nie jest jednak najłatwiejszy, bo trzeba najpierw odrzucić trochę stereotypów, a pamiętajmy, że w świecie związanym z tzw. rockiem progresywnym, do którego należę, tych stereotypów jest od groma. Tam np. gitara ma brzmieć jak gitara, bas jak bas, a perkusja jak perkusja. W Lunatic Soul dużo jest zaś eksperymentów studyjnych, gdzie często nie wiadomo co aktualnie gra. Poza tym jest to projekt będący trochę poza stylem. Nie wiadomo co to właściwie jest za gatunek, bo wszystkiego jest tu po trochu. Myślę jednak, że nowy album bardzo pomoże wszystkie niuanse sobie ładnie w głowie poukładać. 

Singiel Twojego nowego albumu „The World Under Unsun” łączy elektronikę i etniczne brzmienie, jest żywy, dynamiczny i uduchowiony. To trochę résumé dotychczasowej tożsamości Lunatic Soul. Jaki więc będzie ten ósmy album? 

„The World Under Unsun” to długi, monumentalny album, który zawiera wszystkie charakterystyczne elementy dla muzyki Lunatic Soul. Będzie podsumowaniem całej twórczości tego projektu. Dla mnie osobiście to takie skrzyżowanie LS1, „Walking”, „Through Shaded Woods” i „Fractured”. Przez warstwę liryczną i ogólny klimat, że to ostatni album cyklu, płyta ma też w sobie dużo specyficznej melancholii. Czuć to pożegnanie z historią, ale mam nadzieję w dobrym stylu.

Czy na nowym krążku Lunatic Soul będziesz zaskakiwał czymś słuchaczy czy raczej pozostawisz ich w świecie sennych wyobrażeń, w świecie, który wypracowałeś przez ostatnie kilkanaście lat? 

Oj, mam nadzieję, że zaskakiwanie słuchaczy jest na stałe wpisane w moje muzyczne CV. Myślę, że na tej płycie będzie parę momentów, rozwiązań, albo połączeń stylistycznych, których jeszcze w mojej twórczości nie było. 

Opowiedz o kulisach nagrań nowego albumu. Co dzisiaj powinni wiedzieć słuchacze oczekujący Twojego nowego albumu? 

Materiał powstawał długo i jest go dużo. Zacząłem o nim myśleć już w 2021. Nagrywałem go tradycyjnie w warszawskim Studiu Serakos pod okiem Magdy i Roberta Srzednickich. Perkusja i niektóre dodatkowe instrumenty zarejestrowano natomiast w otwockim The Boogie Town Studio. Na płycie gram na większości instrumentów samodzielnie. Jest sporo grania na pianinie, bo miałem taką fazę. Mam też gości - tradycyjnie Wawrzyńca Dramowicza na perkusji, Marcina Odyńca na saksofonie, w dwóch utworach pojawi się również Mateusz Owczarek na „dziwnie brzmiącej gitarze”. Jest to moim zdaniem zdecydowanie jeden z lepszych, jeśli w ogóle nie najlepszy album Lunatic Soul. Nie wiem czy kiedykolwiek go przebiję. 

Zanurzmy się w przeszłości. Ważną częścią Twojej twórczości jest człowiek. Jego miejsce pomiędzy życiem i śmiercią. Na pierwszych płytach Lunatic Soul dało się odczuć formę strachu przed życiem, poszukiwaniem swojego ja między bytem ziemskim, a tym po śmierci. Na kolejnych albumach eksplorowałeś świadomość człowieka, dotarłeś do jego korzeni, czasem mówiąc o wypaczeniach świadomości człowieka. Jaka jest dziś kondycja współczesnego człowieka? Dokąd zmierzamy? 

Współczesny człowiek, zdominowany przez technologię i prędkość jej rozwoju, nie nadąża za wszystkimi zmianami, przez co jest wiecznie zmęczony, wypalony i podatny na uzależnienia. Jest też pełen stresu, bo żyje w czasach niepewności jutra. Jeśli dołączymy do tego nastroje społeczne i masę innych czynników, to możemy mówić o całkiem poważnym kryzysie tożsamościowym. W Lunaticu zajmuję się jednak człowiekiem od strony bardziej metafizycznej, rzekłbym nawet duchowej, ale niekoniecznie związanej z wiarą czy jakąkolwiek religią. Dużo jest tu przede wszystkim o walce z wewnętrznymi demonami, stosunku do samotności, podróży w głąb siebie.

Przechadzając się po sentymentach chciałbym Ci powiedzieć, że uwielbiam teledysk do utworu „Moving On”, tak zresztą jak i sam utwór z 2017 roku. Mógłbyś coś szepnąć o konstrukcji tego nagrania? Przebijanie się przez mury, dotarcie do mostu (symbolu przejścia), wreszcie wymowna samotność w tle szumiącego morza. Czy była to forma autoterapii?

Autoterapia to zasadniczo mój główny powód tworzenia muzyki. Dlatego większość tematów moich tekstów to w dużej mierze wychodzenie z mroku w stronę światła, wychodzenie z labiryntu w stronę wyjścia, czekanie aż słońce przestanie być w stanie zaćmienia i zaświeci normalnym blaskiem. Przesłaniem „Moving On”, który był naszym pierwszym klipem z Oskarem Szramką, była kolejna forma uwolnienia się. A nic tak nie uwalnia od problemów jak kawa nad morzem (śmiech).

Na koniec pytania o kolejne nowe utwory z nadchodzącej płyty. Najpierw „The Prophecy”. Nie przypominam sobie takich rejestrów wokalnych u Ciebie, jakie zaprezentowałeś na wstępie. Brzmisz wysoko i eterycznie. Opowiedz o swojej pracy nad ścieżkami wokalnymi w tym utworze. Jakie techniki stosujesz, aby utrzymać dobrą formę wokalną? Kto Cię dziś inspiruje w sensie wokalnym?

Bardzo dużo pytań (śmiech). „The Prophecy” jest na początku śpiewany falsetem, który zwykle stosuję do drugich głosów, lub robienia wokaliz, np. wokaliza w „Gutter” to też falset. Ale faktycznie, chyba nigdy nie miałem utworu, który zaczynałby się od falsetu śpiewanego po angielsku. Więc mamy jakąś nowość. Jakie techniki stosuję? Zwykłe rozśpiewywanie się. I czasem lax-vox. A jeśli chodzi o wokalistów, którzy mnie inspirują, to nie ma takich. To znaczy szanuję wielu wokalistów i wokalistki, ale nie śpiewam dlatego, że zainspirował mnie czyjś wokal. Z reguły patrzę na muzykę całościowo, wokal to po prostu jeden z kilkunastu instrumentów, który jest mi potrzebny do wykończenia kompozycji. Jeśli ktoś miałby mnie inspirować, to muzycy, którzy np. nagrywają swoje solowe płyty grając na wszystkich instrumentach. To jest dopiero nagrywanie solowego albumu, prawda? 

„The Prophecy” to też przykład, jak świetnie uzupełniają się Twoje instrumenty i wokale z bębnami w wykonaniu Wawrzyńca Dramowicza. Opowiedz o waszej współpracy. 

Moja współpraca z Wawrzyńcem polega na tym, że jak mam gotowy materiał, to dzwonię do Wawrzyńca, on przychodzi na jeden lub dwa dni do studia, nagrywa partie perkusji według moich wskazówek, po czym się żegnamy i nie widzimy się do nagrań kolejnej płyty (śmiech). Co tu dużo mówić. Wawrzyniec to fantastyczna, niezwykle skromna osobowość i wyjątkowo muzyczny perkusista. Ma flow i nie jest jak to się mówi… „kwadratowy”.

Poznałem Wawrzyńca podczas nagrań debiutanckiej płyty Indukti, na której miałem przyjemność zaśpiewać dwa utwory, i od tej pory zawsze chciałem z nim współpracować. I tak się zawsze składa, że kiedy tylko nagrywam jakiś album Lunatic Soul, to do niego dzwonię. Wyjątkiem było „Through Shaded Woods”, bo tam nie chciałem mieć klasycznego zestawu perkusyjnego, więc poradziłem sobie samemu.

Do kogo śpiewasz w utworze „The New End”? 

Do tych, którzy wiedzą i czują, że nic już nie będzie takie samo. Że pewien etap ewidentnie się kończy.

W sensie czysto instrumentalnym kompozycja „The New End” wydaje mi się spójnym nawiązaniem do minimalizmu Twojej pierwszej „czarnej” płyty… a może to forma klamry i ostatniego wiersza w Twoim siedemnastoletnim liście do słuchaczy Lunatic Soul? Wszak „The New End” zamyka nowy album, a „The New Beginning” wraz z „Prebirth” otwierał debiut Lunatic Soul. 

Stosuję w swojej twórczości klamry od Second Life Syndrome: After/ Before, Lost/ Found, teraz mamy The New Beginning i The New End. Nic tak dobrze nie kończy płyty jak intymne wyznanie. I takim wyznaniem jest „The New End”. Żegnam się z Tobą, ale pamiętaj, że „na zawsze będziesz częścią mojej duszy”.

Dziękuję, że zechciałeś poświęcić swój czas, aby odpowiedzieć na te pytania. Mówię to nie tylko jako dziennikarz, ale też oddany fan, pamiętający jeszcze czasy koncertów w Krakowie sprzed ponad dwudziestu lat. Dziękuję, że jesteś. 

Dziękuję, że mam dla kogo nagrywać (śmiech).

foto: Oskar Szramka

Płyty Lunatic Soul znajdziesz w naszej wyszukiwarce płyt winylowych.

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2025 Portal Winylowy. All rights reserved.