Winyle

„Back in the U.S.S.R.”, czyli winyle zza żelaznej kurtyny

Jakub Krzyżański
Jakub Krzyżański
01.03.2024

Charakterystyczna okładka z płonącym sterowcem podpisana „Лед Зеппелин” lub album Madonny o tytule „Като Дева”. Te oraz inne winyle z dawnego bloku wschodniego do dziś można znaleźć w wielu polskich kolekcjach. Przejmowane w spadku po rodzicach lub kupowane bez większych emocji ze względu na swoją niską cenę, traktowane są często jako egzemplarze gorszego sortu i raczej nie stanowią dla nas głównego celu poszukiwań. Tymczasem coraz więcej zagranicznych kolekcjonerów odkrywa płyty z zachodnią muzyką wydane z tzw. demoludach. Może więc czas spojrzeć na nie przychylniejszym okiem?

Temat socjalistycznych winyli jest równie rozległy, co granice dawnego ZSRR. Pamiętajmy, że kraj ten obejmował aż 11 stref czasowych i wraz z bratnimi państwami tworzył ogromny rynek, za czym szły równie duże nakłady płyt. Maryla Rodowicz pochwaliła się kiedyś, że jej radziecki album „Марыля Родович” z 1983 roku sprzedał się w ok. 10 milionach egzemplarzy. Dla porównania: wydany w tym samym czasie „The Final Cut” zespołu Pink Floyd osiągnął na całym świecie wynik zaledwie 7 milionów (ale w przeciwieństwie do Maryli panowie przynajmniej coś na swojej płycie zarobili). Ponieważ Polska była jednym z baraków w tym przysłowiowym obozie, winyle z krajów komunistycznych docierały tu bez żadnych problemów.

–  W PRL-u w Warszawie były dobrze działające ośrodki: radziecki, NRD-owski, bułgarski, w których sprzedawano płyty, wtedy pewnie tłoczone na lewo. Kupiłem np. „Thriller” Michaela Jacksona wydany przez Balkanton – wspominał niedawno Michał Rusinek w wywiadzie dla Portalu Winylowego. Co do legalności socjalistycznych pressów, teoretycznie bułgarski Balkanton, radziecka Mełodija czy NRD-owska Amiga wydawały nagrania na licencji, choć obawiam się, że Król popu wyszedł na tym biznesie podobnie jak Królowa polskiej piosenki. Natomiast samych nabywców kwestie prawne na pewno wtedy nie interesowały, ponieważ osobom przeciętnie zarabiającym i bez zagranicznych kontaktów winyle zza żelaznej kurtyny dawały jedną z niewielu możliwości słuchania zachodniej muzyki. Mimo to dla ambitnych kolekcjonerów zawsze były substytutem, bo choć dobrze jest posiadać album „Като Дева”, dużo większą radość sprawiłaby ta sama płyta opatrzona tytułem „Like a Virgin”.

Obok wszechobecnej cyrylicy głównymi wadami wschodnich pressów były także fatalnie wyglądające okładki, w dodatku często modyfikowane. Wydany w 1992 roku (a więc już nie w Związku Radzieckim, tylko w Rosji) trzeci album Led Zeppelin posiadał zupełnie inną obwolutę, na której – nie wiedzieć czemu – umieszczono m.in. stojącą na Placu Czerwonym cerkiew Wasyla Błogosławionego. Takich smaczków było więcej, np. płyta „Voules-Vous” grupy ABBA posiadała okładkę zaczerpniętą z singla „The Winner Takes It All”. Zresztą nawet ślepy rozpoznałby, że ma do czynienia z komunistycznym wydaniem, ponieważ wystarczyło tylko dotknąć papieru, na którym została wydrukowana okładka.

Czy dzisiaj wszystko to zniechęca zachodnich kolekcjonerów? Wprost przeciwnie. Dla nich winyle z krajów socjalistycznych są przede wszystkim egzotyczne i zabawne. Im więcej różnic i dziwactw, tym lepiej. Wiedzą o tym m.in. fani Beatlesów. O docierającej za żelazną kurtynę Beatlemanii powstało już kilka artykułów oraz filmów na YouTube. Ponieważ w czasach zimnej wojny rock’n’roll był zakazaną muzyką ze „zgniłego Zachodu”, początkowo tłoczono nielegalne nagrania Czwórki z Liverpoolu oraz im podobnych zespołów na… zużytych kliszach rentgenowskich. Miały one fatalną jakość dźwięku, szybko się rysowały, ale przynajmniej łatwo je można było transportować i ukryć w razie kontroli. Natomiast pierwszym winylem, który oficjalnie został wydany w ZSRR przez państwową firmę Mełodija był album „A Hard Day’s Night”. Ukazał się on w 1986 roku (22 lata po oryginalnej premierze) i osiągnął zawrotny sukces. Zaraz po nim wypuszczono jeszcze składankę „A Taste of Honey”, przewidzianą tylko na rynek radziecki. Bardzo możliwe, że to wskutek tej odwilży Paul McCartney podjął decyzję, by w 1988 roku swoją  nadchodzącą płytę wydać wyłącznie w Związku Radzieckim. Krążek zatytułowano „CHOBA B CCCP” („Znowu w ZSRR”).

A jak prezentował się dźwięk tych płyt? O dziwo nie najgorzej. – Na pewno nie są to wydania audiofilskie, ale brzmią całkiem nieźle, nadają się do codziennego używania – to tylko jeden z komentarzy. Wschodnie winyle artystów innych niż The Beatles także cieszą się dobrymi opiniami, którym często towarzyszy pozytywne zaskoczenie. Poniżej dwie kolejne wypowiedzi, tym razem znalezione na platformie „Steve Hoffman Music Forums”:

Posiadam składankę LP Davida Bowiego wyprodukowaną w ZSRR. Zawiera niezły zbiór piosenek, wytłoczona na bardzo ciężkim winylu (przypuszczam, że około 200 g) i wygląda świetnie. Żadnych hałasów w tle, żywy dźwięk, całkiem przyjemne brzmienie i dobry mastering.

Mam tylko jeden rosyjski winyl – „Nursery Cryme” Genesis (zakładam, że pirat), ale jakość dźwięku jest wspaniała. Prawdopodobnie najlepsza wersja, jaką słyszałem, porównywalna z brytyjskim pierwszym wydaniem.

Co ciekawe, na początku lat 90. moskiewska firma Antrop (ta sama, która umieściła cerkiew na okładce „Led Zeppelin III”) do tłoczenia płyt wykorzystywała mixy przeznaczone na pierwsze zachodnie wydania kompaktowe. Co oznacza, że winyle tej wytwórni brzmieniowo mogły dorównywać nawet dzisiejszym reedycjom! Na eBayu dobrze zachowane płyty Antropu osiągają już ceny podobne do wydań brytyjskich i niemieckich.

Intrygujące wydania zachodnich albumów to nie jedyne powody, by zainteresować się winylami od wschodnich sąsiadów. Nie zapominajmy także o unikatowych cyklicznych wydawnictwach, które ukazywały się wyłącznie w państwach socjalistycznych. Przykładem jest chociażby seria Amiga Jazz, będąca NRD-owskim odpowiednikiem naszego Polish Jazzu. Do tego dochodzą jeszcze kompilacje tworzone wyłącznie przez komunistyczne labele. Dla mnie nie ma lepszej i bardziej kompletnej składanki Raya Charlesa niż winyl „Selected Songs”, wydany w połowie lat 80. przez Balkanton. Jeżeli natomiast chcielibyście mieć na winylu najważniejsze przeboje z pierwszych trzech albumów Kate Bush, ponownie odsyłam was do katalogu niemieckiej Amigi. To jedyna firma, która wydała takie „The best of”. Jeszcze osobną kwestią jest genialna muzyka radziecka, czechosłowacka czy jugosłowiańska, wydawana jedynie nakładem rodzimych wytwórni. Ale to już temat na osobny artykuł.

Fenomen winyli z krajów socjalistycznych na pewno zasługuje na większą uwagę. Choć trudno nam spoglądać z sentymentem na albumy opatrzone cyrylicą (nie tylko ze względu na własną historię, ale również z powodu obecnej wojny za wschodnią granicą), warto zmienić podejście i potraktować płyty z demoludów jako wartościowe relikty. W dodatku czasem nawet zaskakująco dobrze brzmiące.

Jedyny polski portal o płytach winylowych. W sieci już od ponad 10 lat (wcześniej Psychosonda)

Dane kontaktowe

Redakcja Portalu Winylowego
(biuro e-words)
al. Armii Krajowej 220/P03
43-316 Bielsko-Biała

© 2024 Portal Winylowy. All rights reserved.