W poszukiwaniu odpowiedzi pomogła mi książka „Bliskie spotkania z uzależnieniem” Gabora Maté, światowej sławy psychologa i psychoterapeuty. Autor w dużej mierze opisuje w niej historie swoich pacjentów, ale rozdział „Lekarzu, lecz się sam” poświęca… własnemu zamiłowaniu do kolekcjonowania płyt z muzyką klasyczną. Oczywiście to hobby nie jest tak destrukcyjne jak narkomania czy alkoholizm, ale również w dużym stopniu zawładnęło codziennością terapeuty.
Uzależnienie w białych rękawiczkach
Jedno zastrzeżenie: nie zrównuję mojej obsesji na punkcie muzyki klasycznej z zagrażającymi życiu nałogami moich pacjentów z Portland. Jestem od tego daleki – pisze Maté. – Moje uzależnienie, choć tak je nazywam, występuje w białych rękawiczkach. W życiu miałem też dużo więcej możliwości, by dokonywać wolnych wyborów, i nadal tak jest. Jednak o ile różnice między tym, co robię, a wyniszczającymi działaniami moich klientów są oczywiste, z podobieństw można się wiele nauczyć i nabrać pokory. Nauczyłem się widzieć uzależnienie nie jako wyraźną, oddzielną jednostkę: „coś, co masz, albo czego nie masz”, ale jako subtelne, szerokie kontinuum. Jego główne, definiujące cechy są obecne u wszystkich uzależnionych: od powszechnie szanowanego pracoholika na górze drabiny społecznej po ubogiego i uznanego za przestępcę maniaka cracku straszącego na Skid Row. Gdzieś na tym kontinuum znajduję się także ja sam.
Choć pasja psychoterapeuty to płyty nie winylowe, a kompaktowe, jego zachowania przedstawione w książce mogą być dla nas interesujące. Opisuje bowiem obowiązkowe wizyty w każdym napotkanym sklepie muzycznym, wielogodzinne przeglądanie w internecie ofert z płytami oraz recenzji, a także przyznaje się do zatajania przed żoną kwot przeznaczanych na muzyczne zakupy. Brzmi znajomo, prawda? Zwłaszcza ukrywanie wydatków jest częstym tematem rozmów i żartów między kolekcjonerami płyt. Najbardziej się boję, że gdy umrę, moja żona sprzeda moją kolekcję płyt za tyle, ile jej powiedziałem, że jest warta – możemy przeczytać w jednym z memów. Takich dowcipnych obrazków krążących po mediach społecznościowych jest dużo więcej. Dlaczego więc ukrywamy, ile pieniędzy wydajemy na nasze hobby? Czyżbyśmy podskórnie czuli, że przesadzamy z zakupami? Z drugiej strony możemy się usprawiedliwiać, że nie po to ciężko pracujemy, aby później odmawiać sobie różnych przyjemności. „Ta płyta mi się po prostu należała!” – parafrazujemy klasyka po każdym kolejnym zakupie. Ale czy nie podobnie myśli osoba z problemem alkoholowym, zasiadając codziennie do ulubionego trunku? O opinię pytam więc eksperta.
Kto rządzi: osoba czy jej pasja?
- Każde hobby może przerodzić się w obsesję – od chodzenia po górach przez zbieranie znaczków – mówi Anna Nycz, psycholożka z poznańskiej Poradni Profilaktyki i Leczenia Uzależnień Monar. Na pytanie, czy uzależnienie od płyt winylowych należy traktować bardziej jako zbieractwo, czy jako zakupoholizm, odpowiada: – Nie ma prostej, ani jednoznacznej odpowiedzi. Wszystko zależy. Na pewno nie istnieją żadne psychotesty, które mogłyby to zbadać. A może nawet istnieją, ale zdecydowanie odradzałabym korzystania z nich. Takie zestawy pytań można sobie zadawać indywidualnie – np. jak mi z tym jest, co w związku z tym przeżywam, co mi to daje dobrego, a co złego, jak wpływa na moje życie osobiste, zawodowe, z czego wynika ta pasja, w czym mi pomaga, w czym mi przeszkadza itp. Każdy przypadek trzeba byłoby rozpatrywać osobno, po pogłębionej analizie i obserwacji. Nie można tego nazwać prosto zakupoholizmem i sprawa z głowy.
Psycholożka wymienia jednak pewne sygnały ostrzegawcze, które powinny uświadomić kolekcjonerom, że ich hobby zaczyna wymykać się spod kontroli.
– Kiedy kupowanie płyt winylowych wpędza nas w tarapaty, staje się destrukcyjne, wpływa negatywnie na najbliższe relacje, pozwala nam natychmiastowo obniżyć napięcie czy regulować emocje, a potem odczuwamy z tego powodu poczucie winy to moment, w którym warto się zastanowić nad funkcją i mechanizmem tego zakupu – a może nawet – zgłosić się do specjalisty. Ale to zależy od samych zainteresowanych – to oni decydują, jak im z tym jest i jak to wpływa na ich życie i trudno udzielić tutaj jednoznacznych, zgeneralizowanych odpowiedzi – mówi Anna Nycz.
Czy jesteśmy „winyloholikami”?
Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest obserwacja swoich zachowań. Można je oczywiście konsultować z bliskimi albo innymi pasjonatami. Tak też się dzieje na forum portalu Discogs.com, gdzie powstało już kilka wątków z rozważaniami na temat tego, że kolekcjonowanie płyt bywa uzależniające. Jeżeli nie jesteś uzależniony, robisz to źle – żartuje jeden z użytkowników. Inny twierdzi, że kluczowe jest obranie odpowiedniej kolejności w dysponowaniu domowym budżetem. Jeżeli wypłatę najpierw wydaję na płyty, a dopiero z tego, co mi zostanie, kupuję jedzenie, wtedy mogę mieć problem – tłumaczy. Część kolekcjonerów przyznaje, że narzuca sobie miesięczne limity finansowe na swoje hobby, bo inaczej wpadliby w kłopoty. Dobrze więc, że istnieje jakaś świadomość potencjalnego zagrożenia.
Na koniec dodam, że Gabor Maté w kolejnym, poszerzonym wydaniu swojej książki oznajmił, iż zerwał z nałogiem i od 2009 roku nie kupił sobie żadnej nowej płyty. Najwidoczniej uznał, że muzyczna pasja w zbyt dużym stopniu opanowała jego życie. Zatem trzymajmy za siebie kciuki, aby nikt z nas nigdy nie był zmuszony do tak radykalnego kroku.
foto: Jakub Krzyżański